środa, 4 września 2013

Elizjum - o bohaterach, którzy chcą zniszczyć świat

Elysium

USA 2013
Scenariusz i reżyseria: Neil Blomkamp


Neil Blomkamp, reżyser znakomitego w moim odczuciu filmu "Dystrykt 9", poruszył we wspomnianej produkcji problem imigrantów i wielokulturowości. Uczynił to w sposób pozwalający samodzielnie odnieść się do gospodarzy i gości oraz metod postępowania wyżej wymienionych. Ani jedni, ani drudzy nie zostali ukazani jednoznacznie, mieli swoje zalety i wady, które nie pozwalały jednoznacznie określić, kto jest "dobry", a kto "zły".

Podobnie bezstronnego podejścia zabrakło niestety w najnowszym dziele Blomkampa, "Elizjum". Film ten w założeniu miał zapewne na celu poruszenie problemu ubóstwa oraz obojętności ludzi majętnych i wpływowych. Tym sposobem widz ogląda świat praktycznie czarno-biały, w którym kilkanaście tysięcy bogaczy żyje kosztem miliardów biednych ludzi żyjących na Ziemi.

Świat przyszłości wygląda bowiem tak: Ziemia jest przeludniona, wyjałowiona i skażona. W związku z tym nieliczna grupa ludzi, która mogla sobie na to pozwolić, przeniosła się na ogromną stację kosmiczną o nazwie "Elizjum", w którym żyją w czystości, wśród zieleni, ciesząc się staranną opieką medyczną. Reszta ludzkości, czyli miliardy ludzi, żyją, a właściwie wegetują na Ziemi: przestępstwa są na porządku dziennym, brakuje lekarstw, a jedynie nielicznym udaje się zdobyć pracę. Do tych nielicznych należy główny bohater filmu, Max. Pewnego dnia bohater ma jednak pecha i otrzymuje śmiertelną dawkę promieniowania. Jego jedyną szansą jest skorzystanie z maszyny regeneracyjnej w Elizjum. Aby zdobyć bilet, decyduje się na niebezpieczną i nielegalną misję. Przypadkiem okazuje się, że informacje, które zdobył, mogą zmienić równowagę w świecie i przywrócić równość wszystkim ludzi - również do korzystania z dóbr Elizjum. Dowiaduje się o tym pani sekretarz obrony na Elizjum, która przeciwko Maksowi wysyła agenta Krugera, który ma jednak swoje własne plany.

Jako film akcji w klimacie SF "Elizjum" jest dobre, nawet bardzo dobre. Z jednej strony film jest dość przewidywalny, ale fabuła jest rozwijana umiejętnie, tak że do końca nie wiadomo, co stanie się za chwilę. Jest parę zaskakujących zwrotów akcji. Jest kilka efektownych scen, z których mi osobiście najbardziej zapadła w pamięć walka dwóch ludzi wyposażonych w egzoszkielety wzmacniające ich siłę. Jest jednak jedno, za to ogromne "ale": otóż film całymi garściami czerpnie z filmu "Johnny Mnemonic": tajne informacje przechowywane są w mózgu nosiciela, podobnie od ich przenoszenia można zginąć, od informacji zależy los milionów ludzi, jest prześladujący bohatera psychopata... takich rzeczy jest tu sporo. Druga rzecz, że tworząc świat przyszłości twórcy zbytnio się nie wysilili: tytułowa stacja jest trochę zmodyfikowaną i powiększoną wersją stacji z "Odysei Kosmicznej", inna technologia ogranicza się do androidów lub tajemniczych promieni omiatających ciało. Szczerze mówiąc, bardziej poruszają widoki Ziemi przyszłości - zmaltretowanej do granic możliwości, pokrytej bezkresnymi slumsami, które wyrosły nawet na najwyższych wieżowcach. Ogólnie świat przedstawiony wygląda nieźle - jest tylko nieco za mało oryginalnie.

Jednak pod względem przesłania film wkurzył mnie do białości. Uznawane nie bez powodu za arcydzieło "Metropolis" Fritza Langa zostało jednak pod jednym względem uznane za nieudane: otóż pod koniec widzimy bohaterów świętujących upadek dotychczasowego porządku, chociaż - jak wyraził to jeden z krytyków filmowych okresu międzywojnia - ludzie ci będą teraz przez dziesiątki pracować jeszcze ciężej, by naprawić straty. Podobnie nie wykazali się myśleniem perspektywicznym bohaterowie "Elizjum", a co za tym idzie - twórcy filmu. Otóż bohaterowie dążą do zrównania wszystkich wobec prawa i dostępu miliardów ludzi do zasobów Elizjum. Jednak ktoś nie pomyślał, że stacja miała za zadanie zaspokoić potrzeby kilkunastu, najwyżej kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Co by się stało, gdyby miliardy ludzi miały do tych zasobów dostęp, łatwo sobie wyobrazić: w ciągu kilkunastu tygodni zasoby Elizjum skończyłyby się, wszyscy żyliby w jednakowej nędzy, a resztki cywilizacji i wiążących się z nią możliwości na poprawę sytuacji zostaną bezpowrotnie stracone. W tej sytuacji demoniczna sekretarz obrony wydała mi się jedyną logicznie myślącą postacią w filmie i szczerze dopingowałem jej starania o usunięcie protagonistów ze świata żywych.

Nie do końca rozumiem też ludzi żyjących na Elizjum. Czemu nie odlecieli, mając takie możliwości? Czemu nie poszukali innego świata, nie zaczęli korzystać z zasobów ukrytych w pasie asteroid, na innych planetach? Czemu skupili się wyłącznie na utrzymaniu poziomu życia? Czy naprawdę ludzkość - nawet ta jej część mająca dostęp do nowoczesnych technologii i pieniędzy - jest aż tak ograniczona? Żeby dodatkowo narażać się na kolejne najazdy nielegalnych imigrantów? Za Ziemią przecież nikt nie tęsknił, nikt nie chciał tam pracować czy wracać... dziwne, że nikt nie zaproponował ucieczki w kosmos. 

I kolejna rzecz, która mnie rozdrażniła: znów jakiś twórca ukazuje "złą, okropną Europę" żyjącą kosztem biednego Południa. Nieprzypadkowo ukazano w filmie mieszkańców Elizjum jako białych głównie obywateli mówiących po francusku. Nieprzypadkowo poruszane są kwestie pomocy humanitarnej. Swoją drogą zabawne, że takie przesłanie co i raz pojawia się w filmach pochodzących z kraju, który jest największym na świecie producentem broni. Tymczasem, jakby ktoś nie wiedział, do takiej na przykład Afryki trafiają co roku miliardy dolarów. MILIARDY. Wiem, że więcej idzie na zbrojenia. Ale mam pytanie: co się dzieje z tymi, jakby nie było, miliardami? Co dzieje się z tysiącami ton lekarstw, żywności i ubrań? No właśnie - te pieniądze, niestety, idą w zasadzie na zmarnowanie, ponieważ tylko niewielka część trafia tam, gdzie powinna. Ale to już nie jest w najmniejszym stopniu wina Europy. A tak przy okazji - państwa Afryki wydają na zbrojenia proporcjonalnie więcej, niż państwa Europy. I to też nie jest nasza wina.

"Kto mając lat 20 nie był socjalistą, ten nie ma serca, ale kto mając lat 40 pozostał nim, ten nie ma mózgu" - te słowa wypowiedział ponoć Winston Churchill, chociaż przypisywane są też Otto von Bismarckowi i Józefowi Piłsudskiemu. Słowa te można zrozumieć lepiej, jeśli połączy się je z innym cytatem, znanym mi z wersji przytoczonej przez Douglasa Adamsa: "Kapitalizm to nierówny podział dóbr, komunizm to równy podział nędzy". Ja mam już znacznie więcej, niż 20 lat, dlatego uważam, że twórcy filmu powinni te słowa również wziąć sobie do serca. A film, zamiast oceny wysokiej, dostaje 5 punktów na 10 możliwych. Przykro mi, ale tak nieżyciowe przesłanie nie zasługuje na pochwałę i gdyby nie to, że "Elizjum" sprawdza się przynajmniej jako film akcji, to nota byłaby jeszcze niższa.

1 komentarz:

  1. Może film był właśnie kierowany do 20latków, wiem po sobie - mi się podobał :)

    OdpowiedzUsuń