Terry Pratchett's Hogfather
Wielka Brytania 2006
Na podstawie powieści "Wiedźmikołaj" ("Hogfather")
W
związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia zacząłem się
zastanawiać, o czym mógłbym napisać u siebie. No bo tak: „Kevin…” oklepany, „Pada
Shrek” za krótkie, specjalne odcinki seriali też jakoś mi nie pasują. I wtedy przypadkiem
mnie olśniło: przecież właśnie niedawno widziałem ekranizację jednej z powieści
swojego ukochanego Terry’ego Pratchetta pod wielce znaczącym tytułem „Wiedźmikołaj”,
która przekazuje ducha Świąt lepiej, niż jakikolwiek znany mi film czy książka.
„Wiedźmikołaj”,
podobnie jak powieść pod tym samym tytułem, osadzony jest w uniwersum Świata
Dysku – świata będącego swoistą parodią naszej rzeczywistości. Świat Dysku jest
płaski i opiera się na grzbiecie czterech słoni stojących na skorupie ogromnego
żółwia. W świecie tym magia istnieje tak samo, jak u nas nauka. Zupełnie
realnie istnieją też różne baśniowe istoty – w tym tytułowy Wiedźmikołaj: bóstwo
dyskowego odpowiednika naszego Bożego Narodzenia, które to bóstwo robi to samo,
co nasz Mikołaj. Jedną z osób szykujących się do tego święta jest Susan, guwernantka
w prywatnej szkole. Od innych ludzi różni ją fakt, że w jej wychowaniu uczestniczył sam
Śmierć (w języku angielskim Śmierć jako postać jest rodzaju męskiego!), który przyjął
na siebie rolę jej dziadka. Susan odkrywa ze zdumieniem, że „dziadek” przejął
zadania Wiedźmikołaja, gdyż ten nagle zniknął. Wszystko za sprawą
niecodziennego zlecenia, jakie otrzymał skrytobójca Jonathan Herbatka: ma on
zabić właśnie Wiedźmikołaja. Herbatka wie, że jest to możliwe, gdyż bóstwo przestaje istnieć,
kiedy się przestaje w nie wierzyć. Susan rusza Śmierci na odsiecz, mając
do pomocy magów z Niewidocznego Uniwersytetu, którzy również wiedzą, co się
dzieje i starają się pomóc – o ile mogą robić częste przerwy na posiłki rzecz
jasna. Muszą się spieszyć, bo jeśli dzieci przestaną wierzyć w Wiedźmikołaja, Słonce nie wzejdzie…
Fabuła
wydaje się dość zwariowana? Cóż, takie są realia Świata Dysku – w tym świecie
wszystkie nasze wierzenia istnieją naprawdę, obok normalnych ludzi istnieją
magowie, a także personifikacje takie jak Śmierć właśnie. Wbrew pozorom nie
trzeba być doskonałym znawcą twórczości Pratchetta, żeby docenić humor i
przesłanie filmu. A humoru, czasami specyficznego, jest sporo. Wiele
zawdzięczamy tu pracy Piotra Cholewy, który od wielu lat tłumaczy prozę
Pratchetta. Już samo przedstawienie Śmierci jako postaci roznoszącej prezenty sprawiło,
że mało nie umarłem. A im dalej, tym lepiej – szczególnie gdy na horyzoncie
pojawiają się magowie z ich nienasyconym apetytem i skłonnością do otwierania
każdych drzwi, na których napisano, żeby ich nie otwierać. Trzeba przecież
sprawdzić, po co ktoś zamieścił taki napis, prawda?
Śmiech
śmiechem, ale Pratchett zamieścił w powieści przesłanie, które równie wyraźne
jest w filmie: otóż człowiek różni się od innych istot umiejętnością
wyobrażania sobie rzeczy, które nie istnieją. Co więcej – mimo setek lat i
rozwoju nauki i techniki nic się pod tym względem nie zmieniło: prawdziwym
człowiekiem jest tylko ten, kto umie marzyć. Kiedy Śmierć zapytany o to, co się
stanie, kiedy Słońce nie wzejdzie, odpowiada: „Gorąca kula płonących gazów
pojawi się nad horyzontem”. Czyli tak: niby wszystko będzie po staremu, ludzie
będą żyli jak dotąd, tyle że…
Tyle że
nie będzie marzeń. Nie będzie świąt, nie będzie radości i śmiechu. Wszystko
będzie do bólu racjonalne i pozbawione jakiejkolwiek tajemniczości.
Niepotrzebna okaże się wyobraźnia. Wyłania się tu nieciekawy obraz ludzi,
którzy w nic nie wierzą: czy byliby w ogóle zdolni do twórczego działania? Ciekawy
jest też obraz ludzi jako istot, które od innych zwierząt odróżniają się
właśnie wiarą. Niekoniecznie w tego czy innego Boga, ale po prostu wiarą w rzeczy
nieistniejące. Wbrew pozorom nie są to majaczenia nawiedzonego fanatyka: zacznijmy
od tego, że sam Pratchett jest ateistą. Jednak dostrzega on, jak ważną rzeczą
jest wyobraźnia, ile mówi o nas samych i ile pozwoliła nam osiągnąć. Czy ludzie
pozbawieni wyobraźni byliby w stanie pisać wiersze czy powieści? Czy ludzie bez
marzeń wznieśliby się w powietrze? Mało tego – bez wyobraźni nie byłoby nawet
wynalazku koła! Koła ani ruch obrotowy nie występują przecież w przyrodzie –
tylko osoba wykraczająca poza to, co widoczne gołym okiem mogła je wymyślić.
Jak powiedział raz sam autor – wiara jest nieracjonalna, ale pozwala nam
działać racjonalnie.
Teraz
trochę o stronie technicznej. Ekranizacje powieści Pratchetra są trudne o tyle,
że widzowie mają precyzyjne wyobrażenia o tym, jak powinny wyglądać różne
postacie, a bywa, że fanów czeka ogromne rozczarowanie. Na szczęście w „Wiedźmikołaju”
postarano się o to, by aktorzy pasowali do opisów oraz obrazów Paula Kidby’ego,
który wiele lat malował portrety postaci Świata Dysku. Najlepiej moim zdaniem
wypadł Mark Warren jako demoniczny Herbatka. Tej postaci muszę poświęcić parę
słów. Herbatka to skrytobójca, którego rodzice zginęli, gdy nachylali się na jego
kołyską (co wiele mówi o jego charakterze), a różne rzeczy widzi inaczej niż
inni ludzie (dokładnie – widzi ludzi wyłącznie jako rzeczy). Jest tym bardziej
przerażający, że ma jedno prawdziwe oko, a w dodatku mimo całej potworności
charakteru wydaje się też niezwykle sympatycznym człowiekiem. Inne postacie też
są świetną personifikacją opisów z powieści: Susan wygląda jak córka narzeczonej
Frankensteina, Śmierć w znanym czerwono-białym stroju wygląda niezwykle
sympatycznie, a magowie są prawidłowo, no cóż… kuliści. Jedynie nadrektor
Ridcully mi trochę nie pasuje. Z powieści wyłania się obraz człowieka nie tylko
otyłego, co potężnego. Tymczasem w filmie wygląda nieco zbyt dobrodusznie. Na szczęście
jest, tak jak literacki pierwowzór, człowiekiem prostym (czytaj: prostackim).
„Wiedźmikołaj”
to jedna z lepszych ekranizacji prozy Pratchetta. Humor jest co prawda
specyficzny, ale miłośnicy Świata Dysku produkcję tę docenią, a ci, których ona
nie interesuje, pewnie i tak nie sięgną po ten film. Ja osobiście polecam. „Wiedźmikołaj”
to miła odmiana od filmów, które stale co roku goszczą na ekranach telewizorów. I tę właśnie produkcję polecam jako na swój sposób bardzo pasującą do idei Bożego Narodzenia.
Wesołych Świąt!
Wesołych Świąt!
wesołych świąt a film jest rzeczywiście fajny podobnie jak np.piekło pocztowe czy blask fantastyczny w kategorii fantasy humorystycznego jedno z lepszych
OdpowiedzUsuń