piątek, 12 grudnia 2014

Opiekunka - rodzice, uważajcie na swoje dzieci!

The Guardian

USA 1990
Scenariusz:
Reżyseria: William Friedkin

Jaki jest jeden z najgorszych koszmarów rodziców? Że ich dziecko nagle znika bez śladu. Złowrogie siły porywające ludzi, zwłaszcza dzieci, przyjmowały różną postać. Na zachodzie Europy i w Ameryce przyjmuje czasem formę opiekunki, która nagle znika z dzieckiem i wszelki ślad po niej ginie. W USA, gdzie wynajmowanie opiekunek dla dzieci jest czymś normalnym, taki lęk ma uzasadnienie: rodzice zmuszeni są zostawić najważniejszą dla siebie osobę po opieką zupełnie obcego człowieka.

Temat ten wydaje się więc doskonaym materiałem na film - dramat, thriller, a nawet horror. "Opiekunka" to horror właśnie - opowiadający historię młodego małżeństwa, które właśnie spodziewa się dziecka. Tak się składa, że młodzi rodzice są w trakcie układania sobie przyszłości, w związku z czym muszą wynająć opiekunkę. Wśród kandydatek, które zgłaszają się na przesłuchanie, stawia się też Camilla. Po krótkich wahaniach rodzice decydują się ją właśnie zatrudnić. Nie wiedzą jednak, że opiekunka ich dziecka jest wyznawczynią starożytnego kultu, którego ważnym elementem jest składanie ofiar z ludzi oraz o tym, że jest zamieszana w zaginięcie kilkorga dzieci.

W każdej epoce i w każdej społeczności powstawały rozliczne opowieści, mity i legendy, które miały uchronić rodziców przed tą tragedią. Takie legendy powstają i dzisiaj - jeszcze całkiem niedawno mówiło się u nas o tajemniczej "Czarnej Wołdze" - samochodzie, którego pasażerowie mieli porywać ludzi. Takie opowieści mają jeszcze jeden aspekt: zawierają cenną naukę, by nie ufać bezgranicznie obcym i sprawdzać podawane przez nich wiadomości na wszelkie możliwe sposoby. Bohaterowie filmu są przykładem na to, co się dzieje, jeśli się tego nie zrobi. Camilla sprawia wrażenie osoby kompetentnej i sympatycznej, dlatego nikomu nie przychodzi do głowy sprawdzić, czy jej referencje są prawdziwe, a potem robi się za późno.

Ciekawą sprawą jest wykorzystanie nieco rzadziej spotykanej wersji mitu o porywaczu dzieci. Tutaj szuka on niewinnej ofiary dla starożytnego bóstwa, Szatana lub innych złych mocy. Skąd taka forma - nie mówiąc o tym, że chodziło o stworzenie horroru? Ma to zapewne związek z faktem, że na zachodzie stosunkowo popularne stały się w pewnym momencie grupy religijne nawiązujące do dawnych, przedchrześcijańskich kultów. Występują tam elementy przedstawione w filmie, np. cześć oddawana drzewom uznanym za święte oraz składanie im krwawych nieraz ofiar - czasem także z ludzi. Dzisiaj o czymś takim nie ma mowy, ale pewien lęk przed takimi grupami jednak istnieje. Przede wszystkim dlatego, że nowo powstałe kulty otacza nimb tajemniczości: kto wie, co wyprawia się na takich nabożeństwach. Chodzi też zapewne o to, że takie pierwotne kulty niejako "z automatu" są tymi prymitywnymi, złymi, krwawymi - bo chociaż wiadomo dzisiaj, że była to walka o rząd dusz, to jednak pozostaje wrażenie, że gdyby tamte religie nie były takie złe, nieludzkie i krwiożercze, to by ich z takim zapałem nie zwalczano. No i na koniec - w chrześcijańskiej w znacznej mierze Ameryce element dawnego kultu pozwala na bardziej wyraziste oddanie przeciwieństwa, jakim są strony konfliktu: na jednym biegunie mamy kryształowych niemal rodziców, a na drugim - potworną wielbicielkę dawnych bóstw. W filmie zresztą włożono spory wysiłek, by ukazać Camillę jako "grzesznicę" oddającą się ochydnym, nieraz dość wyuzdanym praktykom.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element. Otóż w wielu thrillerach jest tak, że protagoniści zostają chociaż na chwilę skłóceni przez złego bohatera. Tutaj nie ma o tym mowy. Miało to na celu oddanie wspomnianej wcześniej dwubiegunowości. Jednak zupełnie przypadkowo twórcom udało się przemycenie cennej nauki: jeśli dwie osoby naprawdę się kochają, to nic nie powinno stanąć im na drodze, a jeśli ktoś próbuje ich skłócić, to nie mogą ot, tak sobie dać wiary oszczerstwom. Oczywiście wątpliwości mogą się pojawić, jednak te należy jak najszybciej wyjaśnić we własnym zakresie, a nie zdawać się na "dobre rady" osoby trzeciej, której motywów nie znamy.

"Opiekunka" to również całkiem przyzwoity film od strony wizualnej. Wiadomo, że nie ma tutaj szafowania efektami specjalnymi, ale te, które się pojawiają, są dość efektowne (jak choćby krwawiące drzewo czy "drewniejąca" skóra Camilli) jak na stosunkowo niewielki budżet. Kiedy przeczytałem opis filmu, obawiałem się kina gore, na szczęście dla mnie "Opiekunka" opiera się głównie na atmosferze grozy. Krwi jest tutaj zaskakująco niewiele, co mnie osobiście cieszy, bo nie przepadam za filmami zaliczanymi do horrorów jedynie dzięki temu, że pojawiają się w nich hektolitry krwi. Z całym szacunkiem dla filmów typu "Martwe Zło", gdzie krew i atmosfera żyją ze sobą w zgodzie rzecz jasna!

"Opiekunka" okazała się, wbrew początkowym obawom, całkiem przyzwoitym filmem. Jak to często bywa z filmami niskobudżetowymi, przemyca jednak kilka ważnych nauk moralnych i potrafi przekazać coś na temat miejsca i czasu, w którym powstała. Duże uznanie zdobył u mnie wspomnianą "zgodną" postawą małżonków (wielka rzadkość w filmach tego typu). Nie jest to może dzieło, do którego będę regularnie wracał, ale pozytywne wrażenie jednak "Opiekunka" pozostawiła i obejrzeć ją na pewno warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz