Those Magnificent Men in Their Flying Machines
Or How I Flew from London to Paris in 25 Hours 11 Minutes
Wielka Brytania 1965
Scenariusz: Ken Annakin, Jack Davies
Reżyseria: Ken Annakin
W
dzisiejszych czasach latanie nam spowszedniało. Nie wiem, ilu ludzi wie, jak
nazywał się pierwszy człowiek, który przekroczył prędkość dźwięku albo ci,
którzy jako pierwsi oblecieli świat bez lądowania. Temu też zapewne
zawdzięczamy fakt, że lotnictwo nie jest polskim sportem narodowym – a szkoda,
bo osiągnięcia naszych pilotów są naprawdę imponujące. Ale tak jest nie tylko u
nas – niewielu ludzi na świecie utożsamia latanie z emocjami sportowymi. Możliwe,
że taki stan rzeczy wynika z faktu, że latanie jest najbezpieczniejszym
sposobem przemieszczania się. Technika sprawiła, że dawne marzenie człowieka o
wzbiciu się w niebo stało się czymś banalnym.
Ale
kiedyś było zupełnie inaczej. Żwirko i Wigura stali się po swoim zwycięstwie
bohaterami narodowymi. Charles Lindbergh po przelocie nad Atlantykiem był
noszony – dosłownie! – na rękach. Tylko że wtedy każdy lot był po części
niewiadomą: rozbije się czy wyląduje w całości? Wytrzyma czy trzaśnie? Wynikało
to z konstrukcji ówczesnych samolotów. Trudno sobie to dzisiaj wyobrazić, ale
kiedy w 1909 roku Louis Bleriot przeleciał nad Kanałem La Manche, był uznany
niemal za cudotwórcę. A dodać należy, że udało mu się to tylko dlatego, że po
drodze spadł deszcz, który ostudził rozgrzany do białości silnik.
Takim
właśnie bohaterskim pionierom lotnictwa poświęcony jest film „Ci wspaniali
mężczyźni w swych latających maszynach”. Fabuła nawiązuje do wspomnianego
przelotu Bleriota. Pewien oficer Gwardii Królewskiej, który jest wielkim
entuzjastą lotnictwa i widzi w tym przyszłość, przekonuje prasowego potentata
do organizacji pierwszego w historii wyścigu lotniczego na trasie Londyn –
Paryż. Nagroda wynosi aż 10 000 funtów (mówimy o roku 1910!), więc chętnych nie
brakuje. Do Londynu przybywają pionierzy lotnictwa z całego świata wraz ze
swoimi konstrukcjami. Zaczyna się wyścig. Problem w tym, że nie wszyscy walczą
uczciwie, a i nie każdy samolot nadaje się do takiego wyczynu.
„Ci
wspaniali mężczyźni…” to stara, dobra, angielska komedia, której najważniejszym elementem są oczywiście uczestnicy
zawodów. Film powstał w czasach, kiedy o poprawności politycznej nikt nie słyszał,
dlatego piloci przywożą na wyścig cały worek zachowań i postaw typowych dla
kraju pochodzenia. Mamy więc wspomnianego wcześniej angielskiego oficera –
nieco powściągliwego dżentelmena w każdym calu. Mamy też drugiego Anglika – dla
odmiany będącego reliktem epoki wiktoriańskiej, patrzącego z góry na wszystkich
innych i skłonny do wszelkich podłości wobec współzawodników (co nie
przeszkadza jemu samemu oskarżać o nieuczciwość innych). Pojawia się też
Niemiec niezdolny do założenia butów bez rozkazu oraz szczegółowej instrukcji. Jest Włoch, którego maszyny są na
pewno piękne, ale mają skłonność do rozpadania się po włączeniu silnika, a
także Amerykanin o swobodnym podejściu do życia i ludzi, mylący pewność siebie
z nieuprzejmością.
Film –
mimo że jest komedią nawet nieosadzoną na faktach – świetnie ukazuje początki
lotnictwa i kształtowanie się etosu pilota. Przed stu laty, a nawet jeszcze w
czasach Wielkiej Wojny piloci byli uważani bez żadnej przesady za elitę –
spadkobierców dawnych rycerzy, którzy żyli według zasad niedostępnych dla
zwykłych śmiertelników. Tutaj możemy oglądać pilotów noszonych niemal na
rękach, których każdy wyczyn budzi niekłamany podziw, a na dodatek jest
natychmiast wyolbrzymiany przez widzów i prasę. Jednocześnie sami piloci
wykluczają spośród siebie jedną czarną owcę – tego, który próbuje ich
oszukiwać. A wszelkie niesnaski muszą być załatwione w sposób uznany za
honorowy, przy czym pewne problemy powoduje fakt, że honorowe zachowanie
oznacza co innego w wydaniu angielskim, co innego – w niemieckim i tak dalej.
Nie
można oczywiście pominąć kwestii bohaterów równie ważnych, jak samych pilotów -
oczywiście mowa o tytułowych „latających maszynach”. Samoloty pokazane w filmie
nigdy naprawdę nie istniały – niemniej zostały zbudowane na podstawie zdjęć i
rysunków, a także zachowanych maszyn. Dzisiejszemu widzowi trudno uwierzyć w to,
jak bardzo były prymitywne. Samoloty budowano wówczas z drewna, płótna i
sznurka. Projekt takiej maszyny miał najczęściej postać rysunku namalowanego
kredą na podłodze, a budowa odbywała się w stodole czy drobnym warsztacie. Dodajmy
sobie jeszcze osiągi takie maszyny: prędkość maksymalną rzędu 80 km/h i zasięg
ledwie wystarczający na przelot 40 km i to zakładając, że silnik wytrzyma. Tak
się kiedyś latało…
„Ci
wspaniali mężczyźni” to moim zdaniem bardzo dobra komedia, mimo specyficznej
tematyki wcale nie hermetyczna i zdolna zadowolić nie tylko pasjonatów
lotnictwa. Jednak mam wrażenie, że film nie do końca przetrwał próbę czasu. Może
wynika to z faktu, że same początki lotnictwa są tematyką mało znaną; może też
chodzi o to, że współczesnemu widzowi trudno zrozumieć niektóre sytuacje i
zachowania typowe dla moralności i postaw sprzed lat. Ja mimo wszystko bawiłem
się świetnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz