piątek, 25 grudnia 2015

W głowie się nie mieści!

Inside Out

USA 2015
Scenariusz: Michael Arndt
Reżyseria: Pete Docter

Czy w młodości próbowaliście wyobrazić sobie, jak działa wasz organizm? Ja miałem ułatwione zadanie - akurat w telewizji rekordy popularności bił serial "Było sobie życie", gdzie wszystkie komórki organizmu przedstawiono jako antropomorficzne stworki. Tym sposobem ciekawie, dowcipnie i przystępnie wytłumaczono, jak jest zbudowane i jak funkcjonuje ludzkie ciało. Serial tak zadziałał na wyobraźnię, ze nawet dzisiaj lubię sobie myśleć, że właśnie w mojej głowie jakiś stworek wcisnął guzik na tablicy kontrolnej i sprawił, że mrugnąłem oczami. Do tej koncepcji silnie nawiązuje animacja "W głowie się nie mieści". W moim odczuciu był to strzał w dziesiątkę - pomysł został wykorzystany w sposób ciekawy i oryginalny, a film w pewnym stopniu pozwala zrozumieć, dlaczego zachowujemy się tak, jak się zachowujemy.

W świecie przedstawionym zachowania wszystkich istot żywych są sterowane przez Emocje - antropomorficzne stworki siedzące w głowie i obserwujące, co się dzieje z istotą, którą kierują. Są to: Radość odpowiedzialna za dobry nastrój i zabawę; Smutek - specjalista od troski i wartości rodzinnych; Strach strzegący przed niebezpieczeństwem; Odraza zajmująca się rozsądnym poznawaniem nowych rzeczy; Gniew pobudzający do działania. Emocje zajmują "Centralę Dowodzenia" i od nich zależy, co w danej chwili czujemy. Przeżyte wydarzenia są zachowywane w postaci świetlistych kul - Wspomnień. Kilka z nich tworzy Fundament - wydarzenia mające największy wpływ na nasze osobowości. Pozostałe są przechowywane w Pamięci Długotrwałej - ogromnej strefie wypełnionej tysiącami półek wypełnionych Wspomnieniami. W razie potrzeby Wspomnienia są wysyłane z powrotem do Centrali, by pomóc Emocjom podjąć właściwą i najbardziej korzystną decyzję. Oprócz tego w mózgu są też strefy takie jak Podświadomość, Marzenia oraz Zapomnienie, do którego trafiają wszystkie Wspomnienia z jakiegoś powodu tracące ważność i z którego nie ma już ucieczki.

czwartek, 17 grudnia 2015

W rocznicę tragedii: "Czarny czwartek" oczami uczestników

Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł

Polska 2011
Scenariusz: Mirosław Piepka, Michał Pruski
Reżyseria: Antoni Krauze
 
Kiedy przed laty mieszkałem w Gdyni, w maleńkim mieszkanku na strychu domku przeznaczonego dla 5-6 rodzin, bardzo polubiłem dwóch przesympatycznych starszych panów. Prawdziwe "złote rączki", co umiały wszystko naprawić, we wszystkim pomóc i wszystko załatwić. Pewnego razu zrobili mi malowanie całego mieszkanka. Podczas pracy opowiadali mi o Gdyni - jej najpiękniejszych stronach, ale i najtragiczniejszych chwilach. Za najstraszliwszy dzień w dziejach miasta jednogłośnie uznali 17 grudnia 1970 roku. Data ta znana jest na Pomorzu każdemu dziecku od kołyski jako "Czarny czwartek".

Starsi panowie opowiadali mi przez łzy o tym, co przeżyli. Nie byli żadnymi bohaterami "Solidarności", która wtedy nawet nie istniała. Nie uczestniczyli w żadnych strajkach czy zamieszkach. Trzymali się z daleka od polityki; chcieli jedynie spokojnie i godnie żyć. Tego dnia jak zwykle pojechali do pracy Szybką Koleją Miejską. Kiedy dojechali na miejsce, przywitały ich strzały - z ostrej amunicji, oddane bez żadnego ostrzeżenia do wjeżdżającego na stację pociągu. Wysiedli z kolejki i zobaczyli zabitych i rannych na ulicy. Ten jeden, jedyny raz zdecydowali się wziąć udział w demonstracji - szli w pochodzie ulicą Świętojańską tuż za drzwiami, na których robotnicy położyli ciało Zbyszka Godlewskiego, najmłodszej ofiary tego tragicznego dnia, uwiecznionego jako Janek Wiśniewski w słynnej balladzie. Starsi panowie, o których piszę, widzieli też śmierć jednego ze znanych sobie z widzenia ludzi - Brunona Drywy, który wraz ze swoją rodziną jest głównym bohaterem filmu Antoniego Krauzego "Czarny czwartek".

piątek, 11 grudnia 2015

Strach przed ciemnością - lęki są zaraźliwe

Fear of the Dark

USA 2003
Scenariusz: K.C. Bascombe, John Sullivan
Reżyseria: K.C. Bascombe

Czasami moja kotka budzi we mnie strach. Otóż zdarza się, że ni stąd, ni zowąd podnosi głowę, patrzy w drzwi, wodzi uważnie po pokoju, potem spina się, jakby zobaczyła kogoś obcego, robi parę kroków, znów wodzi wzrokiem, a potem się uspokaja. Ktoś mógłby uznać, że to tylko jakaś forma kociej zabawy, ale ona jest wyraźnie zaniepokojona i patrzy uważnie w określony punkt. Przesuwający się punkt, uściślijmy. Zawsze zastanawiam się, co ona widzi. I zaczynam się troszkę bać.

Lęki bowiem mogą się udzielać. Osoba stojąca twardo na ziemi, na co dzień absolutnie racjonalna i do bólu sceptyczna może zacząć bać się czegoś, co wprawia w przerażenie kogoś będącego blisko niej. O ile oczywiście występuje więź i silnie rozwinięta empatia. W takich sytuacjach członkowie rodziny osobnika dotkniętego fobią sami robią wszystko, by uchronić nieszczęśnika od lęku, ale jednocześnie stają się uczestnikami tej obsesji. Skutkiem jest to, że może zacząć się ona udzielać innym domownikom, jeśli wykształci się w nich przekonanie, że przecież ich bliski nie może aż tak bardzo bać się bez powodu. O tym właśnie zjawisku opowiada niezależny horror psychologiczny "Strach przed ciemnością".

piątek, 4 grudnia 2015

Generacja DNA - sex, drugs and industrial

The Gene Generation



USA 2007
Scenariusz: Keith Collea, Pearry Reginald Teo
Reżyseria: Pearry Reginald Teo

Od kilku lat moim hobby jest "urban exploration". Jest to wędrówka po terenach miejskich, ale nie byle jakich: zwiedza się nie zabytki, zamki czy kościoły, ale fabryki, opuszczone magazyny, budowle techniczne, bocznice kolejowe i tym podobne rzeczy. Taki sposób spędzania czasu jest w Polsce stosunkowo nowy,  ale ma już wielu pasjonatów. Rozumiem to doskonale - takie rozpadające się domy, niszczejące maszyny, rdzewiejące wagony to jednak również nasza historia, jej znacząca, ale zapomniana i niedoceniana część - a przecież mówiąca o swoich czasach nierzadko więcej niż najpiękniejszy nawet zamek. Rozumiem jednak, że nie każdy może zachwycać się czymś takim. Do tego trzeba pewnej specyficznej (czy jak kto woli: dziwacznej) wrażliwości. Pewnie dla takich właśnie ludzi została stworzona "Generacja DNA" - film tak dziwny i nieudany, że aż piękny i będący swoistym arcydziełem. 

W bliżej nieokreślonej przyszłości w państwie-mieście Olimpia grupa uczonych zaprojektowała urządzenie zwane transkoderem. Umożliwia ono manipulację kodem genetycznym, co pozwala m.in. na leczenie chorób lub śmiertelnych ran w ciągu kilku sekund. Jednak na skutek wypadku w laboratorium dochodzi do tragedii: u doktor Hayden, szefowej zespołu badawczego zachodzi mutacja, przez co zamienia się ona w potwora, zaś jeden z uczonych, Christian, ucieka wraz w urządzeniem. Tragedia firmy badawczej odbiła się na całym mieście - ludzie bali się tu mieszkać i zaczęli masowo uciekać. Jednak wyprawa poza miasto możliwa jest tylko dla wybranych, a identyfikacja odbywa się za pomocą badań genetycznych. Nowocześni złoczyńcy zwani hakerami DNA kradną wzorce genetyczne tym, co mają bilety na wyjazd, i sprzedawać je ludziom, którym się nie powiodło. Chcąc powstrzymać nielegalny proceder, władze posługują się płatnymi zabójcami likwidującymi hakerów.