piątek, 22 lipca 2016

Straceni chłopcy - horrory dla nastolatków też mogą być dobre

The Lost Boys

USA 1987
Scenariusz: Janice Fischer, James Jeremias, Jeffrey Boam
Reżysera: Joel Schumacher

Filmy dla nastolatków są nader często oceniane niesprawiedliwie. Czy dorośli widzowie naprawdę spodziewają się, że w filmie, który z założenia ma przyciągnąć do kin młodych ludzi jednym okiem śledzących akcję, a drugim wpatrzonym w partnerkę/partnera, będą padać sentencje filozoficzne czy rozważania na temat sensu życia? Takie filmy (zwłaszcza horrory, które są zwykle arcydziełami klasy "B") mogą podobać się również widzom dorosłym, jeśli tylko wezmą poprawkę na to, czego można się po nich spodziewać.

Dobry (czytaj: udany) film dla nastoletniej widowni powinien mieć oczywiście przystojnego bohatera, piękną bohaterkę, jakiegoś rywala, z którym bohater ma walczyć. Powinny być też jakieś szybkie samochody albo motocykle czy też inna oznaka statusu materialnego imponującego płci przeciwnej. Powinno być trochę elementów podnoszących napięcie, ale nie za dużo - tyle, żeby partnerka wczepiła się ramię ukochanego. Oczywiście coś do śmiechu. I do tego to, co dla nastolatka najważniejsze: muzyka. Kiedyś powstawało sporo takich filmów, które i teraz ogląda się całkiem dobrze. Żeby przetestować tę tezę, odświeżyłem sobie film, który w swoim czasie bardzo mi się podobał: "Straconych chłopców".


Głównym bohaterem jest Michael, który właśnie wprowadził się do nadmorskiego miasta wraz z matką i młodszym bratem Samem. Mieszkają razem z dziadkiem - człowiekiem samotnym i zdziwaczałym, który zwraca młodym uwagę, że powinni na siebie uważać, miasto jest bardzo niebezpieczne. Po wyjściu na koncert lokalnej gwiazdy Michael przekonuje się, że istotnie, na słupach, ścianach, w sklepach widnieje mnóstwo zdjęć zaginionych osób. Na koncercie Michael poznaje atrakcyjną dziewczynę imieniem Star, której sam również wpada w oko. Jednak obecnie jest w związku z Davidem - liderem lokalnego gangu motocyklowego, który wywołuje lęk u mieszkańców. Chcąc zaimponować Star, Michael wstępuje do gangu. W tym czasie Sam wybiera się do sklepu z komiksami, gdzie dwóch chłopców przekonuje go, że w mieście żyją atakujące ludzi wampiry. Sam szybko zaczyna im wierzyć, gdy przekonuje się, że jego brat zaczyna się dziwnie zachowywać: przesypia całe dnie, unika Słońca i staje się znacznie silniejszy niż dotąd.

Widziałem ten film po dokładnie 20 latach. I wiecie co? Zrobił na mnie takie samo wrażenie, jak za pierwszym razem. No dobrze, może nie traktowałem tego jak horror, ale poza tym nadal mi się podobał. W miarę obiektywnie mogę powiedzieć, że napięcie jest umiejętnie budowane, akcja toczy się wartko, a mimo że od początku wiadomo, kto jest dobry, a kto zły, to jednak miejsce na kilka zaskakujących zwrotów akcji się znalazło. Poza tym jestem pełen uznania dla niewymuszonego i wcale nie prymitywnego humoru przejawiającego się głównie w postaciach Sama i jego kolegów ze sklepu, którzy samodzielnie podejmują walkę z wampirami w mieście. Film mnie oczywiście już nie straszył, ale przyznam, że jeśli ktoś go nie zna, to może momentami trzymać w napięciu.

Wziąłem też poprawkę na fakt, że to film pierwotnie przeznaczony dla nastoletniej widowni. Wszystkie warunki są spełnione: jest dobry bohater i jego zły rywal o względy pięknej dziewczyny. Jest też drugoplanowy bohater, który obserwuje wydarzenia, ale któremu, mimo szczerych chęci, nikt nie wierzy. Wreszcie jest muzyka. Przez cały film przewija się kilka całkiem dobrych i w swoim czasie kultowych piosenek, w tym "People are Strange" The Doors czy wreszcie "Cry Little Sister" Toma Maca, która stała się swoistym symbolem filmu.

Osobiście podobał mi się fakt, że film obywa się bez elementów pozornie nieodłącznie kojarzących się z niskiej klasy horrorami. Nie ma tu tanich efektów specjalnych, hektolitrów sztucznej krwi czy oderwanych kończyn. Film z założenia miał trochę straszyć, ale nie obrzydzać. Dlatego scen przemocy w zasadzie nie ma - widzimy tylko chwilę "tuż przed". Jedynie w kilku momentach widzimy wampiry po przemianie w bardziej potworną wersję, ale na szczęście nie wyglądają kiczowato, jak na film tej klasy charakteryzacja jest całkiem niezła. Podobało mi się także udane połączenie elementów grozy i komedii w tej samej scenie. Nie wiem, na ile to celowy zabieg reżysera, ale jak się zastanowić, to faktycznie walka z potworami, które mogą się na przykład rozpuścić w wodzie święconej, może wyglądać co najmniej zabawnie.

"Straceni chłopcy" to doskonały przykład nad to, że niskobudżetowy film dla nastoletniej widowni też może stać się ponadczasowym. Nadal są ludzie, którzy chętnie po niego sięgają; niewiele jest głosów oczerniających tę produkcję. Jednak stworzenie takiego dzieła do łatwych wbrew pozorom nie należy - dowodem tego jest nakręcony za znacznie większe pieniądze "Zmierzch", którego fabuła w znacznej mierze "Straconych chłopców" przypomina, a który jednak zebrał obok pochwał również straszliwe cięgi. Może po prostu trzeba pamiętać, że nastolatki to ludzie tolerujący absurdy tylko do pewnego poziomu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz