piątek, 19 sierpnia 2016

Girls und Panzer - Japonia zadziwia mnie coraz bardziej

Girls und Panzer

Japonia 2012-2013
Scenariusz: Reiko Yoshida
Reżyseria: Tsutomu Mizushima

Girls und Panzer der Film

Japonia 2015
Scenariusz: Reiko Yoshida
Reżyseria: Tsutomu Mizushima

Japonia na skutek swojej tragicznej roli w czasie ostatniej wojny światowej oraz dzięki wielce złożonej, egzotycznej z naszego punktu widzenia kulturze tworzy filmy z polskiego punktu widzenia dość niesamowite. Dotyczy to zarówno dzieł dramatycznych, jak i osławionych horrorów czy filmów z wielkimi potworami obracającymi w perzynę całe miasta. Odmienność kultury japońskiej widoczna jest jeszcze bardziej w przypadku anime.

Od pewnego czasu jestem wielkim fanem japońskich animacji. Szczerze podziwiam kunszt rysowników, reżyserów i scenarzystów, nie mogę nie zachwycać się kreską - charakterystyczną, pozornie prostą, a jednak oddającą całe mnóstwo szczegółów. Jednakże fabuła to osobna kwestia. Wiele seriali kierowanych do widzów w różnym wieku oddaje - mam wrażenie - pewne prywatne lęki czy fascynacje twórców. Czasami są one dość nietypowe. Co bowiem kierowało ludźmi odpowiedzialnymi za serial "Girls und Panzer", nie mam zielonego pojęcia. Jest to serial tak dziwaczny, że momentami było mi wstyd, że go oglądam, ale tak fascynujący, że nie mogłem przestać.

środa, 10 sierpnia 2016

Legion Samobójców - przereklamowany przeciętniak czy rewelacyjny "zły" film?

Suicide Squad

USA 2016
Scenariusz i reżyseria: David Ayer
Na podstawie komiksów wydawnictwa DC Comics

W 1987 roku w uniwersum DC pojawiła się nowa, nietypowa drużyna wzorowana na słynnej "parszywej dwunastce": Task Force X, znana jako "Suicide Squad". Tworzyli ją przestępcy o przydatnych zdolnościach, którzy zgodzili się wykonywać niebezpieczne, niemal samobójcze misje w zamian za złagodzenie wyroku. Tak się dziwnie składa, że ci źli często zdobywają niekłamaną sympatię, więc nie dziwne, że seria zdobyła popularność, tym bardziej, że stosunkowo dynamiczna fabuła odbiegała nieco od typowych dzieł DC, zachowując jednak typowy dla tego wydawnictwa mroczny klimat.

Nie ma się więc co dziwić, że "Suicide Squad" został uznany za atrakcyjny materiał na film. Od pojawienia się pierwszego zwiastuna wzbudzał on ogromne zainteresowanie, fani zachwycali się z góry nietypowymi, wielce oryginalnymi bohaterami, nową inkarnacją Jokera w osobie Jareda Leto i, cóż, wizją przyzwoitej rozwałki. Bo czego innego można spodziewać się po grupie złożonej z zabójców, świrów i metaludzi (czyli w terminologii DC po prostu mutantów)? Jednak po pierwszych pokazach pojawiły się w sieci gniewne wypowiedzi osób, które spodziewały się komedii akcji z elementami SF w stylu "Deadpoola", a dostały coś znacznie powolniejszego, z niewielką ilością strzelanin, z wątkami nadprzyrodzonymi, momentami silącego się na dramat psychologiczny. Czy słusznie? Moim zdaniem - nie. Przeciwnie, "Suidice Squad" (uparcie będę używał angielskiego tytułu, bo ten "Legion" doprowadza mnie do szewskiej pasji) jest jedną z najlepszych i najwierniejszych znanych mi ekranizacji komiksów.

piątek, 5 sierpnia 2016

Zanim się obudzę - o trudach adopcji

Before I Wake

USA 2016
scenariusz: Mike Flanagan, Jeff Howard
reżyseria: Mike Flanagan

Adopcja dziecka jest ogromnym wyzwaniem dla wszystkich zainteresowanych stron. Rodzicom zależy oczywiście, by wypaść jak najlepiej, a dziecko czuło się w ich domu chciane i kochane. Dziecko boi się, że rodzice go odrzucą, więc jest często przesadnie grzeczne, boi się zrobić cokolwiek nie tak, by nie zrazić do siebie ludzi, u których mieszka. Dlatego ośrodki adopcyjne prowadzą bardzo staranną selekcję i badania. Nie ma nic gorszego, niż oddać dziecko ludziom, którzy na dziecko nie są gotowi. To bowiem musi doprowadzić do tragedii, na przykład takiej, jaka stała się udziałem bohaterów filmu "Zanim się obudzę".

Głównym jego bohaterem jest ośmioletni Cody, wychowanek sierocińca. Dwukrotnie był adoptowany, jednak ostatecznie trafiał z powrotem do sierocińca. Tym razem na jego adopcję decydują się Jessie i Mark - małżeństwo, które dochodzi do siebie po utracie syna, ofiary wypadku podczas kąpieli. W ośrodku adopcyjnym zostają uznani za odpowiednich opiekunów, jednak ostrzeżono ich o tym, że poprzedni opiekunowie chłopca chcieli zrobić mu krzywdę lub zostawili go zupełnie samego, więc trzeba podejść do niego delikatnie. Podczas pierwszej wspólnej nocy Jessie i Mark widzą nagle pojawiające się znikąd motyle, którymi Cody jet zafascynowany. Drugiej nocy widzą swojego tragicznie zmarłego syna, którego zdjęcie Jessie pokazała chłopcu. Oboje rodzice domyślają się, że sny Cody'ego materializują się. Jednak z czasem chłopiec, przytłoczony przez Jessie obsesyjnie dążącą do ponownego ujrzenia zmarłego syna, zaczyna miewać koszmary. Te również się materializują, a wszystkim w jego otoczeniu grozi niebezpieczeństwo.

piątek, 29 lipca 2016

Kochaj i rób, co chcesz - o gustach się nie dyskutuje.. chyba

Kochaj i rób, co chcesz

Polska 1998
Scenariusz: Michał Arabudzki
Reżyseria: Robert Gliński

Do dzisiejszego wpisu natchnęło mnie pewne wydarzenie, którego świadkiem byłem w jednym z wrocławskich klubów. Lokal ten słynie z puszczania szerokiej gamy polskiej muzyki - od klasyki rocka po artystów bardziej współczesnych, w tym również disco polo. I właśnie na godzinny niemal secik disco polo trafili goście przybyli do Wrocławia na Światowe Dni Młodzieży. Byli zachwyceni, mówili, że polska muzyka taneczna jest świetna i lepsza od np. italo disco. Ciekawostka - obcokrajowcy mają o disco polo lepszą opinię niż część Polaków! Zacząłem zastanawiać się, czy faktycznie disco polo zasługuje na złą opinię? 

I jakoś tak przypomniał mi się sympatyczny film "Kochaj i rób, co chcesz" z Rafałem Olbrychskim w roli ambitnego artysty, który przekonuje się, że "rozrywkowe" nie zawsze znaczy "złe". Artysta imieniem Sławomir żyje na Suwalszczyźnie, w zabitej dechami wsi, w której bieda aż piszczy. On sam jest utalentowanym organistą, ale jego talentu nikt nie docenia. Zostaje odrzucony przez konserwatywnych egzaminatorów, miejscowi śmieją się z rozrośniętego ego chłopaka. Pewnego razu, trochę pod wpływem szantażu, gra na koncercie piosenkarki, która zaraz po koncercie próbuje go uwieść. Widzi to narzeczona Sławka, która zrywa zaręczyny. Chcąc uniknąć gniewu jej bogatego i wpływowego ojca, ucieka z domu. Trafia do klubu, gdzie spotyka osoby namawiające go, by sam zaczął tworzyć "muzykę do ludzi", jak to określono. Wreszcie Sławek trafia do stolicy, gdzie ostatecznie decyduje się nagrać płytę ze swoimi piosenkami.

piątek, 22 lipca 2016

Straceni chłopcy - horrory dla nastolatków też mogą być dobre

The Lost Boys

USA 1987
Scenariusz: Janice Fischer, James Jeremias, Jeffrey Boam
Reżysera: Joel Schumacher

Filmy dla nastolatków są nader często oceniane niesprawiedliwie. Czy dorośli widzowie naprawdę spodziewają się, że w filmie, który z założenia ma przyciągnąć do kin młodych ludzi jednym okiem śledzących akcję, a drugim wpatrzonym w partnerkę/partnera, będą padać sentencje filozoficzne czy rozważania na temat sensu życia? Takie filmy (zwłaszcza horrory, które są zwykle arcydziełami klasy "B") mogą podobać się również widzom dorosłym, jeśli tylko wezmą poprawkę na to, czego można się po nich spodziewać.

Dobry (czytaj: udany) film dla nastoletniej widowni powinien mieć oczywiście przystojnego bohatera, piękną bohaterkę, jakiegoś rywala, z którym bohater ma walczyć. Powinny być też jakieś szybkie samochody albo motocykle czy też inna oznaka statusu materialnego imponującego płci przeciwnej. Powinno być trochę elementów podnoszących napięcie, ale nie za dużo - tyle, żeby partnerka wczepiła się ramię ukochanego. Oczywiście coś do śmiechu. I do tego to, co dla nastolatka najważniejsze: muzyka. Kiedyś powstawało sporo takich filmów, które i teraz ogląda się całkiem dobrze. Żeby przetestować tę tezę, odświeżyłem sobie film, który w swoim czasie bardzo mi się podobał: "Straconych chłopców".

piątek, 15 lipca 2016

Świeże mięso - o kanibalach na wesoło



Fresh Meat

Nowa Zelandia 2012
Scenariusz: Briar Grace-Smith, Brad Abraham, Joseph O'Brien
Reżyseria: Danny Mulheron

Ostatnio szukałem jakiegoś fajnego, lekkiego filmu i raczej dla żartu zacząłem przeszukiwać tytuły z najgorszymi ocenami. Już na drugiej od końca stronie z wynikami znalazłem "Świeże mięso", opisany jako film o kanibalach. Temat trochę... niesmaczny, ale okładka wielce obiecująca, ponadto film powstał w Nowej Zelandii właśnie, więc zabawa powinna być gwarantowana. Przyznam, że o Nowej Zelandii nie wiem zbyt wiele. Musi to być jednak kraj niezwykły, biorąc pod uwagę powstające tam filmy i twórców. Wystarczy przypomnieć tak wiekopomne dzieła, jak "Martwica mózgu" czy mniej znana "Czarna owca" - filmy z jednej strony zaliczane do horrorów, a jednak trudno się przy nich nie śmiać.

Główną bohaterką "Świeżego mięsa" jest pochodząca z maoryskiej rodziny Rina Crane, która właśnie kończy rok w ekskluzywnej szkole dla dziewcząt. Wraca do rodzinnego domu, gdzie czekają na nią matka (autorka wielu książek kucharskich i programu telewizyjnego o tematyce kulinarnej), ojciec (badacz pierwotnej kultury Maorysów) oraz lekko ociężały na umyśle brat. Okazuje się, że ojciec Riny uważa się za wcielenie proroka, który nakazał swoim wyznawcom jeść ludzkie mięso, a on, jego żona i syn uważają intruzów jedynie za źródło pożywienia. Rina chce uciekać, ale nagle do domu wpada czwórka przestępców, którzy biorą rodzinę za zakładników. Tylko kto tutaj więzi kogo? Jeszcze większym problemem (dla obu grup) okazuje się fakt, że Rina i przywódczyni gangu mają się ku sobie i nie bardzo mają ochotę trzymać ze swoimi.

piątek, 8 lipca 2016

Mój sąsiad Totoro - opowieść o cudach natury

Tonari no Totoro

Japonia 1988
Scenariusz i reżyseria: Hayao Miyazaki

Nie lubię zajmować się filmami znanymi, o których napisano już wiele. Co niby jeszcze mógłbym dodać? Ale czasami trzeba skrobnąć parę słów na temat jakiegoś słynnego dzieła - choćby ze względu na rolę, jaką odegrało w moim życiu. Tak właśnie jest z filmem "Mój sąsiad Totoro", do obejrzenia którego zbierałem się - nie przesadzam - chyba z 15 lat. Tak się jednak złożyło, że kiedyś nie znałem japońskich animacji niemal w ogóle, a słyszałem, że trzeba znać kulturę i obyczaje, bo inaczej się nie zrozumie tego, co się ogląda. W końcu jednak obejrzałem i "Spirited Away", i "Ruchomy zamek Hauru", więc uznałem, że "dorosłem" do obejrzenia ponoć najsłynniejszego dzieła studia Ghibli. Półtorej godziny i trzy paczki chusteczek później uznałem, że film jest genialny i muszę mu kilka słów poświęcić.

Streszczanie fabuły "Totoro" może wydawać się dziwnym pomysłem, jednak dawno temu założyłem, że może to czytać ktoś, kto z tym dziełem się nie zetknął. Więc krótko: Film opowiada o siostrach - 10-letniej Satsuki i 4-letniej Mei - które sprowadzają się wraz z ojcem do domku na wsi. Matka leży w szpitalu, więc rodzina chce przygotować dom na jej powrót. Dziewczynki pomagają ojcu w remoncie, a także poznają piękno okolicy. Przekonują się, że nie są same - w pobliżu ich domu rośnie potężne drzewo zamieszkiwane przez leśne chochliki Totoro, które kochają przyrodę - i ludzi kochających przyrodę. Totoro zaczynają się interesować dziewczynkami, które dzięki nim zaczynają jeszcze bardziej cenić piękno i siłę Natury.

piątek, 1 lipca 2016

Centurion - piękno Szkocji z (niemal) historią w tle

Centurion

Wielka Brytania 2010
Scenariusz i reżyseria: Neil Marshall

Są filmy, które odnoszą wielkie sukcesy i wszyscy się w jakimś stopniu zgadzamy, że na to zasługują. Są filmy będące hitami, co do których ja na przykład nigdy w życiu nie zrozumiem ich fenomenu. Tutaj wyrażenie swojego zdania skutkuje zwykle oskarżeniem, że się czegoż z filmu nie zrozumiało. Możliwe, ale z tym "rozumieniem" jest trochę jak z powiedzeniem "co poeta miał na myśli": każdy może mieć na ten temat swoją opinię, więc nie widzę problemu z tym, żeby wyrazić swoją, choćby i niepopularną. Najtrudniejszym przypadkiem jest rozmowa o filmie, który większość ludzi obrzuca błotem, a ja rozpływam się z zachwytu nad nim. Jak go wybronić? Jak przekazać, co mnie w nim zachwyciło? Doskonałym tego przykładem jest brytyjski film kostiumowy "Centurion". 

Film ociera się o tajemnicę IX Legionu z czasów Cesarstwa Rzymskiego. Otóż w II wieku nasze ery, gdy Cesarstwo wkraczało w swój złoty okres, zdarzyła się dziwna rzecz: stacjonujący w prowincji brytyjskiej (w okolicy dzisiejszego pogranicza Szkocji i Anglii) Legion IX po prostu zniknął. W źródłach historycznych jest wielokrotnie wspominany z racji swoich osiągnięć i nagle - kamień w wodę. Owszem, niektórzy historycy są zdania, że legion przeniesiono na tereny Germanii (nad Dunaj), ale dowody są bardzo niepewne. Co się więc stało? Wiemy tylko, że Rzymianie mieli na Wyspach Brytyjskich problemy: Nie dość, że zamieszkujący je Celtowie nie byli ludem spokojnym, to na dodatek musieli radzić sobie z najazdami Piktów z północy. Piktowie byli ludźmi walecznymi, wyjątkowo agresywnymi, nieznającymi litości, a w dodatku doskonale przystosowanymi do chłodnego klimatu i trudnych warunków terenowych. Stosując technikę wojny podjazdowej, zmusili Rzymian do budowy systemu umocnień znanych jako Mur Hadriana oraz wysunięty nieco dalej na północ Mur Antoninusa, które zresztą też tylko częściowo spełniły swoje zadanie.

piątek, 24 czerwca 2016

Doomsday - film ludzi, którzy nie lubili Szkotów

Doomsday

Wielka Brytania 2008
Scenariusz i reżyseria: Neil Marshall

Czasami mam tak, że lubię obejrzeć film nieco idiotyczny, praktycznie bez fabuły, który planowany był jako horror czy SF, a wychodzi z tego, a wyszła z tego niezamierzona komedia. Takim filmem był na przykład "Dog Soldiers" - wspaniałe dzieło Neila Marshalla o żołnierzach, którzy podczas treningu bojowego trafili na rodzinę wilkołaków. Obserwując ich zmagania, mogliśmy widzieć na przykład dzielnych wojaków radośnie palących ognisko na terenie kontrolowanym przez wroga i sierżanta, który przez pół filmu chodzi dosłownie z jelitami na wierzchu (które to jelita w pewnym momencie próbuje zjeść pies). Miało być strasznie, ale wyszło śmieszne. Cierpiąc na chandrę związaną z pogorszeniem pogody, postanowiłem sobie więc poprawić humor innym dziełem tego reżysera - tak trafiłem na "Doomsday".

Film jest wariacją tematu śmiercionośnych wirusów. Tym razem wirus nie zamienia ludzi w zombie - jest "zwyczajnie" śmiertelny. Epidemia wybucha w 2008 r. Szkocji, która zostaje odizolowana od Anglii ogromnym murem wyposażonym w zasieki i pułapki uniemożliwiające jego sforsowanie. Jednak izolacja Szkocji spotkała się z międzynarodową krytyką i na Wielką Brytanię nałożono embargo skutkujące ogromnym bezrobociem i przestępczością. Dlatego, gdy w 2035 r.  wirus zostaje ponownie odkryty w Londynie, władze są zdane tylko na siebie. Trzeba szybko znaleźć szczepionkę, a tą można uzyskać jedynie od naukowca Marcuca Kane'a, który żyje na terenie Szkocji. Zostaje wysłana po niego ekspedycja dowodzona przez major Eden Sinclair - kobietę, która jako dziecko została w ostatniej chwili uratowana przed izolacją. 

piątek, 17 czerwca 2016

Warcraft: Początek - film dla graczy i cosplayerów

Warcraft: The Beginning

USA 2016
Scenariusz: Charles Leavitt, Duncan Jones
Reżyseria: Duncan Jones

W mojej pamięci największym wydarzeniem roku 1994 było pojawienie się na świecie gry "Warcraft: Orcs & Humans", pierwszej grze z gatunku RTS (strategia czasu rzeczywistego), która odniosła niekwestionowany sukces. Pojawiły się jej liczne kontynuacje, rozwinęło się całe uniwersum zasiedlone przez szereg ras. Powstały też opowiadania, a w końcu powieści. Było więcej niż oczywiste, że uniwersum, które śmiało można nazwać legendarnym, doczeka się w końcu ekranizacji.

Kiedy więc dokładnie 10 lat temu pojawiły się pogłoski o filmie "Warcraft", zastanawiałem się, jak ta seria zostanie zekranizowana. Jak będzie realistycznie (w sensie realnie wyglądające zbroje i broń), to niezgodnie z grą, więc wolałem fantastycznie. Ale czy to nie będzie wyglądało śmiesznie, żeby nie rzec - żałośnie? Przyznam też, że nie spodziewałem się po tym filmie jakiejś szczególnie złożonej fabuły. Skoro mówimy o ekranizacji serii gier RTS i sieciówek polegających na zabijaniu setek wrogów, to raczej wiadomo było, że należy się spodziewać raczej pretekstu do kolejnych efektownych bijatyk. Tego oczekiwałem i to dostałem. Jestem więc zadowolony.

piątek, 10 czerwca 2016

Ptaki Nocy - superbohaterki z Gotham w tle

Birds of Prey

USA 2002-2003
Reżyseria: Laeta Kalogridis
Na motywach serii "Birds of Prey" wydawnictwa DC Comics

Podobnie jak Marvel, wydawnictwo DC również stworzyło swoje własne uniwersum. Mniej w nim akcji, strzelania i pościgów, więcej kryminału, klimatu noir i psychologii. Plusem takiego świata jest złożoność bohaterów i możliwość stworzenia niebanalnej fabuły. Minusem - trudno przenieść na ekran klimat komiksowego pierwowzoru. Udało się to na swój sposób Burtonowi; udało się to Nolanowi w ich wizjach Batmana. Jednak obok Mrocznego Rycerza w Gotham żyje więcej zamaskowanych pogromców zła. U nas są znani jako bohaterowie epizodyczni serii o Batmanie właśnie, jednak za oceanem doczekali się własnych komiksów.

Do z ciekawszych spin-offów była ukazująca się przez 15 lat seria "Birds of Prey" skupiająca się głównie wokół żeńskich bohaterów uniwersum DC. Opowiadała o życiu grupy superbohaterek w Gotham, w którym Batmana już nie ma. Barbara, na pół sparaliżowana córka komisarza Gordona i była Batgirl decyduje się kontynuować krucjatę przeciw przestępcom, a czyni to rękami Huntress oraz Black Canary. Obie należą do "metaludzi" (słowo to oznacza w świecie DC tyle, co superczłowieka - ciekawostką jest fakt, że wymyślił je George R.R. Martin) - Huntress ma nadprzyrodzony refleks, wytrzymałość i siłę, zaś Black Canary potrafi emitować obezwładniający hipersoniczny krzyk. Walczą głównie z obdarzonymi nadludzkimi zdolnościami mieszkańcami Gotham. Seria cieszyła się dość dużym powodzeniem i nie dziwne, że zdecydowano się na jej ekranizację.

piątek, 3 czerwca 2016

Cloverfield Lane 10 - spiskowa teoria dziejów jako psychoza

10 Cloverfield Lane

USA 2016
Scenariusz: Josh Campbell, Matt Stuecken, Damien Chazelle
Reżyseria: Dan Trachtenberg 

Jakiś czas temu pisałem tutaj o spiskowej teorii dziejów. Wiara w to, że rządy różnych krajów ukrywają prawdę o świecie jest bardzo atrakcyjna. Dostarcza bowiem odpowiedzi na niektóre niewyjaśnione do dzisiaj zagadki, odwraca uwagę od prawdziwych problemów i wyjaśnia złożone sprawy w sposób prosty, pozwalający "wierzącym" uważać się za lepiej poinformowanych i mądrzejszych od reszty ludzkiej masy. Nie dziwi więc fakt, że filmy o spiskowych teoriach lub ich zwolennikach mają się świetnie - zwłaszcza jako thrillery. Teoria spisku ma bowiem tę zaletę, że pozwala niemal do ostatniej chwili prowadzić z widzem grę na temat zdrowych zmysłów bohaterów. Tak jak to dzieje się w filmie "Cloverfield Lane 10".

piątek, 27 maja 2016

Alicja w Krainie Czarów - o problemach samodzielności

Alice in Wonderland

USA 2010
Scenariusz: Linda Woolverton
Reżyseria: Tim Burton

Lada chwila na ekranach kin pojawi się "Alicja po drugiej stronie lustra" Tima Burtona. Już teraz mogę napisać, że na pewno będę zauroczony. Z filmami Tima Burtona mam bowiem taki problem, że zupełnie nie umiem być wobec nich obiektywny. Próbowałem, naprawdę, ale mi nie wychodzi. Wielu na ten przykład narzekało na "Mroczne Cienie", które uważałem za film przecudowny, wzruszający i klimatyczny. Podobnie zacięcie krytykowano burtonowską "Alicję w Krainie Czarów", która też bardzo mi się podobała. Pomyślałem, że może z czasem zachwyt mi przeszedł. Obejrzałem sobie więc ten film jeszcze raz i... Cóż, przykro mi, nadal mnie zachwyca.

Wydaje mi się, że problemem tego filmu okazała się niewłaściwa promocja. Z jakiegoś powodu w wielu pismach i serwisach filmowych opisywano ten film jako "adaptację powieści Lewisa Carrola". To oczywiście bzdura totalna - sam Burton zresztą nigdy nie traktował tak tego dzieła. Jego zamierzeniem było pokazać, co się dzieje z młodymi ludźmi, kiedy dorastają, a wspomnienia o ich osobistych Krainach Czarów stają się mglistym cieniem przeszłości, wyblakłym snem i zbiorem dziecięcych marzeń o nieziemskich krainach.

piątek, 20 maja 2016

Dragon Nest: Wojownicy Świtu - idealne naśladownictwo nie gwarantuje sukcesu

Long Zhi Gu Zhi Hei Long Jue Qi

Chiny 2014
Reżyseria: Yuefeng Song

Podczas opisywania swoich refleksji na temat "Kronik wojny na Lodoss" wspominałem, że (chociaż to ponoć nie świadczy za dobrze o moim poziomie intelektualnym), że lubię dzieła z rodzaju "heroic fantasy", gdzie grupa bohaterów o odmiennych zdolnościach łączy siły, by wykonać pewne zadanie odmieniające losy świata. Po drodze najczęściej występują wątki poboczne, które pozwolą bohaterom nabyć pewnych umiejętności. Cały mechanizm jest wzorowany na grach fabularnych z gatunku RPG. 

Problemem z tego typu dziełami jest fakt, że powstało tego już sporo. Co gorsza, w wielu tego typu dziełach powielają się te same wątki: mamy zwykle trzy rasy inteligentne (ludzi, elfy i krasnoludy), które walczą ze złymi goblinami bądź orkami. Każda rasa ma przypisane pewne umiejętności i cechy. Rozumiem, że krasnolud musi być tym silnym, małym draniem, który w kółko myśli o złocie, ale indywidualnych bohaterów można przecież zróżnicować. Chlubnym wyjątkiem jest Terry Pratchett, który w powieści "Panowie i Damy" uczynił z elfów istoty z gruntu złe z powodu braku empatii i niezwykłego poczucia wyższości nad ludźmi. Kiedy więc usłyszałem o chińskiej animacji "Dragon Nest: Wojownicy Świtu", usiadłem do niej z mieszanymi uczuciami, gdyż bałem się kolejnego powielenia schematów. Jednak zachęcał mnie fakt, że patrząc na plakat widziało się postacie stworzone kreską typową dla anime. Zaraz, anime? Przecież to film chiński! W tym momencie zapaliła mi się lampka ostrzegawcza, która nie zgasła do samego końca.

piątek, 13 maja 2016

Ghost Rider - o współczesnych kowbojach Ameryki

Ghost Rider

USA, Australia 2007
Scenariusz: David S. Goyer, Mark Steven Johnson, Shane Salerno
Reżyseria: Mark Steven Johnson

Jak nienawidzę samochodów, tak samo mocno kocham motocykle. Sam jeździć na tym nie umiem, ale kiedy tylko we Wrocławiu odbywa się jakiś zlot motocyklowy, zawsze się pojawiam po to, żeby popatrzeć na te cudne maszyny. Obserwując je i ich właścicieli, utwierdzam się w przekonaniu, że motocykl to nie tylko wozidełko do przenoszenia się z miejsca na miejsce - to styl życia.

Jeszcze wyraźniej jest to widoczne w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Kraj ten oferuje ogromne przestrzenie, długie drogi i nieziemskie krajobrazy - idealne warunki do uprawiania turystyki motocyklowej. Z daleka od wielkich miast czymś normalnym jest widok chopperów - mocno podrasowanych motocykli, głównie firmy Harley-Davidson oczywiście, z chromowanymi ramami i fantastycznymi malowidłami. Tworzenie takiego arcydzieła trwa czasami lata i kosztuje sporo pieniędzy, ale efekt finalny rzuca na kolana. Znalezienie dwóch identycznych chopperów graniczy z cudem - inwencja twórców skutecznie temu zapobiega. Podziw dla motocykli sprawił, że zachwyciły mnie filmy uznawane za kultowe, jak "Easy Rider", ale też kultowe jakby troszkę mniej - na przykład "Ghost Rider". Dobra, możecie się śmiać. Ale spróbujcie na ten film spojrzeć troszkę innym okiem.

piątek, 6 maja 2016

Jack Pogromca Olbrzymów - do czego służą klejnoty koronne?

Jack the Giant Slayer

USA 2013
Scenariusz: Darren Lemke, Christopher McQuarrie, Dan Studney
Reżyseria: Bryan Singer

Czym są klejnoty koronne, mam nadzieję, każdy wie, ale na wszelki wypadek przypomnę. Są to przedmioty będące oznaką godności królewskiej, używane podczas koronacji i oficjalnych uroczystości. Zwykle są one otaczane wielkim szacunkiem i starannie pilnowane. Są bowiem cenne nie tylko jako rzadkiej urody precjoza, ale też jako unikalna pamiątka historyczna i kulturowa. Nietrudno zrozumieć, dlaczego Polacy po odzyskaniu niepodległości - najpierw w 1918, a potem w 1945 - włożyli tyle wysiłku, by odzyskać chociaż część insygniów koronacyjnych, które przetrwały burze dziejowe. Co składa się na klejnoty koronne? Berło, tzw. jabłko (czyli kula zwieńczona krzyżem będąca oznaką władzy zależnej tylko od Boga), miecz oraz korona.

Klejnoty koronne, a właściwie insygnia koronacyjne, to przedmioty magiczne. Nieprzypadkowo, bo z władzą królewską wiązało się niegdyś wiele przesądów. Mówiło się o tym, że tylko jeśli odpowiednia osoba przyjmie insygnia, kraj będzie cieszył się dobrobytem. Zasada "właściwy człowiek na właściwym miejscu" wydaje się dzisiaj oczywistością, ale dawniej wielu prostych ludzi wierzyło, że to za sprawą połączenia charakteru z insygniami królewskimi rodzi się prawdziwie dobry władca. Szczególną rolę odgrywała tu korona. Miecz czy berło były często spotykanymi elementami uzbrojenia, więc nie zyskiwały większego szacunku, a symbolika jabłka nie dla wszystkich była zrozumiała. Za to symbolika korony była oczywista. W dość ciekawy i oryginalny sposób przedstawiono tę symbolikę w filmie "Jack Pogromca Olbrzymów", luźno nawiązującego do znanej baśni o chłopcu, który przypadkiem dotarł do krainy zamieszkałej przez gigantów.

piątek, 29 kwietnia 2016

Atak Tytanów - brzydota może być piękna

Shingeki no Kyojin

Japonia 2013
Reżyseria: Tetsuro Araki
Na podstawie mangi "Shingeki no Kyojin" Hajime Isayamy

Anime to dzieła, z którymi wciąż się oswajam. Niby zwykłe animacje, ale jakże różne od tego, co pochodzi z naszego kręgu kulturowego... Jednak coraz bardziej do mnie przemawiają. Są wielowymiarowe, złożone i na swój sposób bardziej życiowe: komedia miesza się z tragedią, w dziełach pozornie komediowych są chwile wzruszenia, a w tych bardziej dramatycznych bywa zabawnie. Pewnie dlatego anime szturmem podbiło Europę, ale w drugą stronę to nie działa. A najbardziej mnie dziwi, że po dziesiątkach lat Japończycy ciągle są w stanie tworzyć coś nowego i zaskakującego.

Właśnie kilka tygodni temu byłem na konwencie miłośników mangi i anime. Jak zwykle na takich imprezach, pojawiło się wielu cosplayerów, a ja lubię wiedzieć, co fotografuję, więc jeśli nie rozpoznaję postaci, to pytam. I tak, widząc nieznane mi kostiumy, dowiedziałem się o istnieniu mangi "Shingeki no Kyojin", znanej u nas jako "Atak Tytanów". Ktoś pokazał mi fragment jednego z odcinków... i momentalnie się zauroczyłem. Zaraz wyjaśnię, dlaczego.

piątek, 22 kwietnia 2016

Domino - życie pisze najciekawsze scenariusze, czego nie umiemy wykorzystać

Domino

USA, Francja 2005
Scenariusz: Richard Kelly
Reżyseria: Tony Scott

Podobno regułą jest, że dopingujemy dobrych bohaterów filmowych, ale kochamy się w złych. Faktycznie - pomijając smutny okres od końca II wojny światowej do końca lat 60', to właśnie źli bohaterowie miewali często bardziej wyraziste i ciekawsze w porównaniu do "dobrych" charaktery. Fakt, że byli podli, krzywdzili, zabijali, ale mimo wszystko mieli w sobie charyzmę, która jakoś nie pozwalała o nich zapomnieć czy przejść koło nich obojętnie. To zapewne przyczyna, dla której ogromną sympatią widzów cieszyły się w swoim czasie produkcje ukazujące policjantów lub ludzi z nimi współpracujących, ale działających według własnych zasad, często na granicy prawa, którzy mniej przejmowali się kodeksem karnym, a bardziej dbali o to, co słuszne.

I pewnie dlatego w USA istnieje nadal zawód, którego przedstawiciele - w przeciwieństwie do policji - budzą autentyczny respekt. Są to łowcy nagród - ludzie, którzy za odpowiednią nagrodę ścigają przestępców poszukiwanych przez prawo. Wydaje się to niewiarygodne, ale łowcy nagród nie są reliktem Dzikiego Zachodu, ale świetnie się mają również dzisiaj - właśnie dlatego, że działając na granicy prawa, mogą więcej, są zatem zaskakująco skuteczni. Łowcy nagród bywają tam lokalnymi sławami; co bardziej skuteczni mają swoich fanów i są bohaterami mediów. Jedną z takich sław była w swoim czasie Domino Harvey. Łowczyni ta zasłynęła z wyjątkowej skuteczności i stylu bycia; była tak sławna, że zainteresował się nią reżyser Tony Scott. Zdołał się z nią zaprzyjaźnić i postanowił nakręcić film będący jej biografią.

piątek, 15 kwietnia 2016

Piąta fala - Inwazja porywaczy ciał dla nastolatków

The 5th Wave

USA 2016
Scenariusz: Susannah Grant, Akiva Goldsman, Jeff Pinkner
Reżyseria: J Blakeson

Kilka dni temu, na Pyrkonie, byłem świadkiem ciekawej dyskusji, do której w końcu się włączyłem. Rzecz dotyczyła sagi "Zmierzch", której wiele osób nadal zdzierżyć nie może. Włączyłem się do sporu w zasadzie po to, żeby zapytać, dlaczego seria filmów stworzonych ewidentnie dla nastolatków oceniana jest z "dorosłego" punktu widzenia. Czy naprawdę w filmach dla młodzieży należy spodziewać się rozpraw filozoficznych i rozważań o sensie życia czy przemijaniu? To trochę tak, jakby czepiać się "Teletubisiów", że są strasznie infantylne.

Taka ocena filmów jest jednak bardzo ciężka i sam nie zawsze umiem temu podołać. Dlatego kiedy usłyszałem o ekranizacji powieści "Piąta fala", trochę się zaniepokoiłem: Czy jeśli mi się spodoba, będę mógł ją z czystym sercem polecić - ze świadomością, że dorośli widzowie mogą się na tym trochę nudzić? A jeśli uznam, że film jest do niczego - czy uzasadnię to sensownie, czy zachowam się jak ludzie w poprzednim akapicie i będę wymagał cudów od filmu z założenia mniej skomplikowanego? I nawet teraz - po obejrzeniu filmu - nie umiem sobie z tym poradzić.

piątek, 8 kwietnia 2016

Zew Cthulhu - Cthulhu fhtagn!

The Call of Cthulhu

USA 2005
Scenariusz: Sean Branney
Reżyseria: Andrew Leman

Howard Phillips Lovecraft to postać nietuzinkowa, o którym napisano już sporo; ja tylko dodam, że w moich oczach jest mistrzem tworzenia nastroju grozy. Wrażenie to potęgują bohaterowie będący narratorami opowiadań. Niemal zawsze są to ludzie inteligentni, oczytani, stojący twardo na ziemi. Kiedy napotykają rzeczy nieznane, próbują znaleźć racjonalne wyjaśnienie, jednak ciekawość powoduje, że zgłębiają tajemnicę i koniec końców muszą zaakceptować fakt, że istnieją obok nich zjawiska i istoty, których nie da się ogarnąć rozumem czy naukowo wyjaśnić. Kompletna obcość i groza tego, z czym mają do czynienia przyprawia ich czasem o szaleństwo.

Najpiękniejszym i najsłynniejszym tego przykładem jest "Zew Cthulhu" - opowiadanie, którego chyba nie trzeba opisywać. Nawet osoba nieznająca zupełnie twórczości Lovecrafta na pewno zna miano Wielkiego Przedwiecznego i kojarzy jego sylwetkę. Swoją drogą to niezwykłe, jak mocno wizerunek Cthulhu zakorzenił się w kulturze masowej. Niewątpliwie jest to zasługa samego Lovecrafta i świata, który tworzył konsekwentnie, z dbałością o szczegóły i spójność. Samo opowiadanie do dzisiaj zachwyca dokładnością opisów i danych z różnych dziedzin nauki, które nadają pozór niemal reportażu. Nie dziwota, że są na świecie ludzie, którzy zdają sobie sprawę, że "mity Cthulhu" to fikcja literacka, ale opowiadająca o realnie istniejących istotach, które czekają na swój czas. 

sobota, 2 kwietnia 2016

13 grzechów - jak zarobić i zniszczyć sobie życie

13 Sins

USA 2014
Scenariusz: David Birke, Daniel Stamm
Reżyseria: Daniel Stamm

Lubię podkreślać z dumą, że należę do grona osób, które mogą o sobie szczerze powiedzieć, że nigdy nie dały nikomu w łapę ani same niczego nie wzięły. Znam ludzi, którzy mimo trudnej sytuacji nigdy nie zdecydowały się na postępowanie wbrew sobie i ściśle przestrzegają przyjętych norm moralnych. Niektórzy twierdzą jednak, że wszystko jest kwestią tego, w jakiej sytuacji się znajdujemy.

Są przypadki, kiedy wydaje się, że trzeba odłożyć na bok moralność i chwytać się wszelkich możliwych sposobów przetrwania: Nie ośmielę się oczerniać rodzica, który da w szpitalu łapówkę w celu przyspieszenia ratowania dziecka. Czy jednak jest to czyn w pełni usprawiedliwiony? Do jakich granic możemy się posunąć, by móc patrzeć w lustro? Ile poświęcimy z samych siebie, by osiągnąć cel, choćby i najszlachetniejszy? Czy gotowi bylibyśmy poświęcić życie i zdrowie innej osoby? Czy umielibyśmy się wycofać, kiedy sprawy zaczynają posuwać się za daleko? Pisałem już o świetnym na swój odrażający sposób "Would You Rather", który podejmował podobny temat - tam bohaterowie byli zmuszani do czynów godzących w zdrowie i życie innych. Inaczej wygląda rzecz w filmie "13 grzechów". Tam nikt nikogo do niczego nie zmusza.

piątek, 25 marca 2016

Reanimator - jak zniszczyć legendę.

Re-Animator

USA 1985
Scenariusz: Dennis Paoli, Stuart Gordon
Reżyseria: Stuart Gordon
Na motywach opowiadania "Herbert West - Reanimator"

Jednym z najgenialniejszych pisarzy, jakich znam, jest Howard Phillips Lovecraft. Pochłaniałem jego dzieła hurtowo, zachwycałem się tworzonymi przez Lovecrafta fantasmagoriami i ile razy nie czytałbym opowiadania "Zew Cthulhu", tyle razy czuję grozę bijącą z każdego słowa. Lovecraft był geniuszem nastroju: wiedział, jak rozwijać fabułę, by czytelnik poczuł od samego początku pewien niepokój, a potem wraz z bohaterami odkrywał przerażającą rzeczywistość świata przedstawionego. Znamienna rzecz, że Lovecraft nigdy nie posługiwał się tak niskich lotów chwytami jak opisy pełne krwi i przemocy czy erotyki.

Prozę napisaną w ten sposób dobrze się czyta, ale stanowi ona wyjątkowo niewdzięczny temat dla filmu. Bardzo trudno jest oddać atmosferę grozy. Oceny takich filmów oscylują od najwyższych do najniższych not. Moim zdaniem taki właśnie "Lovecraftowski" charakter ma film "Obecność", który do dzisiaj uważam za najlepszy horror w historii kina, ale wiele osób się ze mną nie zgodzi. W tej sytuacji rozumiem, że niewielu twórców zmierzyło się z prozą Lovecrafta. Wydawałoby się, że najlepiej do sfilmowania nadają się te jego dzieła, które opisują nie odczucia i atmosferę, ale skupiają się na przeżyciach. Do tej grupy należy powieść "Herbert West - Reanimator" o pracach tytułowego bohatera mające na celu opracowanie serum przywracania życia zmarłym.

piątek, 18 marca 2016

50 ocalonych - wojen nikt nie wygrywa

50 Dead Men Walking

Wielka Brytania, Kanada 2008
Scenariusz i reżyseria: Kari Skogland

Moje wyobrażenie o Irlandii nie pochodzi od żyjących tam na emigracji rodaków, lecz od jednej rodaczki, która wróciła do Polski. Wspomina Irlandię jako kraj kontrastów. Z jednej strony oaza spokoju, sympatycznych i życzliwych ludzi; z drugiej - jest Irlandia Północna. Wspomniana rodaczka była w Belfaście jeszcze w czasach, gdy zamachy bombowe i wzajemne polowania IRA i wojsk brytyjskich były niemal na porządku dziennym. Widziałem też parę zdjęć, na których widać policjantów i żołnierzy uzbrojonych po zęby, gotowych strzelać pod byle pretekstem, ale też trudno im się dziwić. 

Między IRA i Brytyjczykami toczyła się bezpardonowa wojna, w której wszystkie chwyty były dozwolone; wszystkie metody można było usprawiedliwić. Obie strony zabijały niewinnych ludzi, stosowały przemoc łącznie z torturami. IRA ma wśród wielu łatkę organizacji walczącej o wolność Irlandii; inni ludzie uważają obecnych na "zielonej wyspie" żołnierzy brytyjskich za bohaterów narażających życie w walce z terrorystami, ale prawda jest taka, że w środkach nie przebierali ani jedni, ani drudzy. Realia życia w Irlandii Północnej dobrze przedstawił film "50 ocalonych" luźno oparty na biografii Martina McGarlanda, aktywnego członka IRA, który jednocześnie szpiegował dla brytyjskiej policji.

piątek, 11 marca 2016

Piraniokonda - szkoła Cormana wiecznie żywa

Piranhaconda

USA 2012
Scenariusz: Mike MacLean
Reżyseria: Jim Wynorski

Czy wiecie może, kto to Roger Corman? Powinniście, bo u niego pobierali nauki tacy mistrzowie kina, jak James Cameron czy Francis Ford Coppola. A jeśli nie, to powyższe nazwiska zapewne wprowadziły Was nieco w błąd. Cóż, Corman raczej nie tworzył w swojej karierze filmów wybitnych. Prawda jest taka, że nazywany był (i czasem nadal jest) "królem kina klasy B".

Corman wypracował pewien oryginalny styl, który sprawił, że nawet najbardziej tandetne filmy firmowane jego nazwiskiem wcale nie są takie złe w oglądaniu. Fakt, że mamy do czynienia z różnymi dziwnymi mutantami, potworami i przygłupimi na ogół nastolatkami mniej lub bardziej chętnie gubiących ubrania przy byle okazji, ale warto przyjrzeć się paru aspektom jego filmów. Przede wszystkim, niezależnie od budżetu, zawsze cechuje je staranny montaż i doskonała praca kamery. Pomijając braki wynikające w niedostatków budżetowych, wizualnie trudno jest im coś zarzucić. Corman doskonale rozumiał, że jeśli film jest dobrze nakręcony, to pewne inne wpadki nie będą traktowane jak dowód na niekompetencję reżysera. Wiele ze "szkoły Cormana" wyniósł jeden z ulubionych jego "uczniów" - Jim Wynorski, którego kolejne dzieło mam zaszczyt zaprezentować.

piątek, 4 marca 2016

Kenau - o wolność Holandii

Kenau

Holandia 2014
Scenariusz: Karen van Holst Pellekaan, Marnie Blok
Reżyseria: Maarten Treurniet

Holandia to w moich oczach kraj niezwykły. Ot, takie sobie Niderlandy, jeszcze jedna prowincja zarządzana przez Hiszpanów. Potem pojawiło się poczucie odrębności, mieszkańcy chwycili za broń, po czym długo, ale cierpliwie wywalczyli sobie niepodległość. Mowa oczywiście o serii powstań znanych jako wojna osiemdziesięcioletnia. Wreszcie mieszkańcy Niderlandów osiągnęli upragniony cel - ich kraj stał się niezależny. Potem w przeciągu kilkunastu dosłownie lat zmienili swój młody kraik w jedno z największych imperiów kolonialnych; tak potężnych, że bała się go nawet "królowa mórz", Wielka Brytania, która od Holendrów nie raz solidnie oberwała.

Jak to zwykle bywa, takie czasy wywołały bohaterów, których każde społeczeństwo pożąda i potrzebuje. W historii Holandii pojawiły się więc postacie na pół legendarne, których niezłomna postawa, siła woli i czyny stały się tematem wielu pieśni, przedstawień i filmów. Jedną z takich postaci tego okresu jest Kenau Simonsdochter Hasselaer. Postać ta, w Polsce zupełnie nieznana, w Holandii jest bohaterką narodową co najmniej tej samej kategorii, co u nas Emilia Plater. O jej udziale w wojnie o wolność Niderlandów opowiada film "Kenau".

piątek, 26 lutego 2016

Trzej muszkieterowie w wydaniu niby steampunkowym

The Three Musketeers

Wielka Brytania, Francja, Niemcy 2011
Scenariusz: Andrew Davies, Alex Litvak
Reżyseria:  Paul W.S. Anderson

Z ekranizacjami wielkich dzieł literatury bywa różnie - są lepsze i gorsze. "Lepsze" nie musi oznaczać "wierniejsze". "Żelazna maska" z Leonardem di Caprio niewiele ma wspólnego z książkowym pierwowzorem, ale gotów jestem wyzwać na udeptaną ziemię każdego, kto ośmieli się stwierdzić, że to słaby film. Bywa, że film luźno opiera się na książce, ale tak udanie wyczerpuje wybrane wątki i tak ciekawie przedstawia bohaterów, że trudno się nie zachwycić. Ale to niełatwa sztuka.

Zapewne podobny zamiar mieli twórcy filmu "Trzej muszkieterowie" z 2011 roku. Zadanie mieli o tyle utrudnione, że w przypadku wielu powieści literackie pierwowzory ulegają z czasem zapomnieniu lub są mało znane. Jednak "Trzej muszkieterowie" to jedna z tych książek, których nie trzeba nikomu przedstawiać. Przygody D'Artagnana i trójki dzielnych muszkieterów czytał niemal każdy, a mało kto nie zetknął się z jedną z ekranizacji wielkiego dzieła. Trudno w tej sytuacji nakręcić coś naprawdę oryginalnego i/lub zachwycającego. Czy Andersonowi się to udało? Niestety tylko połowicznie.

piątek, 19 lutego 2016

Super rekiny kontra więźniarki - horrory klasy B nigdy nie umrą

Sharkansas Women's Prison Massacre

USA 2015
Scenariusz: William Dever, Corey Landis
Reżyseria: Jim Wynorski

Ostatnio zdałem sobie sprawę, że w dawno nie oglądałem filmów, od których praktycznie zaczęła się moja przygoda z kinem - starych dobrych filmów klasy "B". Niestety dotarło do mnie, że nawet tego typu filmy się zmieniły: coraz więcej jest tam cudów, coraz mniej w tym klasy "B", bo takie na przykład "Sharkado" czy "Pirania 3D" to filmy mimo wszystko wysokobudżetowe, bez (wbrew pozorom) niedoróbek wynikających z pośpiechu czy braków finansowych. Czyżby takie kino przestało istnieć?

Spokojnie, mimo ogromnej ilości filmów i seriali zawsze znajdą się twórcy, którzy będą chcieli przenieść na ekran swoje najdziwniejsze fantazje, zawsze znajdą się wytwórnie gotowe poświęcić parę dolarów na nakręcenie czegoś, co w oczywisty sposób obraża inteligencję widza oraz aktorzy, którzy mają nadzieję, że ktoś zauważy, że jeśli umieją zagrać w takim chłamie, to poradzą sobie ze wszystkim. Zawsze też będą ludzie, którzy chętnie obejrzą takie dziwaczne połączenie komedii i horroru - dlatego, że to mimo wszystko całkiem niezła rozrywka i niezłe wyzwanie - ile idiotyzmów zobaczy się w ciągu kwadransa. Gorzej z wymyśleniem czegoś oryginalnego: były już rekiny, potwory z głębin, a nawet prehistoryczne podziemne monstra (seria "Tremors"). A co by powstało z połączenia tego wszystkiego? Ano jakieś super-rekiny polujące na ludzi spod wody i spod ziemi. Do tego jeszcze parę ładnych kobiecych ciał i mamy piękne kino klasy "B".

piątek, 12 lutego 2016

Lisia Wróżka - cena za spełnienie marzeń

Liza, a rókatündér

Węgry 2015
Scenariusz: Károly Ujj Mészáros, Bálint Hegedűs
Reżyseria:  Károly Ujj Mészáros

Japońska mitologia jest fascynująca, jakże odmienna od europejskiej. Sam dopiero ją poznaję, podobnie jak inne elementy kultury japońskiej, ale zachwyciła mnie od pierwszego wejrzenia: Jest jednocześnie zabawna, smutna, pouczająca; nie ma w niej jednoznacznie złych czy dobrych postaci, podobnie jak każdy czyn i decyzja bohaterów ma swoje korzystne i niepożądane skutki. Dla mnie, jako nowicjusza w temacie, najciekawsze są różnice w przedstawieniu istot znanych z naszych baśni i legend.

Weźmy na przykład lisy. U nas znana i popularna jest postać liska-chytruska, cwaniaka, co to potrafi po każdym dołek wykopać, zawsze wyjść na swoje, najlepiej cudzym kosztem. Generalnie są dość niesympatyczne. Tymczasem w Japonii lisy są istotami niezwykłymi, pod względem inteligencji i zdolności odczuwania emocji niemal równe ludziom; ba, czasami nawet przyjmują ludzką postać. Lisy z mitów zwane są kitsune i zawsze występują jako postaci o magicznych umiejętnościach, lecz niestety często tragiczne. Na przykład istnieje mit o lisicy, która chciała związać się z ludzkim mężczyzną, ale każdy jej wybranek umierał. Przeżyć mógł tylko ten, kto pokochał ją wielką, bezinteresowną miłością i trwał w niej niezależnie od okoliczności. Mit ten został pomysłowo wykorzystany w węgierskiej niebanalnej czarnej komedii "Liza, lisia wróżka".

piątek, 5 lutego 2016

Siostry - ile człowiek może znieść?

Perfect Sisters

USA 2014
Scenariusz: Fab Filippo, Adam Till
Reżyseria: Stanley M. Brooks

Kto miał okazję obserwować, jak wygląda życie rodzin patologicznych, ten nigdy w życiu tego nie zapomni. Ja miałem okazję - przez 17 lat mieszkałem w bezpośrednim sąsiedztwie bloku z tak zwanymi lokalami zastępczymi. Wiele mnie to nauczyło - na przykład nigdy nie przyszło mi do głowy naśmiewać się w szkole z ludzi, których rodzice nadużywają alkoholu. Piekło, jakie na co dzień przeżywają, rozumieją tylko oni.

Szczerze mówiąc, zawsze podziwiałem wytrzymałość dzieci pochodzących z takich rodzin. W domu krzywdzone bez powodu, w szkole często narażone na szyderstwa i obelgi, również ze strony nauczycieli. Aż dziwne, że czasem udaje im się wyrwać z tego środowiska. Jednak takie dzieciństwo nigdy nie pozostaje bez wpływu na psychikę. W skrajnych przypadkach takie dzieciństwo może spowodować, że dzieci zabijają w sobie uczucia takie jak współczucie i litość, które mogłyby odczuwać wobec pijącego rodzica. Jakie są tego skutki? Takie dzieci, już jako dorośli, muszą niemal od podstaw uczyć się właściwych postaw wobec innych ludzi. Czasami prowadzi to do tragedii - jak w przypadku dwóch dziewczyn, których dzieje zostały ukazane w filmie "Siostry".

piątek, 29 stycznia 2016

Czy wolisz raczej... cierpieć fizycznie czy duchowo?

Wolud You Rather

USA 2012
Scenariusz: Steffen Schlachtenhaufen
Reżyseria: David Guy Levy

Czasami zastanawia mnie - jak to jest, że jedni ludzie pozostają sobą i nigdy, nawet w najbardziej niesprzyjających okolicznościach nie łamią zasad, jakimi kierują się w życiu. Inni z kolei z powodu jednego niepowodzenia zapominają o wszystkim, łącznie z obowiązującym prawem i schodzą z obranej przez siebie drogi. Stają się kimś zupełnie innym; godzą na rzeczy zupełnie sprzeczne z wartościami, jakie wyznają. W takiej sytuacji zadaję sobie pytanie - może ci, którzy przestrzegają swojego systemu wartości w rzeczywistości nigdy nie znaleźli się w sytuacji naprawdę trudnej? Mam nadzieję, że nigdy się tego nie dowiem.

Możliwe, że dopiero skrajne zagrożenie życia sprawia, że ludzie odkładają zasady na półkę i decydują się na drobne grzeszki. A im dalej, tym poważniejsze. Wydaje mi się jednak, że nie dotyczy to bez wyjątku wszystkich ludzi. Znamy jednak w historii przypadki, kiedy ludzie postawieni przed wyborem spełnienia żądania godzącego w ich moralność lub poświęcenia życia pozostawali wiernymi sobie. Może więc jest tak, że u niektórych trudna sytuacja życiowa uwalnia skłonności, które normalnie trzymają na uwięzi? Na takie pytania próbuje odpowiedzieć mało niestety znany thriller znany głównie pod oryginalnym tytułem, a który dla wygody tłumaczę jako "Czy wolisz raczej...".

piątek, 22 stycznia 2016

Sicario - moralność jest dla słabych

Sicario

USA 2015
Scenariusz: Taylor Sheridan
Reżyseria: Denis Villeneuve

Granica między USA a Meksykiem przypomina strefę zmilitaryzowaną: ogrodzenia, kamery, czujniki ruchu. Mimo takich zabezpieczeń co roku kilkanaście tysięcy ludzi próbuje ją przekraczać. Pochodzą nie tylko z Meksyku, ale całej Ameryki Środkowej. Uciekają od biedy, korupcji, wszechobecnych i potężnych karteli narkotykowych i ciągłego poczucia zagrożenia. Wielu się to nie udaje - są zatrzymywani i zawracani z powrotem. Amerykańska straż graniczna działa tam wyjątkowo bezwzględnie, często lekce sobie ważąc prawa człowieka. Jednak nie należy się temu do końca dziwić.

Prawdopodobnie żadna granica lądowa w dziejach nie padła ofiarą tak ogromnej ilości prób nielegalnego przekroczenia. I przez mało którą transportuje się tyle narkotyków. Nie bądźmy naiwni - wiele osób forsujących tę granicę nie szuka lepszego życia, lecz trudni się szmuglowaniem nielegalnych towarów. Amerykańskie służby mają w związku z tym pełne ręce roboty. Co gorsza, ich funkcjonariusze często mogą jedynie bezsilnie patrzeć, jak zatrzymane przez nich osoby są transportowane do granicy, a w Meksyku chodzą sobie po ulicach jakby nigdy nic. Ba, często są głównymi "pracodawcami" lokalnych społeczności. 

piątek, 15 stycznia 2016

Operacja Dunaj - o przyjaźni polsko-czeskiej

Operacja Dunaj/Operace Dunaj

Polska, Czechy 2009
Scenariusz: Jacek Kondracki, Robert Urbański
Reżyseria: Jacek Głomb

Wojsko polskie, słusznie kojarzone z najpiękniejszymi kartami naszej historii, ma też epizody niezbyt chwalebne, z których moim zdaniem najsmutniejszym był udział 2 Armii Wojska Polskiego w operacji "Dunaj", czyli inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację po tym, jak tamtejszy rząd wprowadził szereg reform potencjalnie oznaczających odejście od komunizmu.  Polscy żołnierze na szczęście nie wykazali się okrucieństwem - często zdawali sobie sprawę z rzeczywistych przyczyn swojej obecności w Czechosłowacji, zaprzyjaźniali się z mieszkańcami i w ogóle wielki żal, że te dwa kraje, tak sobie historycznie bliskie zostały zmuszone niemal do walki. 

Jednym z ciekawszych epizodów operacji był symboliczny w niej udział czołgu T-34/85, zwanego przez żołnierzy "Biedroneczką". Czołg ten wsławił się udziałem w walkach podczas wyzwalania Czechosłowacji z rąk hitlerowców, więc uczestnictwo w operacji "Dunaj" było symboliczne - oficjalna propaganda mówiła bowiem o konieczności zwalczenia niemieckich sabotażystów i agentów przejmujących władzę w sąsiednim kraju. Tak się jednak złożyło, że "Biedroneczka" zaginęła bez śladu. O tym, co mogło się z nią stać, opowiada prześwietny film polsko-czeski "Operacja Dunaj".

piątek, 8 stycznia 2016

Przypadek Harolda Cricka - czy życie to tragedia czy komedia?

Stranger Than Fiction

USA 2006
Scenariusz: Zach Helm
Reżyseria: Marc Forster

Wiecie, że ostatnie słowa jednego z generałów w Wojnie Secesyjnej brzmiały: "Oni słonia nie trafią z tej odl..."? A o tym, że na początku XX wieku w Londynie miała się odbyć wystawa sprzętu pożarniczego, ale wszystkie eksponaty spłonęły? A Wam nigdy nie zdarzyło się gorączkowo poszukiwać jakiegoś rzadkiego towaru po całym mieście i przypadkiem znaleźć ostatni egzemplarz w sklepie tuż pod domem? Takie niewiarygodne wręcz zbiegi okoliczności czasami jednak się zdarzają, można więc uznać, że wiara wielu ludzi w to, że jakaś siła stale ingeruje w nasze życie ma nawet swoje uzasadnienie.
 
Wiele osób jest zdania, że nie ma czegoś takiego jak przypadek. Są ludzie wierzący w przeznaczenie. Czasami dotyczy to tylko ostatecznego celu, rzeczy ważnych, ale w swojej skrajnej formie determinizm przyjmuje formę wiary, że ściśle określone jest wszystko, co robimy. Mnie ta wizja osobiście przeraża. Spodziewam się, że większość ludzi również nie byłaby zachwycona, że jakaś siła wyższa kontroluje każdy ich ruch. A co, gdybyśmy uzyskali bezsporny i ostateczny dowód na to, że nasze życie zostało wymyślone i jest kontrolowane przez kogoś innego? 

piątek, 1 stycznia 2016

Przygody Ewoków - Gwiezdne Wojny to nie tylko Jedi

The Ewok Adventure: Caravan of Courage

USA 1984
Scenariusz: George Lucas, Bob Carrau
Reżyseria: John Korty 

Ewoks: The Battle of Endor

USA 1985
Scenariusz: George Lucas, Jim Wheat, Ken Wheat
Reżyseria: Jim Wheat, Ken Wheat

W ostatnich dniach sieć została zalana dziesiątkami artykułów, notatek, recenzji i przemyśleń na temat "Przebudzenia mocy". Jako wielki fan uniwersum "Gwiezdnych Wojen" uznałem, że milczeć mimo wszystko nie powinienem, ale zamiast zamiast pisać kolejny tekst o tym, czy powinien być czarny szturmowiec, czy dziewczyna powinna walczyć mieczem świetlnym (zainteresowanych informuję, że w obu tych kwestiach moja odpowiedź brzmi: nie widzę przeciwwskazań), postanowiłem zająć się innymi, nieco odsuniętymi w cień dziełami George'a Lucasa; filmami, które jednak uczyniły moje dzieciństwo nieco milszym.

W czasach, gdy zagraniczne filmy oglądało się głównie na podłej jakości pirackich nagraniach na kasetach VHS, udało się raz wypożyczyć, jakbyśmy powiedzieli dzisiaj, dwupak: kasetę zawierającą aż dwa filmy: "Przygodę Ewoków" i "Ewoki: Bitwa o Endor". Lata później dowiedziałem się, że Lucas polubił te urocze pluszowe misie, dzięki którym pokonanie Palpatine'a stało się możliwe i postanowił poświęcić im film typowo familijny, a wręcz dla dzieci i młodzieży. Tak powstała "Przygoda Ewoków" . Film spotkał się z dobrym przyjęciem, był też - jak na produkcję telewizyjną - przyzwoicie nakręcony, więc szybko zapadła decyzja o nakręceniu drugiego filmu, "Bitwy o Endor".