wtorek, 10 września 2013

Głód - kiedy pozbawi się nas tego, co najważniejsze

Hunger

USA 2009
Scenariusz: Stephen Hentges, L.D. Goffigan
Reżyseria: Stephen Hentges

Osławiona "Piła" to jeden z wielu filmów, w których motywem przewodnim jest grupa ludzi poddanych okrutnym eksperymentom. Jednak dla mnie, jako biologa z wykształcenia, wiadomym jest, że najtrudniejsze do wytrzymania jest pozbawienie tych rzeczy, o których najrzadziej się myśli, a związanych ze zwykłą, jakże banalną fizjologią: jedzenia, picia, powietrza... Dlatego ogromnie zainteresował mnie pewien mało komu znany thriller będący ciekawym studium na temat jakże rzadko poruszany w filmach: głodu.

"Głód" jest opowieścią o pięciorgu ludzi, którzy pewnego dnia budzą się w ciemnym pomieszczeniu. Nagle ktoś włącza światło - odkrywają, że są uwięzieni gdzieś pod ziemią, w starej studni. Mają zapas wody na kilka miesięcy, jednak ani grama pożywienia. Znajdują za to leżący na podłodze skalpel. Na ścianie wisi zegar odliczający nie godziny i minuty, ale dni. Jedna z uprowadzonych osób jest lekarką i pierwsza rozumie, o co chodzi: ktoś najwyraźniej chce sprawdzić, jak długo porwani wytrzymają bez jedzenia, a także - na co wskazuje skalpel - czy przypadkiem nie zaczną patrzeć na siebie jak na potencjalne źródło pożywienia. Zegar odmierza 30 dni - tyle czasu bohaterowie muszą wytrzymać, by wygrać walkę z obserwującym ich szaleńcem.

Przyznam, że "Głód" mną autentycznie wstrząsnął, głównie za sprawą prawdziwie przerażającej sytuacji porwanych, a także przez okrucieństwo tego, co ich spotkało; okrucieństwo znacznie przekraczające większość rzeczy w podobnych filmach. Od czasu obejrzenia tego filmu zastanawiam się, ile na ich miejscu ja bym wytrzymał i jak się zachował: czekałbym cierpliwie, oszczędzając siły, aż minie wyznaczony czas? Rzuciłbym się na innych, oszalały z głodu? Wielką zaletą filmu jest też specyficzna atmosfera. Początek jest pod tym względem majstersztykiem, którego dotąd nie widziałem: otóż przez jakieś pięć minut nie widzimy nic, poza niewyraźnym cieniem twarzy jednej z bohaterek. Słychać jedynie głosy uwięzionych, którzy próbują wołać o pomoc, dowiedzieć się, gdzie są, wpadają na siebie nawzajem. Dopiero włączenie światła sprawia, że film dalej wygląda "normalnie". Osoby przyzwyczajone do zwrotów akcji uprzedzam: w "Głodzie" akcja rozgrywa się cały czas na przestrzeni kilkunastu metrów kwadratowych, czas zapełniają głównie rozmowy bohaterów, przerywane nielicznymi jedynie utarczkami. Mamy tutaj więc nie tyle ludzi walczących o życie, lecz świadomych faktu, że jedyną dla nich szansą na ratunek jest cierpliwe czekanie, aż wyznaczony czas minie. Albo dokonanie innego wyboru.

Prawdziwa walka, jaką toczą bohaterowie, ma bowiem miejsce w nich samych. Film skupia się na stopniowej zmianie postępowania porwanych w miarę upływu dni. Początkowo uwięzieni szukają drogi ucieczki, potem ograniczają aktywność do minimum, by oszczędzić siły. Z czasem głód staje się nieznośny, w porwanych rośnie agresja i chęć zabicia towarzyszy. Pod tym względem film jest przerażająco dokładny: wystarczy poczytać wspomnienia więźniów obozów koncentracyjnych lub gułagów, by przekonać się, do jakiego stanu może człowieka doprowadzić głód. Sytuację komplikuje fakt, że każdy z porwanych ma inną przeszłość, każdy inaczej reaguje na więzienie, przez co od początku wiadomo, że trudno będzie im nawiązać jakąkolwiek współpracę, a także - że przynajmniej niektórzy się załamią.

Sam motyw szaleńca eksperymentującego na ludziach nie jest niczym nowym, chociaż w tym akurat filmie jest on niebanalny. Na początku filmu widzimy dziecko uwięzione we wraku samochodu, obok niego leży zmasakrowane ciało jakiejś kobiety - od razu wiadomo, kim jest i dziecko, i kobieta. Jednak porywacz nie sprawia wrażenia typowego psychopaty kierowanego przez traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa. Przeciwnie - sądząc po jego zachowaniu i wyposażeniu domu, jest raczej kimś w typie Hannibala Lectera: człowiekiem wykształconym i kulturalnym, zapewne też częstym gościem opery i teatru.

Jako thriller psychologiczny "Głód" jest więc bardzo udany. Dlaczego więc przeszedł zupełnie bez echa? Podejrzewam, że z jednej przyczyny: twórcy postarali się o dokładność w ukazaniu psychiki bohaterów, jednak niemal zupełnie zaniedbali medycynę. Muszę powiedzieć, że pierwszą myślą, jaka mi się nasunęła po obejrzeniu filmu była taka, że aktorzy za mało się postarali: po wielu dniach bez jedzenia wyglądają, jakby nie jedli co najwyżej od paru godzin. Nikt nie wymagałby, żeby aktorzy zagłodzili się niemal na śmierć, ale wystarczy przypomnieć sobie, jak wyglądał Ewan McGregor w pamiętnym "Trainspottingu" - wyglądał znacznie bardziej wiarygodnie jako ofiara niedożywienia. Do tego dochodzi jeszcze kilka aspektów związanych z fizjologią, których nie omówię, by nie zdradzić szczegółów, ale moim zdaniem część bohaterów powinna umrzeć z odwodnienia.

Jeśli przymknie się oko na te rzeczy, i tak pozostaną największe atuty filmu: klaustrofobiczna atmosfera, portrety psychologiczne bohaterów, a także realistycznie oddane narastanie w nich napięcia wywołanego głodem. Dla osób oczekujących nagłych i niespodziewanych zwrotów akcji oraz zaskoczenia film jednak okaże się zapewne zbyt nudny. Ja osobiście oceniam go dość wysoko (7/10), ale - sądząc po krążących w sieci opiniach - jestem wyjątkiem. Szkoda, bo pewnie podobnego filmu już nigdy nie ujrzę. A ciekaw jestem, czy ktoś kiedyś nakręci na przykład film o ludziach pozbawionych dostępu do światła albo przeciwnie - narażonych na zupełny brak ciemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz