piątek, 5 sierpnia 2016

Zanim się obudzę - o trudach adopcji

Before I Wake

USA 2016
scenariusz: Mike Flanagan, Jeff Howard
reżyseria: Mike Flanagan

Adopcja dziecka jest ogromnym wyzwaniem dla wszystkich zainteresowanych stron. Rodzicom zależy oczywiście, by wypaść jak najlepiej, a dziecko czuło się w ich domu chciane i kochane. Dziecko boi się, że rodzice go odrzucą, więc jest często przesadnie grzeczne, boi się zrobić cokolwiek nie tak, by nie zrazić do siebie ludzi, u których mieszka. Dlatego ośrodki adopcyjne prowadzą bardzo staranną selekcję i badania. Nie ma nic gorszego, niż oddać dziecko ludziom, którzy na dziecko nie są gotowi. To bowiem musi doprowadzić do tragedii, na przykład takiej, jaka stała się udziałem bohaterów filmu "Zanim się obudzę".

Głównym jego bohaterem jest ośmioletni Cody, wychowanek sierocińca. Dwukrotnie był adoptowany, jednak ostatecznie trafiał z powrotem do sierocińca. Tym razem na jego adopcję decydują się Jessie i Mark - małżeństwo, które dochodzi do siebie po utracie syna, ofiary wypadku podczas kąpieli. W ośrodku adopcyjnym zostają uznani za odpowiednich opiekunów, jednak ostrzeżono ich o tym, że poprzedni opiekunowie chłopca chcieli zrobić mu krzywdę lub zostawili go zupełnie samego, więc trzeba podejść do niego delikatnie. Podczas pierwszej wspólnej nocy Jessie i Mark widzą nagle pojawiające się znikąd motyle, którymi Cody jet zafascynowany. Drugiej nocy widzą swojego tragicznie zmarłego syna, którego zdjęcie Jessie pokazała chłopcu. Oboje rodzice domyślają się, że sny Cody'ego materializują się. Jednak z czasem chłopiec, przytłoczony przez Jessie obsesyjnie dążącą do ponownego ujrzenia zmarłego syna, zaczyna miewać koszmary. Te również się materializują, a wszystkim w jego otoczeniu grozi niebezpieczeństwo.


Film wszedł do kin reklamowany jako horror. Wiele osób było zawiedzionych faktem, że nie jest on bardzo straszny. Istotnie, muszę powiedzieć, że niewiele jest tam scen mrożących krew w żyłach. Jednak o ile "Zanim się obudzę" nie sprawdza się w roli horroru, to przypadkiem okazał się bardzo dobrym obrazem w innej kategorii. Nazwałbym go raczej krzyżówką baśni i dramatu psychologicznego, coś w rodzaju "Labiryntu Fauna". Oczywiście do wspomnianego dzieła Guillermo del Toro wiele omawianemu dziełu brakuje, jednak tu również mamy elementy budzące zachwyt, za chwilę grozę, a wszystko to jest  metaforą lęków chłopca, a także jego relacji z rodzicami. 

Relacje te do łatwych nie należą. "Zanim się obudzę" świetnie ukazuje, jak działa umysł sieroty. Takie dziecko chce być kochane i akceptowane, jak wszystkie inne. Ideałem jest dla niego trafienie do rodziny, która zaakceptuje go takiego, jakim jest. Jednak istnieje wiele przypadków, kiedy rodzice zastępczy szukają sposobu na wypełnienie pustki - w wypadku Jessie i Marka po zmarłym dziecku. O ile jednak Mark uporał się ze śmiercią biologicznego syna i traktuje Cody'ego po ojcowsku, ale ze świadomością, że to jednak inne dziecko, to Jessie - wręcz przeciwnie. Dla niej Cody jest jedynie projektorem, dzięki któremu może jeszcze raz ujrzeć swojego zmarłego syna. Cody czuje to - i cierpi, czego wyrazem stają się powracające koszmary. A ofiarą tychże stają się, jak to bywa, osoby w żadnym wypadku nie zasługujące na śmierć. Sierota obwinia się za tragedię, czego wynikiem są kolejne koszmary i ofiary... Koło się zamyka.

Specyficzną rolę odgrywa tu potwór z koszmarów sennych Cody'ego. Z jednej strony jest oczywistym, że stanowi on ucieleśnienie choroby, która pokonała jego prawdziwą matkę. Z drugiej zadziwić może fakt, że stwór ten nie chce krzywdy chłopca; przeciwnie - wydaje się go chronić prze zagrożeniem, prawdziwym lub wyimaginowanym. Takim zagrożeniem może być choroba bliskiej osoby lub kłótnia przybranych rodziców. Niestety jedyną formą ochrony, jaką zna potwór, jest zabieranie ludzi z tego świata. Można się jednak zastanawiać, czy nie jest to forma rozpaczliwej próby zachowania ukochanych ludzi w świadomości chłopca w momencie, gdy wszystko układa się jeszcze szczęśliwie. We wspomnieniach wszyscy są zawsze uśmiechnięci.

Mimo że na swój sposób bogaty w ukryte treści, "Zanim się obudzę" bardzo udanym filmem jednak nie jest. Nie da się bowiem ukryć, że odpowiedzialny zań twórca filmu "Oculus" chciał powtórzyć sukces w postaci stworzenia kolejnego horroru psychologicznego, w którym nic do ostatniej chwili nie byłoby pewne, jednak zupełnie to nie wyszło. Jako horror "Zanim się obudzę" nie sprawdza się zupełnie - nie ma tu zupełnie nastroju grozy. Jeśli już, to zdominowany jest przez poczucie niechęci wobec postaci pojawiających się w tych samych scenach, głównie do Jessie. Do tej postaci - mimo jej stopniowej przemiany - czułem nieodpartą antypatię do samego końca filmu. W przeciwieństwie do wspomnianego "Oculusa" nie ma tu niepewności, czy obserwowane wydarzenia nie są wymysłem bohaterów, wszystko jest wyłożone na tacy. Nie ma też żadnej tajemnicy, pochodzenie potwora z koszmarów sennych Cody'ego jest oczywiste od samego początku, a film oglądałem do końca po prawdzie tylko po to, by się przekonać, co stało się z ofiarami.

"Zanim się obudzę" to film, który jest dość przyzwoitą baśnią z podtekstami psychologicznymi - do około połowy czasu trwania. Potem zamienia się w "zwyczajny", choć nieco nieudolnie nakręcony horror. Myślę jednak, że warto sobie ten film obejrzeć. Między innymi dlatego, by przypomnieć sobie, że powinniśmy widzieć w innych ludziach ich samych, a nie wyśnione przez nas ideały.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz