
Jak to się zaczęło? Filmy SF należały początkowo niemal bez wyjątku do tzw. klasy "B". Mimo niskiego budżetu, mniej lub bardziej nieznanych nazwisk aktorów i beznadziejnego scenariusza, przyciągały one do kin tłumy (o przyczynach tego zjawiska piszę w tym miejscu). W tej sytuacji trudno się dziwić, że wytwórnie filmowe zaczęły stopniowo dostrzegać potencjał tkwiący w fantastyce naukowej. Początkowo niechętnie, ponieważ taka tematyka nadal traktowana była jako co najwyżej źródło niepoważnej, banalnej rozrywki. Dość powiedzieć, że niektóre z wielkich wytwórni zdecydowały się nawet na produkcję własnych niskobudżetowych "dzieł"! Taka działalność nie wyszła nikomu na dobre - ludzie dobrze rozumieli różnicę między niedoróbkami klasy "B" a sileniem się na takowe, znani aktorzy nie chcieli brać w powstawaniu takich filmów udziału, zaś same wielkie wytwórnie bały się utraty wiarygodności.
Na pomoc wytwórniom przyszła rzeczywistość. Najpierw Rosjanie zadziwili świat, wystrzeliwując w kosmos "Sputnik 1", potem jeszcze bardziej, kiedy z orbity zaczął nadawać komunikaty Jurij Gagarin. Loty w kosmos stały się rzeczywistością. Astronauci stali się nowymi bohaterami świata. Światowa kinematografia zaczęła powoli rozumieć, że ludzie będą domagać się coraz silniejszym głosem filmów opisujących podbój kosmosu. Jednocześnie wiadomo było, że na razie niewiele jest do pokazania. Poza tym podbój kosmosu był elementem wyścigu zbrojeń między USA i ZSRR - tymczasem ludzie mieli dość rzeczywistości związanej z kryzysem kubańskim i wojną w Wietnamie, by chcieć oglądać coś takiego w kinie. Nikt nie chciał też ryzykować spektakularnej klapy - niezbyt wierzono jeszcze w sukces wysokobudżetowej produkcji w klimatach fantastycznych.
Szczęśliwie znalazł się człowiek, który rozumiał te problemy. Nazywał się Gene Roddenberry. Wymyślił on, że bardziej ambitna produkcja SF powinna dziać się w przyszłości, by można było ukazać ludzkość zjednoczoną i wolną od problemów wewnętrznych, za to gotową do obrony w walce z wrogiem zewnętrznym. Jednocześnie serial niósł pozytywne przesłanie o pokojowym mimo wszystko nastawieniu ludzkości i o tym, że motorem jej działań jest ciekawość i chęć poznania wszechświata, a nie próby pozabijania się nawzajem. Był to pomysł nie na film nawet, ale na cały serial. Na jego realizacje zdecydowała się wytwórnia Paramount Pictures i odważyła wyłożyć pieniądze na jego produkcję.

cześnie budżet był dość ograniczony, kostiumy i sceneria czasami nie odstawały od produkcji klasy "B". Skutkiem tego powstał serial, delikatnie mówiąc, niedoskonały, nawiązujący do filmów z ubiegłej dekady efektami specjalnymi, który - jakkolwiek dzisiaj trudno w to uwierzyć - początkowo miał oglądalność w granicach błędu statystycznego i po trzech sezonach zdjęto go z anteny. Jednak znalazł on mało liczną, ale wierną grupę fanów (co ciekawe, głównie wśród inżynierów i ludzi związanych z kosmonautyką), dzięki nim powtórzono emisję serialu.

Ciekawostką jest to, że wszystkie filmy i seriale z uniwersum "Star Trek" do dzisiaj są wierne pierwszym założeniom serii - głównie pewnej wiarygodności naukowej. Oczywiście zdarzają się wpadki typu "broni dźwiękowej" działającej w próżni w serialu "Voyager", niemniej większość futurystycznych wynalazków (np. urządzenie do teleportacji) można wytłumaczyć tym, że kiedyś ludzkość będzie bardziej rozwinięta i osiągnie to, co dzisiaj istnieje jedynie w teoretycznych rozważaniach astrofizyków. Nawiasem mówiąc - ciekaw jestem, ile osób wie, że wspomniane urządzenie "powstało" dlatego, że wytwórnia Paramount nie chciała finansować w każdym niemal odcinku kręcenia sceny lądowania całego statku na powierzchni planety...
Można więc powiedzieć, że "Star Trek" rozpoczął nową erę. Od tej pory fantastyka naukowa przestała być jedynie rozrywką dla mało wymagających widzów i polem do popisu dla równie mało zdolnych reżyserów, aktorów i scenarzystów. SF stała się wreszcie gatunkiem słusznie docenianym; zrozumiano, że pozwala ona na symboliczne poruszenie wielu kwestii i przekazanie złożonych treści, których dosłowny obraz byłby trudny, niemożliwy lub banalny. "Star Trek" przekonał wytwornie filmowe i krytyków - jednak, przynajmniej początkowo, nie przekonał jeszcze widzów. To, co sprawiło, że fantastyka naukowa w pełni podbiła świat, miało nadejść 11 lat po emisji pierwszego odcinka "Star Trek" - ale to już temat na inną opowieść ;)
Zacny tekst.
OdpowiedzUsuń