Wożonko
Polska 2003Scenariusz i reżyseria: Aberald Giza
Dowcipy o dresiarzach są zwykle wulgarne. Nie dziwota, skoro dresiarza wyobrażamy sobie zwykle jako tępaka, którego słownictwo ogranicza się w zasadzie do czterech wyrazów w różnych odmianach. Tylko że mnie wulgaryzmy nie śmieszą, a poza tym spojrzenie na dresiarzy jest - mam wrażenie - nieco zbyt jednostronne.
Do nielicznych wyjątków umiejących nie tylko wyśmiać, ale w interesujący sposób pokazać środowisko mieszkańców blokowisk, należy znakomita moim zdaniem komedia nakręcona w 2003 roku przez twórcę kabaretu Limo - Aberalda Gizę. "Wożonko", którego budżet wyniósł oszałamiające 600 zł (naprawdę!) była różnie oceniana, ale moim zdaniem warto zapoznać się z tym obrazem, by poznać obraz nie tylko dresiarstwa, ale w ogóle ludzi, którzy nie są w stanie uwierzyć, iż są na świecie cwańsi od nich.
"Wożonko" to opowieść o czwórce przyjaciół zamieszkujących słynny gdański "falowiec" (dla ludzi spoza Trojmiasta: to wielkopłytowiec, najdłuższy budynek w Europie i jeden z najdłuższych na świecie, zamieszkały przez jakieś 5 tysięcy ludzi). Gnębi ich typowy problem młodych ludzi - brak pieniędzy. Szukają łatwego sposobu na zarobienie pieniędzy "na wakacje, a przynajmniej na lato", jak stwierdza szef grupy. Postanawiają porwać dziecko z przedszkola dla snobów. Jednak mylą trasę i zamiast dzieciaka bogatych rodziców porywają chłopca z domu dziecka. Nie wiedzą, że chłopcem interesuje się para zabójców na zlecenie.
Fabuła w wypadku tego filmu stanowi jedynie pretekst do surowej oceny społeczeństwa. Wbrew pozorom czterej dresiarze to chyba najsympatyczniejsze postacie w filmie. Również wbrew pozorom, film daje mocno do myślenia. Pewne zjawiska są oczywiście wyolbrzymione - ale ma to swój cel i wbrew pozorom nie jest aż tak wielką przesadą. Na przykład wiadomości radiowe o śmierci polityka o pseudonimie... właśnie, ile razy słyszeliśmy o powiązaniach polityki ze światem przestępczym? Podobnie obraz opiekunki, która spokojnie informuje o tym, że jej podopieczny został porwany i zupełnie się tym nie przejmuje jest niepokojąco znajomy. Podobnych scen jest w "Wożonku" dużo.
Przede wszystkim jest to jednak film o dresiarzach - to tej subkulturze przede wszystkim poświęcono film. Trzeba przyznać, że Giza jest zdolnym obserwatorem: ukazał i złe, i dobre cechy dresiarstwa. Tak, dobre! Oczywiście dresiarze Gizy są ludźmi, którzy pod byle pretekstem stosują siłę, atakują nieznajomych sobie ludzi i kradną nowe auto za każdym razem, jak w starym skończy się benzyna, a nie mają kasy na tankowanie. Z drugiej jednak strony ukazano specyficzny kodeks honorowy, jakim kierują się mieszkańcy blokowisk, jak choćby kategoryczny zakaz znęcania się nad ludźmi z tej samej dzielnicy czy chęć stawania w obronie słabszych znajomych. Do tego z rozmów bohaterów wynika cecha rzadko dziś spotykana - szacunek dla ludzi w podeszłym wieku. A także dla dziewczyn. Wbrew utartemu stereotypowi, wbrew rozmowom, jakie dresiarze toczą między sobą, mają oni jednak pewien respekt dla płci przeciwnej i nie traktują jej przedmiotowo. A że zgrywają się na twardzieli przed kolegami, to inna sprawa.
Oczywiście Giza nie byłby sobą, gdyby nie było pewnych przejaskrawień czy wręcz surrealizmu. Do takich elementów filmu należy para zabójców, żywcem przeniesiona z "Pulp Fiction". Chociaż może żaden nie jest czarny, to jednak podobnie się zachowują i toczą poważne rozmowy na niepoważne tematy. Mamy też ludzi, którzy chcąc udawać wielkich światowców zachowują się w sposób nieco zaskakujący (picie tequili to jedna z najlepszych scen filmu). Mamy meneli uczęszczających do doskonale wyposażonej szkoły żebrania oraz doktora - ba, może nawet profesora, który pije z miejscowymi miłośnikami win owocowych. Sami dresiarze też ukazani są na troszkę większych brutali i prostaków, niż są w rzeczywistości (poranna toaleta szefa paczki to już w ogóle najlepsza scena filmu).
Strona techniczna... może lepiej dać sobie spokój. Czego oczekiwać od filmu za 600 zł? Obraz często jest krzywy i niewyraźny. Za to - o dziwo - dobry jest montaż, a także dźwięk. W polskich filmach fatalnie nagrany dźwięk jest niemal normą, a tutaj właśnie jest dobry. Muszę zwrócić uwagę na naprawdę niezłą ścieżkę dźwiękową - czasem też śmieszną, jak choćby kawałek rosyjskiego duetu "Moscow Brothers" puszczany przez dresiarzy w samochodzie. Polecam teledysk!
Wożonko" nie spotkało się z większym zainteresowaniem. Nie wiem do końca, z czego to wynika: może chodzi o to, że to jednak film amatorski, bez znanych (w tamtym czasie) nazwisk. Powstał w czasach, kiedy internet domowy był luksusem, a dzisiaj, kiedy każdy może film obejrzeć, temat zwyczajnie się przejadł. Z drugiej strony - co również podejrzewam - wielu ludzi, zwłaszcza młodych, jest uczulonych na wizerunek przeciętnego Kowalskiego zaprezentowany w filmie i trochę się boi, że odnajdzie tam samego siebie. Ja sam mieszkałem przez wiele lat na blokowisku i umiem ten film docenić. Aż na 9 punktów z 10 możliwych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz