The Exorcism of Emily Rose
USA 2005
Scenariusz: Paul Harris Boardman, Scott Derrickson
Reżyseria: Scott Derrickson
W 1978 roku głośnym echem odbił się proces dwóch niemieckich księży. Mieli być oni winni doprowadzenia do śmierci dziewczyny znanej jako Anneliese Michel. Ich zdaniem, a także w opinii jej krewnych i przyjaciół, była ona opętana i egzorcyzmy były potrzebne. Zdaniem prokuratora Anneliese zmarła z powodu niedbalstwa, gdyż była chora, a podczas egzorcyzmów prawie nie jadła i nie leczyła się odpowiednio. Inni twierdzili, że zmarła na skutek przedawkowania tegretolu - leku na epilepsję, który uszkadza czerwone krwinki.
Sama rozprawa była dramatyczna. Zeznawali zarówno specjaliści różnych dziedzin, jak i ludzie, którzy znali Anneliese. Ci pierwsi dowodzili, że dziewczyna była chora i zmarła w wyniku niedbalstwa. Ci drudzy mówili, że była niewątpliwie opętana. Jedna z sióstr Anneliese była wręcz oburzona, że ktoś poddaje w wątpliwość możliwość opętania. Ostatecznie sąd wydał wyrok skazujący księży-egzorcystów na karę więzienia w zawieszeniu. Na temat tej sprawy, głośnej w swoim czasie z powodów, o których dalej napiszę, nakręcono dwa dobre filmy. Pierwszym z nich zajmę się dzisiaj; drugim - w najbliższym czasie.
"Egzorcyzmy Emily Rose", bo o nim dzisiaj chcę pisać, ukazują historię Anneliese z punktu widzenia zwolenników teorii o opętaniu. Film nakręcony jest w formie dramatu sądowego, podczas którego na sali pojawiają się kolejne osoby przedstawiające swoją wersję historii. Tytułowa Emily Rose to oczywiście Anneliese Michel. Jej życie ukazane jest oczami świadków tragicznych wydarzeń z końcowych lat jej życia. Zagubiona dziewczyna, samotna w ogromnym mieście, zaczyna dostrzegać diabelskie twarze - w kroplach wody na oknie, później na twarzach ludzi dookoła. Później zaczyna tracić nad sobą kontrolę. Również inne osoby zaangażowane w spór wyczuwają, że wokół Emily dzieje się coś niedobrego... i nadnaturalnego. Rodzina decyduje się na sprowadzenie egzorcystów. Ci nie mają wątpliwości - dziewczyna została opętana przez Złego.
Film jako horror jest całkiem udany. Objawy opętania Emily są pokazane bardzo sugestywnie, a jej historia - przekonująca. Do dziś pamiętam twarze ludzi, którzy po wyjściu z kina z niepokojem patrzyli w twarze innych - może doszukiwali się wspomnianych diabelskich twarzy? Wielka tutaj zasługa Jennifer Carpenter - która zagrała moim zdaniem doskonale. Dano do zrozumienia, że opętanie to nie jest rzecz, która przytrafia się jakimś wybranym osobom - przeciwnie, może spotkać każdego. To sprawia, że człowiek zaczyna się czuć jakby niepewnie. Co w filmie jest jeszcze strasznego? Oczywiście "typowe" elementy, jak dziwacznie poskręcane ciała, nienaturalne głosy i inne znane choćby z "Egzorcysty" tricki, które w tym filmie nie wywierają na szczęście wrażenia wtórności, gdyż są jedynie elementem uzupełniającym.
Jako dramat film również jest poruszający na swój sposób. Współczujemy samej Emily, gdyż widać, że nie zrobiła niczego złego i ogromne cierpienie spotyka ją za nic. Równie wyczuwalne jest cierpienie jej najbliższych oraz chęć udzielenia pomocy. Jednocześnie w filmie ukazany zostaje dramat współczesnego Kościoła oraz pewne wypowiedzi, z powodu których sprawa Anneliese Michel stała się tak głośna: otóż część duchowieństwa uznała, że szatan nie istnieje, a o opętaniu nie ma mowy. Pomijając fakt, że jest to kwestia wiary, dziwią takie oświadczenia, ewidentnie sprzeczne z nauczaniem Kościoła w ustach osób, które uważają się za jego przedstawicieli. W filmie takie oświadczenia pojawiają się również. Tym sposobem Kościół zostaje pozbawiony możliwości pomocy osobom, które są zdania, że jej potrzebują i zgodnie z ich wiarą powinny tę pomoc otrzymać. Z punktu widzenia człowieka wierzącego cała sprawa (i filmowa, i rzeczywista) zyskują w tym momencie nowy wymiar: jest to proces dotyczący wiary i jej dogmatów. Dlatego proces (ten prawdziwy, dotyczący Anneliese) był aż tak głośny.
Wróćmy do filmu. Napisałem, że jako horror i dramat sądowy broni się znakomicie. A co jest nie tak? Przede wszystkim to, że całą historię podporządkowano konwencji horroru. To znacznie ograniczyło możliwości poznania innych wersji tej historii, a dodatkowo Emily Rose przedstawiona zostaje niemalże jako święta. Podobnie jej rodzina i znajomi. Dodać też muszę, że niepotrzebnie zupełnie dodano wątki, których naprawdę nie było, a mianowicie pewne objawy obecności złych duchów w życiu ludzi biorących udział w procesie. Można zadać sobie pytanie - po co proces, skoro nie ulega wątpliwości, że oskarżeni mają rację? Skąd pytania, skoro wszyscy mogą doświadczyć tego, co oni?
"Egzorcyzmy Emily Rose" słusznie cieszyły się moim zdaniem wielką popularnością. Szkoda tylko, że film pokazuje historię życia bohaterki w sposób tak stronniczy - uniknięcie tego nie przeszkadzałoby moim zdaniem w uczynieniu z filmu dobrego horroru. Ale i tak ocena 8/10 jest zasłużona. Chociażby dlatego, że przez kilka kolejnych nocy obudziłem się sam z siebie o 3.00 nad ranem. Kto widział, ten wie.
Słyszałam,że aby wspólczesnie uznać kogoś za opetanego i zacząć odprawiać egzorcyzmy,musi zostać najpierw przeprowadzone badanie przez lekarza psychiatrę,a dopiero potem wzywa sie księdza.
OdpowiedzUsuńCo do filmu to słabo go pamiętam,chyba nie wywarł na mnie takiego wrażenia jak powinien,a może po prostu za dużo ich oglądam ;)
Pozdrawiam
Zgadza się, taka jest procedura. Podobno w Polsce około 300 pacjentów rocznie odsyłanych jest do egzorcystów.
OdpowiedzUsuńA co braku wrażenia - fakt, że takich filmów sporo powstało - sam się dziwię, że ten aż tak mi się spodobał :)