Kriegerin
Niemcy 2011Scenariusz i reżyseria: David Wnendt
Neonaziści to często ludzie inteligentni. Niewiarygodne? Niemożliwe? Absurdalne? Może. Ale i prawdziwe. Takie są przynajmniej moje doświadczenia z tymi ludźmi. Spokojnie, nie byłem, nie jestem i nie zamierzam być neonazistą i nigdy nie sympatyzowałem z tym ruchem. Miałem natomiast dalszych znajomych oraz kolegów w pracy, którzy i owszem, nie kryli się ze swoimi skrajnymi poglądami.
Z pewnym niepokojem przyjąłem do wiadomości jedną rzecz: neonaziści dawno przestali być ogolonymi na łyso brutalami rozwiązującymi wszelkie problemy drogą przemocy. O nie, wielu wśród nich jest ludzi bardzo inteligentnych, wykształconych i działających w sposób niezwykle przewrotny. Ot, na przykład zaczną cytować statystyki, z których wynika, że np. czarni odpowiadają za ogromną większość przestępstw. Będą podawać przykład Afryki Południowej, która z mało sympatycznego państwa z czasów apartheidu, po jego zniesieniu zamieniło się w najgorszą rzeźnię na świecie. Wiele osób nie zada sobie pytania o przyczyny takiego stanu rzeczy, lecz zacznie myśleć, że może ten cały rasizm to dobra myśl...
Miałem nadzieję, że film noszący u nas nie wiedzieć czemu tytuł "Combat Girls" będzie opowiadał trochę o takich mechanizmach. Miałem nadzieję, że dostanę wiarygodny portret psychologiczny "nowoczesnego" neonazisty, który nauczył się, iż siłą niewiele się wskóra, ale sprytem - całkiem sporo. Tymczasem film ukazuje "stereotypowych" neonazistów - prymitywnych, hałaśliwych, brutalnych i głupich. Kto wie, może moje wygórowane wymagania wynikały z tego, że tacy faktycznie są naziole w Niemczech, a obserwowane przeze mnie przypadki spotykane są tylko w Polsce... A może po prostu twórcy chcieli pokazać to środowisko z jak najgorszej strony. Niby im się to powinno chwalić, ale w ten sposób sami musimy poszukać odpowiedzi na ważne pytanie: co w takim razie przyciąga to tego ludzi?
Bohaterów "Combat Girls" najwyraźniej przyciągają tylko dwie rzeczy: możliwość podpierania się ideologią przy aktach chuligaństwa oraz skłonności do pijatyk. Jedna z żeńskich bohaterek filmu - Marisa - jest bowiem istotą, która nie szuka żadnego celu w życiu. Pracuje w sklepie, a w wolnym czasie razem z kolegami wyrusza w miasto w poszukiwaniu elementów obcych w celu pobicia ich albo przynajmniej przestraszenia. Jej wrogi stosunek zmienia się, kiedy sumienie nie daje jej spokoju po potrąceniu dwóch młodych Arabów - uciekinierów z Pakistanu. Jednym z nich zaczyna się opiekować. W międzyczasie poznaje inną dziewczynę, Svenję, która jest terroryzowana przez ojczyma. Svenja spotyka znajomych Marisy i zaczyna wciągać się w ruch neonazistowski. Dlaczego?
Właśnie, dlaczego? Wbrew pozorom, nie otrzymujemy odpowiedzi na to pytanie. Owszem, Svenja jest zagubiona i szuka towarzystwa. Ale przecież nie jest zupełnie sama. Owszem, jest zbuntowaną nastolatką, ale nie widać u niej gotowości do zadawania przemocy. Hasła pronazistowskie wygłasza z energią, ale wyraźnie bez przekonania. O co tu chodzi? To moim zdaniem najsłabszy element filmu. Taki na przykład "Trainspotting" krytykowany był za to, że pokazywał, jak fajnie czują się ludzie na haju. Ale dzięki temu można było zrozumieć, dlaczego mimo tylu ostrzeżeń i świadomości, czym to grozi, ludzie narkotyki nadal biorą. Tymczasem z "Combat Girls" wynika, że jedyną przyczyną przystępowania do neonazistów jest chęć wyszumienia się. W tej sytuacji niewiarygodnie brzmią słowa Marisy, które słyszymy na początku filmu, kiedy wyjaśnia, że uważa wszelki obcy element narodowościowy za przyczynę zła w kraju. W dalszej części filmu widzimy bowiem, że ani Marisa, ani jej koledzy w ogóle się krajem nie interesują. Za to możliwością pobicia kogoś czy urządzenia hałaśliwej imprezy połączonej z wykrzykiwaniem nazwiska Adofla - jak najbardziej. Osobiście wysnułem wniosek, że naziolami zostają jedynie młodzi Niemcy z blokowisk - i to po prostu z nudów, ponieważ siedząc na bezrobociu lub wykonując słabo płatną pracę muszą znaleźć ujście dla wypełniającej ich energii. Wszystko fajnie, ale ja wiem, że naziole są różni, a przedstawieni w filmie to dzisiaj wręcz margines.
Natomiast jeśli oddzielić warstwę ideologiczną, to "Combat Girls" znacznie zyskuje w moich oczach. Przede wszystkim jest świetnym obrazem blokowisk miast wschodnich Niemiec, którym ani programy rządowe, ani potężne dotacje nic nie pomogły - nadal bieda tam aż piszczy, brakuje pracy, a ludzie narzekają na brak perspektyw. Ludzie ci żyją z dnia na dzień, dręczeni przez niepewność jutra. Młodzi ludzie w takich warunkach w pewnym sensie zaczynają wariować i szukają ucieczki w różnego typu ekstremalnych grupach. Właśnie z tego środowiska rekrutują się wszelkiej maści bojówkarze - nie tylko grup neonazistowskich, ale też prosocjalistycznych i tzw. ultralewicowych. Ludzi tych przyciąga złudzenie o własnej sile i marzenie o potędze - stąd niezwykła popularność takich grup we wschodnich Niemczech.
"Combat Girls" jednak miał być z założenia filmem o neonazistach - tak przynajmniej mi się wydaje. Jako taki nie jest jednak moim zdaniem zbyt udany: nie ukazuje pełnego przekroju tego środowiska, nie wskazuje przyczyn, dla których tylu młodych Niemców (i nie tylko Niemców) zaczyna głosić hasła z "Mein Kampf", a nie np. z "Mainfestu komunistycznego" Marksa. Dlatego oceniam ten film na 6 najwyżej gwiazdek. Niezły, ale w znacznym stopniu zawiódł nadzieje.
Współcześni twórcy myślą chyba, że są w stanie zaszokować odbiorcę przez to, co podane na tacy: chuligaństwo w filmie, orgie itp. A to właśnie to, co niedopowiedziane, czyni filmy niezapomnianym przeżyciem. Każdy scenarzysta powinien być w duchu psychologiem, bo te przyczyny zachowań bohaterów sprawiają, że stają się oni bardziej ludzcy i często bardziej przerażający.
OdpowiedzUsuńTaką mam dziś wenę na złote myśli :)
oj nie nie. Nie podejdę. Irytują mnie takie filmy. Za recenzję dziękuję
OdpowiedzUsuńNie dziwię się. Mnie też ten film zirytował.
Usuń