piątek, 6 maja 2016

Jack Pogromca Olbrzymów - do czego służą klejnoty koronne?

Jack the Giant Slayer

USA 2013
Scenariusz: Darren Lemke, Christopher McQuarrie, Dan Studney
Reżyseria: Bryan Singer

Czym są klejnoty koronne, mam nadzieję, każdy wie, ale na wszelki wypadek przypomnę. Są to przedmioty będące oznaką godności królewskiej, używane podczas koronacji i oficjalnych uroczystości. Zwykle są one otaczane wielkim szacunkiem i starannie pilnowane. Są bowiem cenne nie tylko jako rzadkiej urody precjoza, ale też jako unikalna pamiątka historyczna i kulturowa. Nietrudno zrozumieć, dlaczego Polacy po odzyskaniu niepodległości - najpierw w 1918, a potem w 1945 - włożyli tyle wysiłku, by odzyskać chociaż część insygniów koronacyjnych, które przetrwały burze dziejowe. Co składa się na klejnoty koronne? Berło, tzw. jabłko (czyli kula zwieńczona krzyżem będąca oznaką władzy zależnej tylko od Boga), miecz oraz korona.

Klejnoty koronne, a właściwie insygnia koronacyjne, to przedmioty magiczne. Nieprzypadkowo, bo z władzą królewską wiązało się niegdyś wiele przesądów. Mówiło się o tym, że tylko jeśli odpowiednia osoba przyjmie insygnia, kraj będzie cieszył się dobrobytem. Zasada "właściwy człowiek na właściwym miejscu" wydaje się dzisiaj oczywistością, ale dawniej wielu prostych ludzi wierzyło, że to za sprawą połączenia charakteru z insygniami królewskimi rodzi się prawdziwie dobry władca. Szczególną rolę odgrywała tu korona. Miecz czy berło były często spotykanymi elementami uzbrojenia, więc nie zyskiwały większego szacunku, a symbolika jabłka nie dla wszystkich była zrozumiała. Za to symbolika korony była oczywista. W dość ciekawy i oryginalny sposób przedstawiono tę symbolikę w filmie "Jack Pogromca Olbrzymów", luźno nawiązującego do znanej baśni o chłopcu, który przypadkiem dotarł do krainy zamieszkałej przez gigantów.


Przed setkami lat, grupa mnichów postanowiła sięgnąć nieba, imając się niezbyt chrześcijańskiego sposobu: użyli nasion magicznej fasoli, by po ogromnych pędach dotrzeć do nieba. Niestety okazało się, że magiczna fasola pozwala dotrzeć jedynie do krainy zamieszkałej przez olbrzymów. Zeszły one do naszego świata, by go niszczyć i grabić, ale tym samym mnichom udało się stworzyć koronę, która dawała temu, kto ją nosi, władzę nad olbrzymami. Minęły wieki... młody Jack idzie do miasta, by sprzedać konia. Zanim do tego dochodzi, spotyka pewnego tajemniczego mnicha, który zabiera mu konia, dając w zamian mieszek z nasionami. Zaintrygowany Jack wraca do domu. Jego śladem podąża zauroczona chłopcem królewna Isabelle, która próbuje uciec, zanim zostanie ze względów politycznych zmuszona do małżeństwa z hrabią Roderickiem. Podczas spotkania chłopcu przypadkiem wypada nasionko, które natychmiast kiełkuje. Chłopiec zostaje na ziemi, podczas gdy królewna zaplątuje się w pędy i zostaje wyniesiona wysoko w niebo. Nad ranem pod tym, co zostało z domu Jacka, pojawia się oddział rycerzy z niedoszłym mężem na czele, ścigających Isabelle. Mimo strachu, że stare legendy mogą być prawdziwe, wyruszają na ratunek. Nie wiedzą, że wśród nich jest osoba, która wie, co zastaną na górze i zamierza to wykorzystać.

Film powstał jako jedna z licznych już produkcji opowiadających znane historie w nowy sposób. Czy na ich tle czymś się wyróżnia? I tak i nie. Sama historia Jacka i magicznej fasoli nie była zbyt często filmowana, więc należy się cieszyć, że wreszcie ktoś zajął się tym tematem i zrealizował film, który wizualnie dobrze się prezentuje. Olbrzymy są groźne i odrażające nie tylko za sprawą wielkości, ale też zachowania. Wyglądają jak jaskiniowcy, chociaż momentami widać, że w kwestiach kulinarnych i metalurgicznych nie odstają od ludzi - używają przypraw, potrafią przetapiać żelazo i wykuwać broń. Za to ich zachowanie nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z istotami bezwzględnymi i pozbawionymi chęci współpracy - do działania popycha ich wyłącznie żądza krwi i zemsty za przegraną sprzed lat. 

Z drugiej strony film jest zupełnie przeciętny. Sama fabuła (nie tylko filmu, ale i samej baśni) nie jest bowiem zbyt porywająca, nie obfituje w zwroty akcji. Poza olbrzymami nie ma tu żadnych potworów, poza fasolą nie ma czarów. Sceny walk są przeciętne, brakuje zwrotów akcji, gdyż postawa bohaterów ukazana jest od samego początku i nie ma miejsca na żadne zmiany czy rozterki moralne. Film ogólnie jest więc bardzo przewidywalny - i to w odniesieniu nie do zakończenia, ale nawet pojedynczych scen. Oceniając film jako fantasy, muszę być surowy i uznać go za przeciętny.

Jednak jestem gotów nieco zawyżyć ocenę z powodu kostiumów i ukazania realiów. Tak, realiów, gdyż akcja "Jacka..." osadzona jest w realiach połowy średniowiecza. Widać więc warunki, w jakich żyją chłopi przeciętni i w młodym wieku. Widzimy, że w miarę możliwości dbali o czystość (mitem jest, jakoby średniowiecze tonęło w brudzie - ówcześni Europejczycy bardzo dbali o czystość w domach, sami kąpali się przynajmniej raz w tygodniu. godna uwagi jest scena "oblężenia" w miejscu, gdzie pojawiła się pierwsza łodyga fasoli. Początkowo ma miejsce typ;owa wyprawa rycerska. Jako że na razie pozostaje jedynie czekać, rycerze zakładają obóz. Niedługo potem dookoła rozbijają się inni ludzie: wędrowni sztukmistrze, lalkarze, liczne stragany z żywnością i różnymi towarami... W rzeczywistości znalazłoby się też miejsce dla domu publicznego - niejednego nawet - czego oczywiście w filmie familijnym nie można było pokazać. Dzisiaj może się to wydawać niewiarygodne, ale niektóre obozy rycerskie można było porównać do ruchomego miasta. Podczas sceny ataki olbrzymów na zamek możemy tez podziwiać konstrukcję fortyfikacji i formy przygotowań do obrony przed oblężeniem. Widzimy na przykład zalewanie fosy olejem, który podpalało się w razie ataku.

"Jack..." jest więc filmem trudnym do oceny. Z jednej strony kostiumy są godne uwagi, podobnie jak w miarę wiarygodnie oddane realia życia w średniowieczu (pomijając romans chłopa z księżniczką, ale to jedna baśń). Z drugiej strony niezbyt sprawdza się jako baśń właśnie - za mało jest elementów magicznych, nadprzyrodzonych, a momentami film nieco się dłuży. Mimo wszystko warto go raz obejrzeć. Najwyżej już nigdy się do niego nie wróci. A jaki ma związek z omawianymi na początku klejnotami koronnymi - to już przekonajcie się sami.

2 komentarze:

  1. Ty jestes korektorem? Hihi a co to jest za slowo w tytule " pogromna"?? Ps tez lubie ten film Co robimy w ukryciu :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, obsuwy zdarzają się najlepszym, a nawet mnie :P

      Usuń