piątek, 12 lutego 2016

Lisia Wróżka - cena za spełnienie marzeń

Liza, a rókatündér

Węgry 2015
Scenariusz: Károly Ujj Mészáros, Bálint Hegedűs
Reżyseria:  Károly Ujj Mészáros

Japońska mitologia jest fascynująca, jakże odmienna od europejskiej. Sam dopiero ją poznaję, podobnie jak inne elementy kultury japońskiej, ale zachwyciła mnie od pierwszego wejrzenia: Jest jednocześnie zabawna, smutna, pouczająca; nie ma w niej jednoznacznie złych czy dobrych postaci, podobnie jak każdy czyn i decyzja bohaterów ma swoje korzystne i niepożądane skutki. Dla mnie, jako nowicjusza w temacie, najciekawsze są różnice w przedstawieniu istot znanych z naszych baśni i legend.

Weźmy na przykład lisy. U nas znana i popularna jest postać liska-chytruska, cwaniaka, co to potrafi po każdym dołek wykopać, zawsze wyjść na swoje, najlepiej cudzym kosztem. Generalnie są dość niesympatyczne. Tymczasem w Japonii lisy są istotami niezwykłymi, pod względem inteligencji i zdolności odczuwania emocji niemal równe ludziom; ba, czasami nawet przyjmują ludzką postać. Lisy z mitów zwane są kitsune i zawsze występują jako postaci o magicznych umiejętnościach, lecz niestety często tragiczne. Na przykład istnieje mit o lisicy, która chciała związać się z ludzkim mężczyzną, ale każdy jej wybranek umierał. Przeżyć mógł tylko ten, kto pokochał ją wielką, bezinteresowną miłością i trwał w niej niezależnie od okoliczności. Mit ten został pomysłowo wykorzystany w węgierskiej niebanalnej czarnej komedii "Liza, lisia wróżka".


Tytułowa bohaterka wierzy, że jest przeklęta, gdyż wokół niej giną ludzie. Od 12 lat opiekuje się Martą, starą Japonką. Opieka zapełnia jej cały czas, kobieta prawie nie wychodzi na miasto, nie ma rodziny, a jej jedynym przyjacielem jest Tomy Tani, duch japońskiego muzyka z lat 50. Lisa żyje marzeniami o wielkiej miłości, takiej jak w jej ulubionej japońskiej powieści, gdzie bohaterowie spotykają się w sieci Mekk Burger i od razu w sobie zakochują. W dzień trzydziestych urodzin Lisa, licząc na łut szczęścia, idzie do baru Mekk Burgera. W tym czasie Marta umiera w niejasnych okolicznościach. To samo zaczyna spotykać inne osoby z otoczenia Lisy. Śledztwo w sprawie tajemniczej serii zgonów prowadzi sierżant Zoltan, który wynajmuje pokój w mieszkaniu Lisy. Ta zaś utwierdza się w przekonaniu, że jest kitsune - lisią wróżką sprowadzającą śmierć na mężczyzn, których pokocha.

"Lisia wróżka" to film mało znany, w Polsce prezentowany jedynie na nielicznych pokazach, a szkoda, bo jest jednym z najciekawszych obrazów mijającego roku, łączącym elementy kilku gatunków. mamy tu elementy czarnej komedii, horroru, romansu oraz kryminału. Pod wieloma względami film przypomina mi dzieła Jeana-Pierre Jeuneta. Dotyczy to na przykład osadzenia akcji. Podobnie jak w przypadku "Miasta zaginionych dzieci" czy "Delicatessen", fabuła "Lisiej wróżki" osadzona jest w alternatywnej rzeczywistości. Lisa żyje w Csudapeszcie, jak nazywa się tu stolica Węgier. Mimo że są to lata 70., na Węgrzech panuje kapitalizm, na co wskazuje duża ilość samochodów, ogólny dobrobyt i stosunki społeczne. Mariaż rzeczywistości lat 70. i alternatywnej wersji wydarzeń jest rozwiązany w sposób oryginalny: w filmie pojawiają się stroje, elementy wyposażenia i samochody typowe dla Węgier lat 70., jednak w znacznie większej ilości i w lepszym stanie. 

Do dzieł Jenueta przybliża "Lisią wróżkę" również parę innych elementów. W filmie pojawia się narrator, przypominający tego, który opowiada o życiu bohaterów "Amelii". W "Lisiej wróżce" również pojawiają się sceny ukazujące wzajemny wpływ wielu drobnych i pozornie nic nie znaczących zdarzeń oraz o tym, jak zbiegi okoliczności mogą zmienić nasze życie. Odblask Słońca od szyby, poluzowana dachówka, nieszczelny bojler, nawet niestarty kurz - wszystko to, połączone skomplikowanym i pozornie zupełnie niewiarygodnym zbiegiem okoliczności, ma ogromny wpływ na to, co robimy. Tym sposobem szansa "jedna na milion" ma niemal stuprocentową pewność wystąpienia. W podobnym tonie, co w filmach Jeuneta, utrzymana jest kolorystyka. Kiedy akcja dzieje się na zewnątrz lub w miejscach pełnych ludzi, film jest dosłownie jaśniejszy i przeważają barwy chłodne. W scenach wewnątrz domu Lisy wszystko otoczone jest żółtawą poświatą, a barwy są ogólnie cieplejsze; sugeruje to, że bohaterka prawdziwie swobodnie czuje się wewnątrz własnego domu. Przynajmniej początkowo.

Lisa bowiem przechodzi niewiarygodną ewolucję. Początkowo ukazana jest jako przysłowiowa "szara myszka", nieśmiała, zamknięta w sobie kobieta, która boi się odezwać nawet zapytana. Podkreśla to również jej strój - jednolicie szary, pozbawiony jakichkolwiek ozdób. Spragniona ciepła i bliskości Lisa godzi się nawet na niewiarygodne upokorzenie bycia nazywaną imieniem innej kobiety, której jej wybranek nie przestał kochać. O tym, jak źle czuje się w tej roli, świadczy jeden drobny szczegół - niezwykła wręcz umiejętność posługiwania się nożami kuchennymi, tająca niechęć do własnych słabości i sugerująca potężną siłę ukrytą we wnętrzu bohaterki. Później Lisa przechodzi metamorfozę: zmienia fryzurę, zaczyna zakładać sukienki, które, mimo że nadal dość proste, zdradzają, że jest kobietą bardzo atrakcyjną. Zaczyna chodzić z podniesioną głową. Prostota jej ubioru przestaje być wadą, a staje się dowodem prawdziwości twierdzenia, że nie szata zdobi człowieka. Jej milczenie nie jest już oznaką nieśmiałości, lecz subtelnej kokieterii. Jedno tylko się nie zmienia - nadal nie umie dostrzec uczucia, które rozkwita tuż obok.

Nie zapomniano również o podstawowym źródle fabuły, czyli japońskiej mitologii i kulturze. Lisa wierząca, że stała się lisią wróżką, to główny element z niej zaczerpnięty, ale nie jedyny. Kolejnym bardzo charakterystycznym jest duch piosenkarza Tony'ego, postać wysoce kontrowersyjna i dwuznaczna. Z jednej strony jest najlepszym przyjacielem Lisy, towarzyszy jej w trudnych momentach i pociesza w smutnych chwilach. Z drugiej strony jest demonem wyrachowanym, który bez chwili wahania wykorzysta Lisę dla swojej korzyści. Pełni on także inną ważną funkcję, która również świadczy o jego wieloznacznej roli - ze swojej natury ani dobrej, ani złej. Wreszcie wszystkie doświadczenia Lisy dowodzą, że w życiu niewiele jest rzeczy jednoznacznie dobrych czy złych. Nieszczęścia dotykające bohaterkę przynoszą jej cenne doświadczenia oraz są impulsem do pracy nad sobą, zaś wszystko, co dobre dla niej, nie zawsze jest takie dla innych.

Nie bardzo wiem natomiast, na karb której kultury zrzucić specyficzne poczucie humoru i podejście do spraw cielesnych. Film jest, jak wspomniałem, czarną komedią; elementy humorystyczne związane są głównie z oryginalnymi okolicznościami śmierci kolejnych adoratorów Lisy, a także drobnych, acz uciążliwych wypadkach spotykających sierżanta Zoltana, pomagającego Lisie w konserwacji mieszkania. Widać, że nasze południowe "bratanki" bardzo swobodnie traktują sprawy śmierci i seksu, za to mają zupełnie obce nam stanowisko wobec przemocy. Ta ostatnia prawie się nie pojawia - nawet w scenach, w których możemy domyślać się, że dochodzi do pobicia, nigdy nie jest to ukazane. Możliwe, że to jednak służy podkreśleniu charakteru bohaterki, niechętnej najdrobniejszym przejawom przemocy, czego wyraźną oznaką jest opieka i wytrwałe wynoszenie za okno zabłąkanego krocionoga.

"Lisia wróżka" to film z całą pewnością niekonwencjonalny, przeznaczony raczej dla wąskiej grupy fanów kina surrealistycznego pokroju "Delicatessen". Tego pokroju dzieła są wieloznaczne, nierzadko trudne w odbiorze i nie każdemu się mogą podobać, jednak na pewno nie można koło nich przejść obojętnie. Tak właśnie jest w przypadku "Lisiej wróżki", która od samego początku mnie zachwyciła i nawet jeśli nie zrozumiałem wszystkich aluzji i scen, to jednak pozostawiła dobre wrażenie i chęć ponownego obejrzenia za jakiś czas. Polecam gorąco.

2 komentarze:

  1. Czegoś się spodziewał drogi @Marku C - to czarna komedia. Żeby daleko nie szukać obejrzyj czeski film "Zamknij się i zastrzel mnie" z 2005 roku. Tam znajdziesz podobnie specyficzne podejście do śmierci. Choć przyznam że czarne komedie Czechów, Węgrów (i tamtych rejonów) faktycznie są specyficzne. Weźmy takie "Cztery pokoje" z 1995 roku - też czarna komedia, ale "made in USA" - więc różnica w przedstawieniu podejścia do tematu śmierci jest widoczna. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń