środa, 24 grudnia 2014

Strażnicy Marzeń - o potędze wyobraźni

Rise of the Guardians

USA 2012
Scenariusz: David Lindsay-Abaire
Reżyseria: Peter Ramsey

Zastanawiałem się, o czym napisać ostatni post w tym roku. Święta zobowiązują, więc koniecznie musiał to być film ładny, familijny, z dobrym zakończeniem, a przede wszystkim dotyczący właśnie Świąt. I wreszcie trafiłem na film, który w sposób niemal idealny oddaje wszystko to, o co w świętach chodzi; mówi o radości i nadziei. Przy okazji zawiera również bardzo interesujące spostrzeżenia na rozwój i rolę wiary w rozwoju społeczeństw! Ten film to dwuletnia już animacja "Strażnicy Marzeń" - film tak piękny i tak bogaty w ukryte treści, że można mówić o nim godzinami.

Bohaterem filmu jest Jack Frost (po naszemu - Jack Mróz), chłopiec, który sprawia, że pada śnieg, a na szybach pojawiają się wzorki z kryształków lodu. Jack uwielbia dzieci, a sprawianie im radości jest dla niego największą przyjemnością. Niestety, jest bardzo samotny, gdyż mimo tego, co robi, nikt w niego nie wierzy i nie dostrzega. Pewnego dnia Jack zostaje porwany przez yeti i uprowadzony do siedziby Świętego Mikołaja. Mikołaj jest szefem grupy Strażników - postaci opiekujących się dziećmi. Strażnicy Marzeń w osobach Mikołaja, Zębowej Wróżki, Piaskowego Dziadka oraz Zająca Wielkanocnego potrzebują pomocy, a do tej roli został im wyznaczony właśnie Jack Mróz. Do naszego świata powrócił bowiem Mrok - demon żerujący na ludzkim strachu. Cała piątka musi zrobić wszystko, by dzieci nie utraciły wiary w to, co dobre.

piątek, 19 grudnia 2014

Ja, Frankenstein - efektowny przerost ambicji nad zdolnościami

I, Frankenstein

Australia, USA 2014
Scenariusz: Stuart Beattie, Kevin Grevioux
Reżyseria:Stuart Beattie
na podstawie komiksu Kevina Grevioux "Ja, Frankenstein"

O tym, że komiks to coś znacznie więcej niż obrazki z banalnym tekstem, nie muszę - mam nadzieję - nikogo przekonywać. "Sandman", "Kaznodzieja" czy nasz "Thorgal" to najlepsze dowody, że komiks może być arcydziełem sztuki, łączącym w sobie złożoną fabułę, rozważania moralne, wartką akcję, ciekawe kreacje bohaterów a to wszystko okraszone nierzadko wspaniałą grafiką. Takie komiksy zwane są za oceanem "Powieściami graficznymi" i mają status czasami równy arcydziełom światowej literatury. I nie jest to powód do śmiechu - stworzenie porządnej i wartościowej powieści graficznej jest osiągnięciem co najmniej równym napisaniu książki: trzeba nie tylko wymyślić fabułę, świat i bohaterów, ale też trzeba ubrać to w odpowiedni obraz.

Komiksy, a głównie powieści graficzne, to - pozornie - znakomita podstawa scenariuszy filmowych. Pozornie - bo to nie taka prosta sprawa. Komiks przewidziany jest na powolne delektowanie się, stopniowy rozwój akcji i (zwykle) wielowątkowość. Zmieścić to wszystko w dwóch godzinach filmu jest niezwykle trudne. I - niestety - rzadko się udaje. Pół biedy, jeśli dany tytuł nie uzurpuje sobie prawa do dzieła wysokich lotów, jak gros tytułów "Marvela" - wówczas na bazie komiksu powstaje film akcji, raczej mało złożony, ale nikt niczego innego nie oczekuje, więc wszystko jest w porządku. Co innego, jeśli komiks kwalifikuje się do wyższej półki, a jego ekranizacja z trudem wspina się na średnią - o, to już jest problem. Taki właśnie problem ma film "Ja, Frankenstein".

piątek, 12 grudnia 2014

Opiekunka - rodzice, uważajcie na swoje dzieci!

The Guardian

USA 1990
Scenariusz:
Reżyseria: William Friedkin

Jaki jest jeden z najgorszych koszmarów rodziców? Że ich dziecko nagle znika bez śladu. Złowrogie siły porywające ludzi, zwłaszcza dzieci, przyjmowały różną postać. Na zachodzie Europy i w Ameryce przyjmuje czasem formę opiekunki, która nagle znika z dzieckiem i wszelki ślad po niej ginie. W USA, gdzie wynajmowanie opiekunek dla dzieci jest czymś normalnym, taki lęk ma uzasadnienie: rodzice zmuszeni są zostawić najważniejszą dla siebie osobę po opieką zupełnie obcego człowieka.

Temat ten wydaje się więc doskonaym materiałem na film - dramat, thriller, a nawet horror. "Opiekunka" to horror właśnie - opowiadający historię młodego małżeństwa, które właśnie spodziewa się dziecka. Tak się składa, że młodzi rodzice są w trakcie układania sobie przyszłości, w związku z czym muszą wynająć opiekunkę. Wśród kandydatek, które zgłaszają się na przesłuchanie, stawia się też Camilla. Po krótkich wahaniach rodzice decydują się ją właśnie zatrudnić. Nie wiedzą jednak, że opiekunka ich dziecka jest wyznawczynią starożytnego kultu, którego ważnym elementem jest składanie ofiar z ludzi oraz o tym, że jest zamieszana w zaginięcie kilkorga dzieci.

piątek, 5 grudnia 2014

Housebound - komediohorror ma się dobrze

Housebound


Nowa Zelandia 2014
Scenariusz i reżyseria: Gerard Johnstone

Czasami czytam sobie opinie na temat jakiegoś filmu i dowiaduję się, że jest nieudany, bo niestraszny, bo za mało krwi, bo za dużo krwi, bo straszny, ale oklepany temat. Pewnego razu dowiedziałem się, że "Obecność" to nie horror, bo co z tego, że autor wpisu - jak twierdzi - zlał się w spodnie podczas seansu, skoro nie było ani jednej urwanej kończyny? Ale najciekawszym argumentem, z jakim ostatnio się spotykam, to - że horror powinien być horrorem od pierwszej do ostatniej minuty i nie powinno być w nim nic, co chociaż na chwilę rozluźniłoby atmosferę.

Ta rzecz, przyznam, trochę mnie smuci. Oznacza to, że wiele osób zapomina o czymś takim, jak popularny niegdyś gatunek... nie wiem, jak to nazwać - komediohorroru? Chodzi mi o filmy pokroju "Martwego zła" czy "Martwicy mózgu", które na swój sposób, przynajmniej przez część akcji, wprowadzały nastrój grozy, pojawiały się elementy nadnaturalne, były nawet elementy kina gore, ale niektóre sceny były jednakowo straszne (bądź odrażające), co śmieszne. Gatunek ten nie wszystek jednak umarł - jest przynajmniej jeden kraj, gdzie ma się dobrze, a mianowicie Nowa Zelandia. Stamtąd właśnie pochodzi jeden z najoryginalniejszych filmów tej kategorii, jakie miałem przyjemność oglądać - "Housebound". Film ten nie doczekał się polskiego tytułu, kina ominął szerokim łukiem, a szkoda.