The Day After
USA 1983
Scenariusz: Edward Hume
Reżyseria: Nicholas Meyer
Z chwilą, gdy w ośrodku Los Alamos odpalano pierwszy w
historii ładunek nuklearny, świat zmienił się w stopniu niewyobrażalnym. Od tej pory słowo „wojna” może oznaczać koniec ludzkości. Z racji powagi i swego rodzaju beznadziei, jaki pozostawia w sercach widzów, temat wojny nuklearnej okazał się wyjątkowo nieatrakcyjny
dla twórców filmowych. Dlatego niewiele powstało dzieł zajmujących się tym
tematem. Do wyjątków zaliczyć można film telewizyjny z 1983 roku „Nazajutrz” - niezwykle realistyczny obraz przeciętnej grupy ludzi, nagle
stających w obliczu zagłady spowodowanej wybuchem wojny, która nie jest ich
wojną.
Rzecz dzieje się w Kansas City i okolicach. Kansas City to miasto
jak wiele innych w środkowych stanach USA, otoczone ze wszystkich stron żyznymi
polami i pastwiskami oraz farmami – a w pobliżu znajduje się duża baza
rakietowa. Poznajemy właśnie kilkanaście osób zamieszkujących te miejsca. Są to
przypadkowi ludzie wykonujący różne zawody i mający różne problemy. Jest
starszy człowiek, lekarz, którego córka za wszelką cenę chce uciec z domu. Mamy
rodzinę farmerów, gdzie mąż i ojciec rodziny nie bardzo godzi się z faktem, że
jego córka właśnie niedługo wychodzi za mąż. Jest też młody człowiek powracający
z innego miasta oraz żołnierz, który niedługo wraca do cywila.
W międzyczasie niejako
„zza ramienia” bohaterów widzimy obrazy w telewizorach, gdzie prezentowane są
relacje z Europy, gdzie dochodzi do napięć między Niemcami Wschodnimi i
Zachodnimi (pamiętamy, że akcja toczy się na początku lat 80!). Początkowo nikt
się tym nie przejmuje – w końcu to są sprawy dalekie, które nikogo tutaj nie
dotyczą. Potem jednak zza oceanu docierają
wieści coraz bardziej niepokojące: armie NATO i Układu Warszawskiego ogłaszają
mobilizację, dochodzi do przypadkowej wymiany ognia. Po raz pierwszy mówi się o
wykorzystaniu niewielkiego ładunku nuklearnego. Mieszkańcy Kansas zdają sobie sprawę, że pobliska baza rakiet może
uczynić z nich cel, zaczynają się bać. Jednak cały czas żyją nadzieją, że nie dojdzie do
najgorszego – w końcu Kryzys Kubański zakończył się praktycznie bez jednego
wystrzału. Jednak nagle okazuje się, że gdzieś odpalono pierwszą rakietę.
Zostają wydane rozkazy. Mieszkańcy patrzą z niedowierzaniem w niebo – koniec znanego
im świata nastąpi za pół godziny.
Tak mniej więcej wygląda pierwsza połowa filmu. Dalej obserwujemy
powolną agonię ludzi – zarówno fizyczną, jak i duchową. W tym filmie nie ma
miejsca na złudną nadzieję w postaci „cudownie ocalałego” członka rodziny czy
szybko organizującej się pomocy i realizacji zawczasu przewidzianego planu
ocalenia. Mamy brutalną rzeczywistość: ludzie pozbawieni zostają prądu, gazu i –
co najgorsze – wody. Łączność przestaje funkcjonować – a kiedy zaczyna działać,
okazuje się, że ani rząd, ani żadna organizacja nie potrafią poradzić sobie z
katastrofą, którego rozmiar wszystkich przerósł. Początkowo wydaje się, że jest
jeszcze nadzieja, ale ocaleni szybko uświadamiają sobie, że ich wysiłki na nic
się nie zdają. Dlatego dochodzi do tragicznych scen: młody człowiek szuka
lekarstwa na chorobę popromienną, ale lekarze sami na nią chorują. Kobieta, która
rodzi dziecko, nie chce go nawet widzieć i zupełnie się nim nie interesuje –
wie, że oboje niedługo zginą. Oddany sprawie lekarz poddaje się, kiedy odkrywa,
że cały personel szpitala choruje i oddala się do rodzinnego domu – domu, który
zniknął wraz z pierwszą eksplozją. W jednej scenie widzimy dwóch obejmujących
się ludzi, którzy nigdy wcześniej się nie widzieli – ponury symbol pożegnania tego
świata.
Twórcy filmu zrobili wszystko, by ukazać straszliwą prawdę o
konsekwencjach wojny atomowej. Zwrócili też uwagę na kompletny bezsens
wszystkich przewidywań i porad zawartych w różnych książkach i broszurkach
rządowych. Lekarze organizują szeroko zakrojoną pomoc dla poszkodowanych – ale tych
jest coraz więcej, lekarstwa szybko się kończą, a w warunkach braku transportu
i łączności dostarczenie zapasów nie jest możliwe – zresztą kto je wyprodukuje?
Ci, którzy schronili się w piwnicach domów wiedzą, że ich zapasy nie starczą na
długo, tymczasem woda, ziemia i powietrze są skażone; każde wyjście na dwór
oznacza wdychanie powietrza pełnego radioaktywnego pyłu. Uprawa ziemi skazana
jest na niepowodzenie – różni „specjaliści” radzą zdjąć skażonej warstwy gleby,
ale co z nią zrobić i skąd wziąć nieskażone ziarno do zasiewu, tego już nie mówią.
Tym samym, chociaż wielu ludzi przeżyło, nie mogą oni zrobić nic, żeby ocalić
siebie.
„Nazajutrz” to film telewizyjny o stosunkowo niskim (nawet
jak na owe czasy) budżecie, jednak specyfika filmu sprawiła, że w żaden sposób
tego nie widać. Dodano tu fragmenty filmów dokumentalnych i kronik ukazujących
start rakiety, wybuch atomowy czy jego skutki. Jedynie sam moment ataku na określone
miejsca wymagał stworzenia oddzielnych scen – te wyglądają nieco nienaturalnie,
niemniej na swój sposób przerażają. Wojna w filmie trwa dosłownie trzy minuty,
jednak jest to jedna z najbardziej przejmujących scen, jakie zdarzyło mi się
oglądać – zarówno ze względu na elementy symboliczne (np. jednoczesne zatrzymanie
się wszystkich zegarów) jak i budzący grozę moment „wyparowywania” ludzi i
zwierząt w chwili wybuchu.
Twórcy „Nazajutrz” zamieścili na końcu filmu informację, że ukazane
w filmie wydarzenia są złagodzoną wersją tego, co stałoby się naprawdę, gdyby
doszło do wojny atomowej. Mimo upływu równo 30 lat od jego powstania ani sam
film, ani jego przesłanie nie zestarzały się. Chociaż nie ma już ZSRR, a „Zimna
Wojna” skończyła się dawno temu, to jednak głowice atomowe nadal istnieją. Oby spełniła
się przepowiednia lekarza z filmu, który twierdzi, że ludzie nie są aż tak
głupi, by je kiedykolwiek odpalić...
To film, żeby załapać doła i stracić wiarę w ludzkość? Ciężko znoszę takie obrazy :|
OdpowiedzUsuńOstatnio oglądałam "Dziewczynę z sąsiedztwa" - film okrutny, można by powiedzieć - tez o apokalipsie, tylko takiej małej, prywatnej... świadomość, że opiera się (co prawda luźno, ale jednak) na faktach, jest druzgocąca.
Na "Nazajutrz" może się zdecyduję. Może. Z pudłem chusteczek i optymistyczną komedią w zanadrzu.
Od dawna się zbieram do tego filmu. Tym bardziej, że przedstawiono w nim dużo straszniejszy wariant zagłady niż np. asteroidy, które są niezależne od ludzi.
OdpowiedzUsuń