piątek, 29 lipca 2016

Kochaj i rób, co chcesz - o gustach się nie dyskutuje.. chyba

Kochaj i rób, co chcesz

Polska 1998
Scenariusz: Michał Arabudzki
Reżyseria: Robert Gliński

Do dzisiejszego wpisu natchnęło mnie pewne wydarzenie, którego świadkiem byłem w jednym z wrocławskich klubów. Lokal ten słynie z puszczania szerokiej gamy polskiej muzyki - od klasyki rocka po artystów bardziej współczesnych, w tym również disco polo. I właśnie na godzinny niemal secik disco polo trafili goście przybyli do Wrocławia na Światowe Dni Młodzieży. Byli zachwyceni, mówili, że polska muzyka taneczna jest świetna i lepsza od np. italo disco. Ciekawostka - obcokrajowcy mają o disco polo lepszą opinię niż część Polaków! Zacząłem zastanawiać się, czy faktycznie disco polo zasługuje na złą opinię? 

I jakoś tak przypomniał mi się sympatyczny film "Kochaj i rób, co chcesz" z Rafałem Olbrychskim w roli ambitnego artysty, który przekonuje się, że "rozrywkowe" nie zawsze znaczy "złe". Artysta imieniem Sławomir żyje na Suwalszczyźnie, w zabitej dechami wsi, w której bieda aż piszczy. On sam jest utalentowanym organistą, ale jego talentu nikt nie docenia. Zostaje odrzucony przez konserwatywnych egzaminatorów, miejscowi śmieją się z rozrośniętego ego chłopaka. Pewnego razu, trochę pod wpływem szantażu, gra na koncercie piosenkarki, która zaraz po koncercie próbuje go uwieść. Widzi to narzeczona Sławka, która zrywa zaręczyny. Chcąc uniknąć gniewu jej bogatego i wpływowego ojca, ucieka z domu. Trafia do klubu, gdzie spotyka osoby namawiające go, by sam zaczął tworzyć "muzykę do ludzi", jak to określono. Wreszcie Sławek trafia do stolicy, gdzie ostatecznie decyduje się nagrać płytę ze swoimi piosenkami.


Film ten, nieco zapomniany, jest w moich oczach bezcennym dziełem, które doskonale ukazuje realia życia polskiej wsi w latach 90., warunki, w jakich rozwijało się disco polo oraz emocje, jakie mu towarzyszyły. Niestety polska wieś nie oferowała wiele młodym ludziom. "Idź stąd, tutaj ludzie tylko umierają!" - mówi do Sławka jeden z bohaterów i niestety ma rację. Mieszkańcy żyją z dnia na dzień, kombinują, w jaki sposób podnieść własny stan posiadania najlepiej cudzym kosztem, osoby na stanowiskach urzędniczych nadużywają pozycji na każdym kroku, a majętne - umiejętnie wręczają łapówki, by osiągnąć cel niekoniecznie zgodny z prawem i interesem mieszkańców. Jedyną ucieczką od ponurej rzeczywistości jest alkohol oraz okazyjne imprezy z muzyką prostą i nieskomplikowaną. Nie dziwmy się mieszkańcom Sławkowej wsi - na ich miejscu chyba każdy wolałby słuchać przebojów tanecznych i wesołych niż poważnych utworów rocka progresywnego.

"Kochaj i rób, co chcesz" dość bezlitośnie rozprawia się z polskim rynkiem muzycznym tamtych lat. Był to okres dzikiego kapitalizmu, kiedy producenci brutalnie walczyli o gwiazdy pozwalające im przetrwać i się wzbogacić. Z jednej strony zależało im na opinii dziennikarzy i krytyków, jednak każdy z nich wiedział, że prawdziwe pieniądze to muzyka dla mas - a taką właśnie było disco polo. To w niej producenci widzieli największą szansę na zysk, więc bez specjalnych oporów inwestowali w nagrywanie kolejnych artystów tego nurtu. Dlatego muzyka zwana nie bez powodu chodnikową, słuchana w remizach i na wiejskich potańcówkach, trafiła ostatecznie do wielkomiejskich klubów i salonów muzycznych. "Ludzie powinni wiedzieć, że śmiejąc się z disco polo, obrażają 20 milionów Polaków", jak powiedział producent. Zdarzały się przypadki żenujące - podkupywanie artystów, kradzieże piosenek, a nawet przekupywanie handlarzy, by sprzedawali kasety czy płyty tylko jednej wytwórni.

A samo disco polo? Muzyka ta przewija się przez cały film. W telewizorach i radiach bohaterów słyszymy wielu wykonawców tego gatunku. Najważniejsze postacie to jednak Sławek i jego rywalka, która - zgodnie z ówczesną modą - została wykreowana na "cygańską księżniczkę". Tworzy ona piosenki o prymitywnych tekstach, prostej muzyce, a sama epatuje seksualnością, która w pewnym stopniu miała odwracać uwagę od technicznych niedoskonałości muzyki. Sławek jest natomiast prekursorem czegoś nowego. Jako mimo wszystko organista, kształcony w szkole muzyczne, potrafi stworzyć muzykę, która niby jest disco polo, ale brzmi zupełnie inaczej. Teksty są poważniejsze, melodie bardziej złożone. Jego utwory są więc już pełnowartościową muzyką rozrywkową, w niczym nie ustępującą podobnej muzyce z innych krajów.

Czyli trochę jak w życiu. Sam byłem w szoku, gdy zainteresowałem się tematem i przekonałem się, jakie wykształcenie mają współcześni twórcy disco polo. Znajdziemy wśród nich absolwentów konserwatoriów, byłych bądź nawet aktualnych członków orkiestr, filharmonii... Sama  muzyka też mocno zmieniła się przez ostatnie 20 lat. Pewnie się paru osobom narażę, ale po prawdzie, gdybym nie znał ani słowa po polsku, to zupełnie nie widziałbym różnicy między disco polo a np. muzyką eurodance czy italo disco - a jeśli już, to na korzyść disco polo właśnie. Z drugiej strony, jak sobie czytam teksty piosenek, przy których sam bawiłem się na studniówce, to okazuje się, że disco polo przy tym to poezja śpiewana. I chyba nie tylko ja dochodzę do podobnych wniosków. Zespół Weekend nagrał pierwszą płytę w tonacji molowej i nagle okazało się, że disco polo podoba się wszystkim. Niedawno reprezentant tego gatunku był z owacją przyjęty jako gwiazda olsztyńskich juwenaliów, które dotąd były tradycyjnie ostoją metalu i ciężkiego rocka. A kto wiwatował? Ci sami miłośnicy ciężkiego grania.

"Kochaj i rób, co chcesz" to dla mnie swego rodzaju powrót do przeszłości, gdy Polacy uczyli się radzić sobie w nowej, postkomunistycznej rzeczywistości, w czym bardzo przeszkadzał im brak zaufania oraz chęć do budowania pozycji cudzym kosztem. Dobrze ukazuje też ówczesny rynek muzyczny i realia jego funkcjonowania. A przy tym stanowi swoistą lekcję, że muzyka jest złą tylko wówczas, gdy biorą się za nią nieodpowiedni ludzie. Kiedy w studio znajdzie się prawdziwy artysta, to nawet coś pogardzanego i marginesowego będzie umiał zmienić... może nie w arcydzieło, ale w porządną muzykę rozrywkową. I że nie trzeba się wstydzić, że czasami się przy disco polo człowiek dobrze bawi. Zresztą każdy kraj ma taką muzykę. Na przykład Rumuni mają manele - polecam wszystkim, którzy uważają, że disco polo jest "straszne". Tylko żeby nie było - ostrzegałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz