The Bicentennial Man
USA, Niemcy 1999
Scenariusz: Nicholas Kazan
Reżyseria: Chris Columbus
W latach 40. ubiegłego wieku jeden z największych pisarzy SF w dziejach, Isaac Asimov, napisał opowiadania opublikowane później w zbiorze pod wiele mówiącym tytułem "Ja, robot". Opowiadania są bardzo różne względem treści i formy, ale łączy je obecność inteligentnych robotów, androidów, jak dzisiaj byśmy powiedzieli. Robotów tak inteligentnych, że aż nieróżniących się pod tym względem od człowieka.
Co różniło roboty Asimova od ludzi? Czasami oczywiście wygląd. A poza tym? Przede wszystkim w znacznej większości przypadków - brak skłonności do przemocy. Wszystko za sprawą słynnych trzech praw robotyki, które nie dość, że miały ogromny wpływ na literaturę i kino spod znaku SF, to na dodatek stanowiły swego rodzaju alegorię marzeń o istotach, które potrafią powstrzymać się od przemocy,a cele swoje osiągały jedynie siłą intelektu. Zdarzało się też, że robotów od ludzi nie różniło zupełnie nic. Potrafiły na swój sposób odczuwać emocje, czasem nawet miały uczucia. Jednak zawsze pozostawały robotami - ludźmi stać się nie mogły. Czy jednak na pewno? Co to właściwie znaczy - być człowiekiem?
Na to pytanie pisarz próbował odpowiedzieć w jednym z najbardziej wzruszających opowiadań - "Człowiek przyszłości". Mamy tutaj rodzinę żyjącą w przyszłości, gdzie inteligentne maszyny są często spotykaną pomocą w pracach domowych. Pewnego dnia ojciec rodziny przyprowadza robota Andy'ego przeznaczonego do prac domowych. Prezent ojca nie spotyka się jednak z akceptacją dzieci, które uważają go za zwykłą zabawkę i swego rodzaju karykaturę ich samych. Wykorzystują niezdolność Andy'ego do odmowy wykonania polecenia i każą mu wykonać niebezpieczną pracę, która kończy się jego wypadnięciem przez okno. Upadek z wysokości powoduje, że w sztucznym mózgu robota następuje przeskok - Andy zaczyna przejawiać cechy typowo ludzkie, jak poczucie humoru, zdolności artystyczne świadczące o abstrakcyjnym myśleniu, a wreszcie wrażliwość i emocje. Jego chęć do bycia w pełni niezależną istotą sprawiają, że musi on opuścić dom i ruszyć na poszukiwanie swojego miejsca. Po latach spotyka prawnuczkę swojego dawnego właściciela, w której bez pamięci się zakochuje. Czy miłość robota i człowieka ma jakiekolwiek szanse? Okazuje się, że niewielkie są - otóż pewien naukowiec ogłosił, że udało mu się stworzyć syntetyczne narządy funkcjonujące jak ludzkie. Do pełni szczęścia Andy'emu brakuje tylko uznania za pełnoprawną istotę ludzką w świetle prawa. Musi jednak zdobyć się na wiele poświęceń, by ludzie uznali go za przedstawiciela gatunku.
Bardzo ucieszył mnie fakt, że na podstawie opowiadania powstał film. Bałem się tylko, że ze wzruszającego opowiadania o sednie bycia człowiekiem otrzymam wymiatacz pełen efektów specjalnych. Jednak kiedy dowiedziałem się, że gra w nim Robin Williams, ucieszyłem się ponownie - w końcu filmy z tym aktorem należą zwykle do udanych. I nie zawiodłem się. Robin Williams doskonale wcielił się w rolę Andy'ego - robota, który za wszelką cenę chce miłość swego życia zatrzymać przy sobie. Fantastycznie zmienia się jego gra podczas filmu: początkowo ruchy bohatera są nieco sztywne, jakby "zaprogramowane", po wypadku stają się bardziej płynne, chociaż nie do końca - zupełnie jakby nowo powstała świadomość musiała przystosować się do ograniczeń mechanicznego ciała. Z czasem bohater zyskuje kolejne ludzkie cechy i coraz bardziej ludzkie staje się jego zachowanie. Wielki szacunek dla Williamsa.
Podobnie jak sam Asimov, również twórcy filmu skupili się na emocjonalnej stronie filmu i próbach znalezienia odpowiedzi na pytanie: co tak naprawdę czyni nas ludźmi. Andy początkowo poznaje, czym są uczucia i czym różnią się od zwykłego przywiązania. Potem poznaje smak niezależności i wszystkie wiążące się z nią radości, ale i przykre strony. Jednak zdaje sobie sprawę, że chociaż duchowo identyczny z ludźmi, człowiekiem jednak nie jest choćby ze względu na budowę. Jest to dla niego cios - spodziewam się, ze dla wielu widzów również. Z filmu (a także z opowiadania) wypływa gorzki morał, że być człowiekiem oznacza także być słabym, ułomnym, podatnym na choroby i śmierć. Andy - w swojej mechanicznej postaci istota niemal doskonała, bo nieśmiertelna - człowiekiem być nie może.
Skupienie się na warstwie duchowej zaowocowało niemal zupełnym zignorowaniem strony technicznej filmu. Postać Andy'ego przypomina trochę projekty robotów z najlepszych lat kina SF spod znaku klasy "B" - dobrze, że śladów po guzikach nie widać. Jednak - o dziwo - nie razi to w żaden sposób. Można to uznać nawet za swego rodzaju hołd dla epoki, w której powstało opowiadanie. Poza tym pamiętać trzeba, że Asimov nie opisywał zbyt dokładnie swoich maszyn, pozostawiając pole do popisu dla wyobraźni czytelnika. Dlaczego więc nie uznać, że roboty nie mogłyby być w stylu "retro" choćby po to, żebyśmy się przy nich bezpieczniej czuli? Ja na przykład nie chciałbym, żeby roboty zbyt przypominały ludzi. No tak... tym sposobem i ze mnie wyszło uprzedzenie stanowiące oś filmu.
W latach powojennych powstały dziesiątki opowiadań fantastycznych. Wśród nich skrywa się wiele perełek, które same w sobie stanowią znakomity scenariusz filmu SF. Dzisiejsze czasy pozwalają na realizację wizji, które dawniej nie mogły być zrealizowane. "Człowiek przyszłości" stanowi jeden z najpiękniejszych przykładów na to, jak ogromny potencjał tkwi w tych dziełach. Ocena 8/10 wydaje mi się w pełni zasłużona.aa
To prawda. Isaac Asimov ze swoimi trzema prawami robotyki przewrócił trochę do góry nogami świat s-f. Zrobił to w 42' (co za wizjoner!!). Sam film... naprawę dobry. Robin Williams - będę to powtarzał do znudzenia, i kolejny raz to potwierdzę, że Amerykańska scena stand-upu wydała na świat bardzo utalentowanych aktorów. Świetny plakat, pokazujący już trochę jak reżyser zamierza podejść do historii. Nie chodzi mi oczywiście o pół na pół, twarzy robot/człowiek. Chodzi mi o samą twarz robota. Jest taki ... smutny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA to prawda, Robin Williams wypada moim zdaniem świetnie w każdej roli, na jaką trafił. Są filmy z jego udziałem, które mnie nie zachwycają, ale nigdy nie jest to jego wina.
UsuńGdy myślę o robocie upodabniającym się do człowieka, od razu widzę przed oczami "Terminatora" i ich władzę nad światem. Przeraziła mnie ta perspektywa :) Film wydaje się ciekawy, ale jeszcze bardziej chcę najpierw przeczytać pierwowzór.
OdpowiedzUsuńAle czy ojca rodziny nie gra Sam Neill a.k.a. "ten koleś z Jurassic Parku"? Bo jak tak to biorę bez gadania :)
Owszem, gra tam wymieniony pan :) Książkę polecam, podobnie jak i film. Tutaj, przeciwnie niż w "Terminatorze", to roboty były tymi, nad którymi się litowałem.
Usuń