The Hunger Games: Catching Fire
USA 2013
Scenariusz: Simon Beaufoy, Michael Arndt
Reżyseria: Francis Lawrence
Wiosną zeszłego roku poszedłem na
„Igrzyska Śmierci” nieco pod przymusem, z powodu złożonej
obietnicy. Może dlatego film początkowo oceniłem dość surowo.
Musiało minąć ponad pół roku, zanim ponura wizja przyszłości
Susanne Collins dotarła do mnie z pełną siłą – dzisiaj
ekranizacji jej powieści niewiele mogę zarzucić. Na drugą część
czekałem z niecierpliwością, a na wyjście do kina nikt nie musiał
mnie namawiać.
W najmniejszym stopniu nie żałuję –
i nie tylko ze względu na słabość do Jennifer Lawrence. Przede
wszystkim dlatego, że jest o wiele bardziej dojrzały od części
pierwszej. O ile „Igrzyska Śmierci” można nazwać jeszcze
filmem adresowanym do nastolatków, to „W Pierścieniu Ognia”
jest obrazem, który może poruszyć każde, nawet najbardziej
dorosłe serce. Jakoś tak bywa, że drugie części trylogii są
tymi bardziej mrocznymi. „Imperium kontratakuje” na przykład
jest filmem, w którym zło ujawnia całą swą potęgę i chociaż
pojawia się promyk nadziei, to jednak ci źli są górą i odnoszą
kolejne zwycięstwa. We „Władcy Pierścieni” co dobrzy odnoszą
pierwsze zwycięstwo, ale zdają sobie sprawę, z jak ogromną potęgą
przyszło im się zmierzyć. „W Pierścieniu Ognia” zachowuje tę
regułę.
Powinienem przyjąć, że każdy, kto
zastanawia się nad obejrzeniem tego filmu, oglądał „Igrzyska
Śmierci”, dla porządku jednak uczynię drobne przypomnienie. W
Ameryce przyszłości istnieje 13 dystryktów trwających w
półniewolnictwie względem stolicy – Kapitolu, którego
mieszkańcy żyją w luksusie. W trakcie „Igrzysk” z każdego
dystryktu losowanych jest dwoje zawodników (chłopiec i dziewczyna)
w wieku 12-18 lat, by wziąć udział w grze o przetrwanie, z której
cało może wyjść tylko jedna osoba. Katniss to dziewczyna z
Dystryktu 12, która zgłosiła się sama w zamian za swoją siostrę.
W trakcie przygotowań do Igrzysk dała się poznać jako
buntowniczka. Wreszcie kiedy ona i jej towarzysz Peeta zostali
ostatnimi żyjącymi zawodnikami, odmówili dalszej walki. Zyskali
tak dużą sympatię, że darowano im ten akt buntu i oboje uznano
zwycięzcami.
Akcja „W Pierścieniu Ognia”
przenosi nas o rok do przodu. Zbliża się tournée, podczas którego
ona i Peeta będą występować w kolejnych dystryktach i stolicy
kraju, współczuć rodzinom pokonanych i dziękować Kapitolowi za
dobrobyt, w jakim żyją obecnie. Jednak buntownicza natura Katniss
daje o sobie znać. Prezydent Kapitolu zdaje sobie sprawę, że
Katniss stanowi zagrożenie dla obecnego porządku, szuka więc
sposobu na oczernienie jej i uśmiercenie już po tym, jak przestanie
być bohaterką mas. Dlatego przypomina o starym zwyczaju –
Igrzyskach Ćwierćwiecza, w trakcie którego walczą ze sobą
zawodnicy wylosowani spośród dotychczasowych i nadal żyjących
zwycięzców Głodowych Igrzysk. A że Katniss to jedyna kobieta –
zwyciężczyni z Dystryktu 12, więc jej udział jest przesądzony.
W filmie mamy więc ponownie do
czynienia z okrutnymi zawodami, jednak o ile w części pierwsze
stanowiły oś filmu, o tyle tutaj są raczej dodatkiem. Właściwym
tematem filmu jest bowiem chory świat, w którym żyją bohaterowie
– dotyczy to dekadenckiego Kapitolu, jak też wynędzniałych i
ociekających nienawiścią i poczuciem beznadziei dystryktów.
Katniss szybko zaczyna rozumieć, że jako zwyciężczyni jej los
wcale się nie polepszył, a wręcz przeciwnie – teraz będzie
starannie inwigilowana, a niemal każdy aspekt jej życia będzie
wyreżyserowany przez specjalistów z Kapitolu ku uciesze widzów. W
takich warunkach z najwyższym trudem udaje się jej zachować
godność i własne zdanie. Mieszkańcy dystryktów wcale nie wydają
się w tym względzie lepsi – widzą w niej symbol walki z
systemem, przywódczynię, która w końcu powiedzie ich do walki i
reagują niechęcią, a potem agresją, gdy wezwanie się nie
pojawia. Katniss staje się więźniem narzuconych ról, a wyjście z
dowolnej z nich musi zakończyć się tragedią - nie tylko osobistą,
ale i wszystkich, którzy żyją blisko niej.
Film jest, jak wspomniałem, o wiele
bardziej okrutny i ponury niż część pierwsza. Jednocześnie pewne
rzeczy, które w moich oczach nieco obniżyły ocenę „Igrzysk
Śmierci”, teraz stają się jasne. Obserwując zachowanie Katniss
żyjącej na granicy załamania nerwowego rozumiem już zachowanie
jej mentora z „Igrzysk Śmierci”. W innym świetle zacząłem
patrzeć też na przedstawicielkę Kapitolu, która pełni rolę
opiekunki zawodników Dystryktu 12: w części pierwszej sprawiała
wrażenie sztucznego produktu, rodzaj bezmyślnej i pozbawionej uczuć
celebrytki – dopiero teraz widać, że starannie maskuje swoje
uczucia, by lepiej wczuć się w rolę i uniknąć losu może nawet
gorszego od śmierci. Okazuje się bowiem, że mieszkańcy Kapitolu
również żyją w swego rodzaju niewoli – podobnie jak mieszkańcy
dystryktów muszą uważać na to, co mówią i czynią. W filmie
mniej jest krwawych scen przemocy, jednak te, które się pojawiają,
są o wiele bardziej sugestywne i poruszające. Mniej jest tutaj
młodych ludzi zmuszonych do zabijania się nawzajem (Katniss i Peeta
są zresztą najmłodszymi zwycięzcami), pojawiają się za to sceny
egzekucji i brutalnych aresztowań wykonywanych przez aparat
bezpieczeństwa. Katniss, podobnie jak w części pierwszej, pozwala
sobie na przejawy buntu, jednak tym razem są one bardziej dojrzałe
i przemyślane. Jej działania budzą podziw, ale i smutek – są to
bowiem gesty osoby przeświadczonej o tym, że ma umrzeć i nie ma
już nic do stracenia.
„W Pierścieniu Ognia” jest
również, w sposób znacznie bardziej wyrazisty niż część
pierwsza, na podstawie której powstał, krytyką pewnych
istniejących dzisiaj zjawisk w świecie mediów czy gospodarki.
Pierwsza część przyzwyczaiła nas do obrazu bezmyślnego,
dekadenckiego tłumu, folgującego najniższym instynktom i
spragnionego krwawej rozrywki. Tutaj posunięto się o krok dalej.
Nierówności społeczne są o wiele bardziej wyraźne. Na
przykładzie „Wioski Zwycięzców”, w której mieszkają Katniss
i Peeta widać, że w nędzy dystryktów nawet najmarniejszy kawałek
chleba czyni człowieka bogaczem. Tym bardziej ohydny wydaje się
widok luksusowej uczty wydanej na część zwycięzców w Kapitolu,
gdzie ludzie dostają więcej jedzenia, niż są w stanie zjeść.
Karygodne marnotrawstwo żywności i innych dóbr oburza nie tylko w
tym filmie – niełatwo poddaję się tego typu propagandzie, ale
przyznam, że obiecałem sobie uważniej patrzeć na to, ile czego
kupuję i czy naprawdę jest mi to potrzebne.
„W Pierścieniu Ognia” nie zawodzi
mnie również pod względem technicznym i aktorskim. O słabości do
Jennifer Lawrcence już wspominałem, nawet nie będę próbował
ocenić jej obiektywnie. Powiem tylko, że jest jedną z nielicznych
znanych mi aktorek, która potrafi naprawdę przekonująco zagrać
każdą emocję, za pomocą drobnych jedynie zmian w mimice, a więc
prawdziwie, bez przesadnych, teatralnych gestów. Pozostali aktorzy,
również ci młodzi, w moich oczach spisują się bez zarzutu.
Wizualnie film jest świetny, nie ma też denerwującego mnie w
poprzedniej części efektu „roztrzęsionej kamery” mającej
zapewne wnieść element dynamiki – tym razem podobną rolę
spełniają krótkie ujęcia i odpowiedni montaż z dopasowaną
muzyką. Jeśli już miałbym doczepić się czegoś, to jednej
rzeczy, mającej związek z samą powieścią. Otóż pojawia się
zagrożenie totalnego zniszczenia zbuntowanych dystryktów. No
dobrze, a kto wtedy będzie pracował? Kapitol nie posiadał jakichś
androidów roboczych, a ktoś musiał te wszystkie dobra wytwarzać
bądź wydobywać potrzebne surowce. Dość poważne niedopatrzenie
moim zdaniem.
Za jedną wadę odejmuję jeden punkt.
Pozostaje więc ocena 9/10. W pełni zasłużona, bardzo silna
dziewiątka.
PS. Czy tylko mi się wydaje, że dystrybutor tradycyjnie dał ciała z tłumaczeniem tytułu?
Obejrzę dla względów estetycznych, słabości do orwellowskich wizji przyszłości i Stanleya Tucci wykrzykującego "Hunger games!". No i może dla Lenny'ego Kravitza.
OdpowiedzUsuńDla Lawrence na pewno nie - zastanawiające, co jest w niej takiego dla mnie odpychającego, że nie mogę na nią patrzeć.
Zastanawiające, że wiele Pań mówi to samo, co Ty. Nie chcę, żeby to zabrzmiało złośliwie (ale oczywiście zapewne zabrzmi), ale to może być troszkę swego rodzaju zazdrość, gdyż Lawrence jest rzadkim typem kobiety, która pasuje i na dziewczynę w sensie romantycznym, i na przyjaciółkę, z którą można pogadać od serca i iść na kawę. Pewnie dlatego każdy znany mi facet jest w niej zakochany - i to nie tylko nastolatek :)
UsuńSuper, rzadko się zdarza żeby druga część przewyższała pierwszą. Chociaż rzeczywiście, jak tak wspomniałeś Star Ward i Władcę Pierścieni, to chyba jednak nie tak rzadko.
OdpowiedzUsuńPierwsza część jest bardzo dobra, dostarczyła mi wielu emocji, więc i na pewno "dwójkę" obejrzę. Tym bardziej że oceniana jest wyżej od jedynki. JLawrence polubiłem dość szybko, obejrzałem trzy filmy z jej udziałem i nie mam żadnych wątpliwości, że posiada ona charyzmę i talent do odgrywania różnych ról i różnych emocji.
OdpowiedzUsuńPodstawowy problem z częściami drugimi polega na tym, że gdy planowany jest trzyczęściowy cykl to część środkowa nie ma wtedy ani początku ani końca, więc nie budzi takich emocji jak pierwsza i ostatnia część. No ale są wyjątki - "Powrót Jedi" mimo iż był wyczekiwanym finałem okazał się znacznie słabszy od poprzednika. Ale np. "Władca Pierścieni" czy "Powrót do przyszłości" mają według mnie rewelacyjną ostatnią część.
Po mojemu "W Pierścieniu Ognia" budzi o wiele większe emocje niż część pierwsza, także nie ma się czego obawiać.
Usuń