sobota, 28 grudnia 2013

Ci wspaniali mężczyźni w swych latających maszynach...



Those Magnificent Men in Their Flying Machines

Or How I Flew from London to Paris in 25 Hours 11 Minutes

Wielka Brytania 1965
Scenariusz: Ken Annakin, Jack Davies
Reżyseria: Ken Annakin

W dzisiejszych czasach latanie nam spowszedniało. Nie wiem, ilu ludzi wie, jak nazywał się pierwszy człowiek, który przekroczył prędkość dźwięku albo ci, którzy jako pierwsi oblecieli świat bez lądowania. Temu też zapewne zawdzięczamy fakt, że lotnictwo nie jest polskim sportem narodowym – a szkoda, bo osiągnięcia naszych pilotów są naprawdę imponujące. Ale tak jest nie tylko u nas – niewielu ludzi na świecie utożsamia latanie z emocjami sportowymi. Możliwe, że taki stan rzeczy wynika z faktu, że latanie jest najbezpieczniejszym sposobem przemieszczania się. Technika sprawiła, że dawne marzenie człowieka o wzbiciu się w niebo stało się czymś banalnym.

Ale kiedyś było zupełnie inaczej. Żwirko i Wigura stali się po swoim zwycięstwie bohaterami narodowymi. Charles Lindbergh po przelocie nad Atlantykiem był noszony – dosłownie! – na rękach. Tylko że wtedy każdy lot był po części niewiadomą: rozbije się czy wyląduje w całości? Wytrzyma czy trzaśnie? Wynikało to z konstrukcji ówczesnych samolotów. Trudno sobie to dzisiaj wyobrazić, ale kiedy w 1909 roku Louis Bleriot przeleciał nad Kanałem La Manche, był uznany niemal za cudotwórcę. A dodać należy, że udało mu się to tylko dlatego, że po drodze spadł deszcz, który ostudził rozgrzany do białości silnik.

Takim właśnie bohaterskim pionierom lotnictwa poświęcony jest film „Ci wspaniali mężczyźni w swych latających maszynach”. Fabuła nawiązuje do wspomnianego przelotu Bleriota. Pewien oficer Gwardii Królewskiej, który jest wielkim entuzjastą lotnictwa i widzi w tym przyszłość, przekonuje prasowego potentata do organizacji pierwszego w historii wyścigu lotniczego na trasie Londyn – Paryż. Nagroda wynosi aż 10 000 funtów (mówimy o roku 1910!), więc chętnych nie brakuje. Do Londynu przybywają pionierzy lotnictwa z całego świata wraz ze swoimi konstrukcjami. Zaczyna się wyścig. Problem w tym, że nie wszyscy walczą uczciwie, a i nie każdy samolot nadaje się do takiego wyczynu.

„Ci wspaniali mężczyźni…” to stara, dobra, angielska komedia, której najważniejszym elementem są oczywiście uczestnicy zawodów. Film powstał w czasach, kiedy o poprawności politycznej nikt nie słyszał, dlatego piloci przywożą na wyścig cały worek zachowań i postaw typowych dla kraju pochodzenia. Mamy więc wspomnianego wcześniej angielskiego oficera – nieco powściągliwego dżentelmena w każdym calu. Mamy też drugiego Anglika – dla odmiany będącego reliktem epoki wiktoriańskiej, patrzącego z góry na wszystkich innych i skłonny do wszelkich podłości wobec współzawodników (co nie przeszkadza jemu samemu oskarżać o nieuczciwość innych). Pojawia się też Niemiec niezdolny do założenia butów bez rozkazu oraz szczegółowej instrukcji. Jest Włoch, którego maszyny są na pewno piękne, ale mają skłonność do rozpadania się po włączeniu silnika, a także Amerykanin o swobodnym podejściu do życia i ludzi, mylący pewność siebie z nieuprzejmością.

Film – mimo że jest komedią nawet nieosadzoną na faktach – świetnie ukazuje początki lotnictwa i kształtowanie się etosu pilota. Przed stu laty, a nawet jeszcze w czasach Wielkiej Wojny piloci byli uważani bez żadnej przesady za elitę – spadkobierców dawnych rycerzy, którzy żyli według zasad niedostępnych dla zwykłych śmiertelników. Tutaj możemy oglądać pilotów noszonych niemal na rękach, których każdy wyczyn budzi niekłamany podziw, a na dodatek jest natychmiast wyolbrzymiany przez widzów i prasę. Jednocześnie sami piloci wykluczają spośród siebie jedną czarną owcę – tego, który próbuje ich oszukiwać. A wszelkie niesnaski muszą być załatwione w sposób uznany za honorowy, przy czym pewne problemy powoduje fakt, że honorowe zachowanie oznacza co innego w wydaniu angielskim, co innego – w niemieckim i tak dalej.

Nie można oczywiście pominąć kwestii bohaterów równie ważnych, jak samych pilotów - oczywiście mowa o tytułowych „latających maszynach”. Samoloty pokazane w filmie nigdy naprawdę nie istniały – niemniej zostały zbudowane na podstawie zdjęć i rysunków, a także zachowanych maszyn. Dzisiejszemu widzowi trudno uwierzyć w to, jak bardzo były prymitywne. Samoloty budowano wówczas z drewna, płótna i sznurka. Projekt takiej maszyny miał najczęściej postać rysunku namalowanego kredą na podłodze, a budowa odbywała się w stodole czy drobnym warsztacie. Dodajmy sobie jeszcze osiągi takie maszyny: prędkość maksymalną rzędu 80 km/h i zasięg ledwie wystarczający na przelot 40 km i to zakładając, że silnik wytrzyma. Tak się kiedyś latało…

„Ci wspaniali mężczyźni” to moim zdaniem bardzo dobra komedia, mimo specyficznej tematyki wcale nie hermetyczna i zdolna zadowolić nie tylko pasjonatów lotnictwa. Jednak mam wrażenie, że film nie do końca przetrwał próbę czasu. Może wynika to z faktu, że same początki lotnictwa są tematyką mało znaną; może też chodzi o to, że współczesnemu widzowi trudno zrozumieć niektóre sytuacje i zachowania typowe dla moralności i postaw sprzed lat. Ja mimo wszystko bawiłem się świetnie.