Wallace and Gromit: The Curse of the Were-Rabbit
Wielka Brytania 2005Scenariusz: Nick Park, Bob Baker, Steve Box, Mark Burton
Reżyseria: Nick Park, Steve Box
W 1982 roku animator znany jako Nick Park miał poczynić swoją pracę magisterską. Postanowił stworzyć animację z plastelinowych kukiełek o podróży na Księżyc pewnego genialnego wynalazcy Wallace'a i jego nie mniej inteligentnego psa Gromita. Praca była żmudna i trudna - przygotowanie wszystkiego do nakręcenia jednej sekundy filmu trwało cały dzień! Ostatecznie "Podróż na Księżyc" została ukończona po siedmiu (!) latach pracy. Efekt?
Efektem był oszałamiający sukces i animatora, który nagle zyskał sympatię i uznanie widzów oraz wytwórni, a także jego postaci. Szalony wynalazca i jego genialny pies stali się rozpoznawalni, podobnie jak ich zwyczaje. Nagle wzrosła liczba ludzi zainteresowanych szydełkowaniem (hobby Gromita), a wytwórnia sera Wensleydale (ulubionego przysmaku Wallace'a), która miała bankrutować, nagle zaczęła mieć problemy z realizacją zamówień. Oczywiście zaczęły powstawać kolejne animacje, tym razem w nieco szybszym tempie. Fabuła każdego z filmów nawiązywała do klasyki kina - przykładowo w jednej z najlepszych krótkometrażówek pt. "Wściekłe gacie" jest wiele odwołań do "Psychozy" - odwołań sugestywnych, a przy tym zabawnych.
Dlatego studio Aardman Animations zainteresowało się w końcu pełnometrażowym filmem z bohaterami. Nick Park nie dał się prosić - i tak w 2005 roku na ekrany kin wszedł film "Wallace i Gromit: Klątwa Królika". Tym razem Wallace i Gromit prowadzą firmę ochroniarską... dla warzyw. Chronią ogródki przez żarłocznymi królikami, gdyż w mieście odbyć się ma doroczny konkurs na największe warzywo organizowany przez lady Tottington - bogatą damę o szlachetnym sercu, w której Wallace się podkochuje. Niechętnie patrzy na to zły i przewrotny Victor, myśliwy z zamiłowania, który w dodatku zamierza ożenić się z lady dla jej majątku. Na szczęście dla Wallace'a lady nienawidzi zabijania i kocha zwierzęta, dlatego sprawa puchatych szkodników załatwiana jest humanitarnie - Wallace zabiera je do domu i przechowuje w piwnicy. Szukając trwałego rozwiązania problemu wpada na pomysł, by za pomocą specjalnego aparatu zniechęcić króliki do jedzenia warzyw. Dzień się kończy, nadchodzi noc... i nagle jeden z mieszkańców widzi, jak jego plantacja jest pożerana przez straszliwą, ogromną bestię - Królikołaka. Przed Wallacem i Gromitem pojawia się problem, jak zlikwidować potwora.
Film oglądałem już kilka razy i jeszcze nie raz obejrzę. Nigdy mi się nie znudzi i zawsze będzie zachwycać. Chociażby ze względu na niezwykłość wykonania. Z całym szacunkiem dla wszystkich znanych mi animatorów - myślę, że żaden z nich nie musiał wykonać aż tak tytanicznej pracy. Świat, jaki widzimy na ekranie wykonany został z plasteliny - dotyczy to i postaci, i ich ubrań, i wielu rzeczy w otoczeniu. Film cechuje się jednak większą komplikacją niż krótkometrażówka, dlatego użyto też szkła i paru innych tworzyw. Jednak wszystkie postacie ludzi i zwierząt są wyłącznie z plasteliny. Poruszają się jak żywe, a w dodatku ich animacja jest bardzo zindywidualizowana: każda ma odmienną mimikę, gesty i charakterystyczny sposób poruszania się. Patrząc na efekt finalny trudno uwierzyć, że niemal wszystko stworzono gołymi rękami, a większość rzeczy - za pomocą substancji kojarzonej z pracami na lekcjach plastyki w szkole podstawowej. Miała też swój udział mała pomoc mechanizmów i komputerów - na szczęście w stopniu niewielkim i niemal niezauważalnym.
Sama fabuła też jest niczego sobie. Film ani przez sekundę nie nudzi. Główny bohater co i raz popisuje się niezwykłą pomysłowością (scena alarmowego wstawania jest wspaniała!). W tym filmie chyba nawet bardziej niż w krótkometrażówkach widać, że to Gromit jest myślącą stroną drużyny, czasami sceptyczną, ale zawsze pomysłową co najmniej w tym samym stopniu, co jego pan. Wallace jest raczej typem marzyciela, który do przyspieszenia zaparzenia kubka herbaty zaprojektowałby skomplikowaną maszynerię, podczas gdy Gromit po prostu zwiększyłby ogień. Gromit to chyba największe wyzwanie dla twórców - o ile wszystkie postacie mogą wyrazić emocje za pomocą słów, to Gromit jako pies takiej możliwości nie ma. Jednak jego mimika jest tak bogata, że przez cały czas wiemy, co myśli.
No i jeszcze atmosfera... Film jest oryginalną mieszanką komedii i kina grozy. Nie żartuję i nie przesadzam z tym ostatnim - jest kilka scen, które wprowadzają atmosferę godną dawnych horrorów z Belą Lugosi lub Christopherem Lee w rolach głównych. Liczne są też nawiązania do dzieł dawnych mistrzów - od "Frankensteina" począwszy, na "King Kongu" skończywszy. Czasami dawne metody tworzenia złowieszczej aury są bezlitośnie wyśmiewane, jak w przypadku złowrogich akordów wygrywanych przypadkiem przez uderzenia pięścią czy sprzedaż akcesoriów dla Wściekłego Tłumu. Właśnie z powodu tych nawiązań wracam do filmu najchętniej. Kto wie, czego dopatrzę się następnym razem i kto wie, jaką to grę słów zauważę. Trzeba też zauważyć, że i humor, i nastrój grozy są tak dobrane, że dadzą radę zauroczyć każde dziecko - od lat 7 do 107. Każdy znajdzie w tym filmie coś dla siebie.
"Wallace i Gromit: Klątwa Królika" to film absolutnie genialny, który powinien obejrzeć każdy szanujący się miłośnik niebanalnej, ambitnej animacji. Polecam go też, no, po prostu każdemu. Oceniam go również wysoko - co najmniej na 9 gwiazdek. Chociażby za pracę, którą przy nim wykonano.
Pamiętam ten film! Oglądałam go w kinie jako czternastolatka i nie zrozumiałam z niego zbyt wiele, wydawał mi się kretyński :) Muszę go sobie przypomnieć, bo wtedy w ogóle takich odniesień nie zauważyłam. A animacja chyba podobna do "Uciekających kurczaków"?
OdpowiedzUsuńPodobna, bo twórca i wytwórnia ta sama :) Tylko pomysł moim zdaniem trochę nie wypalił. Humor w filmach z Wallacem i Gromitem w znacznej mierze bazuje na mnóstwie odniesień właśnie. A jeśli ktoś dobrze zna angielski albo zna angielską kulturę, to znajdzie tego jeszcze więcej.
UsuńMi też się podobał ;)
OdpowiedzUsuń