piątek, 31 lipca 2015

Furia - prawdziwe oblicze wojny

Fury


USA, Wielka Brytania, Chiny 2014
Scenariusz i reżyseria: David Ayer

Zacznę dzisiaj nieco wrednie - od krytyki naszych środowisk narodowych. Żeby było jasne - patriotyzm uważam za piękną i niestety rzadką już cechę. Jednak kiedy słyszę zapewnienia młodych ludzi, jak to gotowi są umrzeć za Ojczyznę i wyzywają od tchórzy i mięczaków tak zwanych "facetów w rurkach", to mnie śmiech ogarnia. Skąd ci wielcy wojownicy mogą wiedzieć, jak by się zachowali podczas bitwy - gdy dookoła świszczą kule, ich koledzy padają, wszędzie jest mnóstwo dymu, a mundury oblepia brud i krew - czasem własna, ale częściej kolegów? Tego moim zdaniem nie jest w stanie wyobrazić sobie nikt, kto sam tego nie przeżył. Znajomość gier typu "Call of Duty" to po mojemu nieco za mało.

Prawdziwa wojna to nie bezpieczne strzelanie do wroga i maszerowanie w takt werbli z podniesionym czołem. Wojna to przede wszystkim strach, śmierć, zniszczenie i gwałt. A najbardziej cierpią zawsze niewinni. Do tego trzeba pogodzić się z myślą, że wielu ludzi, których uważasz za kolegów, nie wróci do domu. Takie oblicze wojny pokazuje niewiele filmów. Właśnie kilka dni temu obejrzałem jedną z takich produkcji - doskonale ukazującą realia wojny z punktu widzenia przeciętnego żołnierza, a przy okazji niezwykle wiernie oddającą prawdę historyczną. Ten film to "Furia" Davida Ayera.


Tytułowa "Furia" to imię, jakie nosi czołg dowodzony przez sierżanta Colliera - zmęczonego już wojną i cynicznego pancerniaka. Podczas ostatniej bitwy stracił członka załogi. Dostaje więc nowego, Normana Ellisona, który do tej pory pracował w kancelarii. Z braku rezerw sierżant musi zadowolić się nowicjuszem bez żadnego doświadczenia na polu walki. Zaraz potem załoga otrzymuje zadanie, podczas którego nowy uczy się, na czym polega wojna. Początkowo jest przerażony brutalnością swoich kolegów, którzy bez wahania znęcają się nad jeńcami, rabują i gwałcą nawet małe dziewczynki. Z czasem jednak straszliwa atmosfera wojny zaczyna przejmować nad nim kontrolę i sprawia, że skrupuły powoli w nim zanikają.

Osią filmu, jak łatwo się domyślić, jest rozwój osobowości szeregowego Ellisona. Początkowo jest tylko nieśmiałym, młodym jeszcze chłopcem, który wierzy w to, że jest bierze udział w wojnie o ideały i wartości. Z czasem przekonuje się jednak, że jego koledzy w ideały nie wierzą, a z wartości się śmieją. Wbrew pozorom nie są jednak bestiami w ludzkiej skórze. Powszechny brak poszanowania dla drugiego człowieka, brutalność i bezwzględność okazują się cechami niezbędnymi, jeśli chce się przetrwać. W dodatku odczucia te podsyca gniew wywołany faktem, że wielu lubianych towarzyszy broni już nigdy się nie zobaczy. Aby przetrwać, Ellison musi więc nauczyć się zabijać - bez chwili wahania, nawet dzieci.

Fabuła filmu jest istotna dla ukazania rozwoju postawy bohatera, jednak można ją potraktować jako pretekst do ukazania realiów tamtych walk. Zezwierzęcenie żołnierzy jest ukazane niezwykle dosłownie i wyraźnie - po obu stronach. Z jednej strony widzimy członków niemieckiego Volkssturmu - paramilitarnych jednostek, do których powoływano starców i dzieci. Alianccy, w tym i polscy, żołnierze, musieli wyzbyć się skrupułów i strzelać do tych ludzi bez wahania - każdy z nich mógł bowiem nieść karabin, broń przeciwpancerną czy nawet zwykłą butelkę z benzyną. Wydaje mi się, że najbardziej przerażające w filmie jest nie okrucieństwo, lecz bezsilność i brak możliwości ucieczki przed nim. Jedyne, co mogą teraz zrobić żołnierze po obu stronach, to walczyć, walczyć do końca, bo dla pokonanych litości nie będzie. Czy w tej sytuacji mamy moralne prawo oceniać czyny tych, co brali w tym szaleństwie udział?

Niezwykle wiarygodnie (co rzadko się zdarza w tego typu filmach) oddano też inną cechę walk podczas II Wojny Światowej, a mianowicie różnicę w uzbrojeniu. Nie przepadam za filmami wojennymi, a jednak z zapartym tchem oglądałem przerażającą scenę walki amerykańskich czołgów z niemieckim "Tygrysem". Przebieg walki w pełni oddaje realia. Dzisiaj wiele osób z niedowierzaniem czyta o tym, jak to niemieccy pancerniacy potrafili jednym czołgiem zatrzymać natarcie całego oddziału. A jednak to prawda - przewaga niemieckiej broni pancernej była przytłaczająca. Na jeden zniszczony czołg niemiecki przypadało nawet 5-6 rosyjskich czy alianckich. Aby zniszczyć "Tygrysa", czołgiści musieli objechać go i strzelić w tył, gdzie pancerz był najsłabszy. Łatwo powiedzieć... wykonanie tego szaleńczego planu kosztowało zwykle kilka czołgów - oraz życie tych, co byli w środku. Nie dziwne, że pancerniacy należeli ponoć do najbardziej zaciętych i bezwzględnych żołnierzy, którzy nie okazywali pokonanym śladu litości - zbyt wiele razy oglądali śmierć kolegów, by przejmować się tymi, którzy się do tego przyczynili.

Wstrząsający jest także obraz Niemców. Tutaj również postarano się wiernie odtworzyć realia historyczne. Mamy więc dwa przeważające wówczas typy. Z jednej strony są fanatyczni jeszcze oddani sprawie żołnierze - głównie SS i wspomnianego Volkssturmu. Przerażająca jest scena ukazująca młodego chłopca, który nagle wyciąga broń i mierzy do amerykańskiego czołgu. W jednej chwili przestaje się żałować tych dzieci - widząc ciała żołnierzy, zaczynamy się wręcz dziwić skrupułom bohatera. Z drugiej strony są "zwykli" żołnierze i cywile - mający już dość wojny, a jednakowo narażeni na śmierć, zwłaszcza w obliczu przytłaczającej przewagi w powietrzu, kiedy każdy odgłos silnika może oznaczać samolot siejący zniszczenie. Wiele mówiąca jest długa i szczegółowa scena, kiedy załoganci "Furii" pojawiają się w domu zamieszkanym przez dwie Niemki - scena, która mimo powolnego tempa trzyma w napięciu i budzi równie silne emocje, co sceny walk lub rozstrzeliwania jeńców. Widzimy, że do Amerykanów - mimo że wrogów - Niemcy odnoszą się ze strachem, ale i pewną nadzieją - ci ludzie po prostu są już zmęczeni wojną, a obecność aliantów, jakkolwiek uciążliwa, oznacza jej koniec.

Wielką siłą filmów wojennych są zwykle efekty wizualne i dźwięk. Od strony wizualnej nie mam się do czego przyczepić. Nie znam się bardzo dobrze na umundurowaniu, ale podobno zadbano o najmniejsze szczegóły. Jeśli chodzi o broń pancerną, jest doskonale Czołgi nie są "upiększone', bez skazy, lecz widać na nich ślady po rykoszetach, otarcia; pojazdy jadąc do walki obwieszone są różnego rodzaju oporządzeniem. Miłośników tejże z pewnością ucieszy fakt, że "Tygrysa" nie grały ucharakteryzowane inne czołgi, jak choćby w naszych słynnych "Czterech pancernych". Otóż po raz pierwszy od 1950 roku na planie filmu pojawił się prawdziwy czołg tego typu. A co do dźwięku... przez większość czasu trwania "Furii" jedynym tłem dźwiękowym są silniki czołgów, a czasami tylko rozlega się melodia - tylko i wyłącznie wtedy, gdy nikt niczego nie mówi i nic się nie dzieje. Dzięki temu podczas właściwej akcji słyszymy tylko te odgłosy, które faktycznie słychać na polu walki, co wydatnie zwiększa realizm.

"Furia" to może nie najlepszy, ale zdecydowanie najbardziej poruszający film wojenny spośród mi znanych. Szczerze gratuluję twórcy przemyślanego scenariusza, dopracowanych scen bitewnych i tych "pomiędzy" - ukazujących życie żołnierzy z dala od linii frontu. Uważam, że ten film to lektura obowiązkowa - w znacznie większym stopniu niż wielokrotnie nagradzany "Szeregowiec Ryan". A wracając do myśli z początku wpisu - ciekawe, ile osób po jego obejrzeniu nadal z takim entuzjazmem mówiłoby o tym, że bez wahania wzięliby broń do ręki...

1 komentarz:

  1. Racja. Wojna jest brudna - i w sensie metaforycznym i dosłownym. Podobnie jak Ty raczej unikam filmów stricte wojennych, sceny bitew czy walk nudzą mnie w taki sam sposób i w tym samym stopniu, jak sceny pościgów w kryminałach. Tu jednak mamy do czynienia z czymś zupełnie innym - sprawia to ten bezlitosny realizm, o którym wspomniałam, spojrzenie z bliska, szczegóły, o które zadbano.
    I mam podobne odczucia do Twoich, gdy wreszcie, po wielu tygodniach odkładania na potem - zdecydowałam się obejrzeć ten film.
    A scena z tymi dwiema Niemkami rewelacyjna, wieloznaczna w odbiorze i doskonale zagrana... to, jak z każdą chwilą zmienia się wzajemne nastawienie występujących w niej osób, dynamika tych zmian, także ich kierunku - po prostu super.
    A w sumie - wymowa i przekaz porażające..

    OdpowiedzUsuń