piątek, 31 lipca 2015

Furia - prawdziwe oblicze wojny

Fury


USA, Wielka Brytania, Chiny 2014
Scenariusz i reżyseria: David Ayer

Zacznę dzisiaj nieco wrednie - od krytyki naszych środowisk narodowych. Żeby było jasne - patriotyzm uważam za piękną i niestety rzadką już cechę. Jednak kiedy słyszę zapewnienia młodych ludzi, jak to gotowi są umrzeć za Ojczyznę i wyzywają od tchórzy i mięczaków tak zwanych "facetów w rurkach", to mnie śmiech ogarnia. Skąd ci wielcy wojownicy mogą wiedzieć, jak by się zachowali podczas bitwy - gdy dookoła świszczą kule, ich koledzy padają, wszędzie jest mnóstwo dymu, a mundury oblepia brud i krew - czasem własna, ale częściej kolegów? Tego moim zdaniem nie jest w stanie wyobrazić sobie nikt, kto sam tego nie przeżył. Znajomość gier typu "Call of Duty" to po mojemu nieco za mało.

Prawdziwa wojna to nie bezpieczne strzelanie do wroga i maszerowanie w takt werbli z podniesionym czołem. Wojna to przede wszystkim strach, śmierć, zniszczenie i gwałt. A najbardziej cierpią zawsze niewinni. Do tego trzeba pogodzić się z myślą, że wielu ludzi, których uważasz za kolegów, nie wróci do domu. Takie oblicze wojny pokazuje niewiele filmów. Właśnie kilka dni temu obejrzałem jedną z takich produkcji - doskonale ukazującą realia wojny z punktu widzenia przeciętnego żołnierza, a przy okazji niezwykle wiernie oddającą prawdę historyczną. Ten film to "Furia" Davida Ayera.

piątek, 24 lipca 2015

Wampirzyce - trudne jest życie wampira w dzisiejszych czasach

Vamps

USA 2012
Scenariusz i reżyseria: Amy Heckerling

Wampir - potężna istota, posiadająca wiele nadprzyrodzonych mocy, wywodząca się z naszego kręgu kulturowego - budzi grozę, ale i fascynuje. Za sprawą powieści Brama Stokera, który pewne rzeczy pominął, a inne dodał, tworząc mit znany dziś na całym świecie. Z jednej strony mit ten wyraża nasze lęki przed grozą nocy, a z drugiej - tęsknotę za nieśmiertelnością i wolnością od wszelkich zasad. I nikt nie zastanawia się nad tym, że życie wampira też ma swoje cienie.

Na przykład: jak wampiry radziłyby sobie w naszych czasach? Wszechobecne komputery, ewidencja ludności, konieczność zdobycia pracy zarobkowej oraz fakt, że ludzie już nie boją się nocy, może pewne sprawy utrudniać. Kolejna rzecz - wampiry mimo wszystko też mają uczucia i emocje. A co, jeśli taki krwiopijca zakocha się w niedoszłej ofierze? Szczęśliwego życia raczej przed sobą taka para nie ma - koniec końców ludzka połowa związku zestarzeje się i umrze, pozostawiając wampirzą w smutku i tęsknocie. Takie oraz podobne problemy są chlebem powszednim bohaterek filmu "Wampirzyce".

piątek, 17 lipca 2015

Inwazja: Bitwa o Los Angeles - zwiastun lepszy od filmu

Battle: Los Angeles

USA 2011
Scenariusz: Christopher Bertolini
Reżyseria: Jonathan Liebesman


Dobry zwiastun potrafi pobudzić apetyt. Czasami jest tak, że nawet nie wiemy o jakimś filmie albo obojętnie reagujemy na jego tytuł, ale ostatecznie idziemy do kina na film zwiedzeni niesamowitym, budzącym pozytywne wibracje zwiastunem, który zapowiada ucztę dla oczu i duszy. Dobrze, jeśli rzeczywistość pokrywa się z oczekiwaniami. Czasami jednak zdarza się, że zwiastun, który obudził nadzieję na wspaniałe dzieło, zachęcił nas do pójścia na rzecz, której z własnej i nieprzymuszonej woli najpewniej nigdy byśmy nie obejrzeli. Albo przynajmniej spodziewaliśmy się czegoś znacznie lepszego.

Najlepszym przykładem na to ostatnie zjawisko, jaki przychodzi mi do głowy, jest przypadek filmu "Inwazja: Bitwa o Los Angeles". Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem w kinie zwiastun tego filmu. Mój Boże, czego tam nie było! Najpierw zdjęcia przedstawiające UFO na przestrzeni lat z komentarzem dotyczących obserwacji i bliskich spotkań. Potem okraszona poruszającą czule struny w sercu, melancholijna muzyką scena, w której z nieba spadają tajemnicze obiekty, pozostawiając efektowne "parasole" czarnego dymu. Widać było panikę w oczach ludzi; żołnierzy, którzy wychodzą z koszar, z przerażeniem wpatrujący się w budzące grozę widowisko; lęk i rezygnację w oczach bohaterów. Wszystko razem sugerowało porządny dramat z fantastyką w tle, coś w stylu "jak przeżyć inwazję obcych". Opowieść o grupie bohaterów, którzy prowadzą beznadziejną walkę z inwazją z kosmosu, ale będą też musieli stawić czoła własnym słabościom.

piątek, 10 lipca 2015

Bezwstydny Mortdecai - przy dobrej obsadzie nawet kiepski film można obejrzeć

Mortdecai

USA 2015
Scenariusz: Eric Aronson
Reżyseria: David Coepp

Pamiętam, jak w latach 90. emitowane były w telewizji brytyjskie filmy z serii "Carry on..." - komedie osadzone w realiach różnych epok, luźno nawiązujące do historycznych wydarzeń (zdobycie władzy przez Juliusza Cezara, walka floty angielskiej z hiszpańską Niezwyciężoną Armadą itp.). Filmy te, mimo że wymyślone jako raczej mało wymagająca rozrywka, miały zaskakująco wymyślną nieraz fabułę, momentami pojawiały się w nich elementy thrillera, a humor był bardzo różnorodny - od mało wybrednych żartów po kalambury. W podobnym tonie utrzymane były zresztą filmy ze słynnej serii "Różowa Pantera" - pozornie stojące twardo na ziemi, a jednak zawierające niewiarygodny ładunek absurdu i niewiarygodnych sytuacji.

W tamtych czasach powstawały książki, które utrzymywały podobny klimat farsy i zabawy konwencją. Do najpopularniejszych na Wyspach należała seria powieści, których bohaterem był Charlie Mortdecai - arystokrata, pracownik galerii oraz międzynarodowy złodziej i przemytnik dzieł sztuki. Jego przygody, tłumaczone na wiele języków, przez wiele lat były omijane przez filmowców. Jak się nad tym zastanowić, to nie wiem, czemu, bo bohater miał większy potencjał niż Indiana Jones. Mortdecai został dostrzeżony dopiero niedawno - i jak się okazało, o co najmniej 30 lat za późno. Film jest bowiem... bo ja wiem, najlepiej użyć słowa "przestarzały". Przyznam, że obejrzałem ten film ze względu na obsadę. Z tego - i tylko z tego - powodu nie żałuję ani jednej minuty, którą "Mortdecaiowi" poświęciłem.

piątek, 3 lipca 2015

Scott Pilgrim - Simsy w rzeczywistym świecie

Scott Pilgrim vs. the World

Japonia, Wielka Brytania, USA 2010
Scenariusz: Michael Bacall, Edgar Wright
Reżyseria: Edgar Wright
Na motywach serii "Scott Pilgrim"

Pamiętam jak dziś, jak wiele dyskusji wywołała gra "The Sims", kiedy wchodziła na rynek. Trudno w to uwierzyć, ale nikt nie wróżył jej sukcesu. Kto normalny - zadawano sobie pytanie - będzie chciał grać w "zwykłe" życie? Jak się okazało - wiele osób uznało, że tworzenie własnej postaci i kierowanie całym jej życiem to nie lada zabawa i wyzwanie. Zupełnie jak w prawdziwym życiu - można odnieść sukces lub okazać się ofiarą losu. 

Oczywiście "Simsy" można potraktować jak swoisty RPG: postacie mają swoje współczynniki, które ulegają zmianom z różnych powodów. Są też elementy typowe dla innych gier lub humorystyczne: czasami pojawiają się nad nimi chmurki z myślami czy ramki z tekstem; bohaterowie błyskawicznie przebierali się, obracając w miejscu. Niemniej, stworzony świat był na tyle realistyczny, że człowiek zaczynał myśleć - kurczę, przecież u nas jest tak samo: też mamy różne umiejętności, współczynniki, awansujemy na kolejne poziomy (towarzyski i zawodowy awans). Możnaby pomyśleć, że my również uczestniczymy w jakiejś grze. W oryginalny i nowatorski sposób zajął się tym tematem Brian Lee O'Malley - twórca serii komiksów "Scott Pilgrim", na podstawie których powstał film pod tytułem "Scott Pilgrim kontra świat".