sobota, 2 kwietnia 2016

13 grzechów - jak zarobić i zniszczyć sobie życie

13 Sins

USA 2014
Scenariusz: David Birke, Daniel Stamm
Reżyseria: Daniel Stamm

Lubię podkreślać z dumą, że należę do grona osób, które mogą o sobie szczerze powiedzieć, że nigdy nie dały nikomu w łapę ani same niczego nie wzięły. Znam ludzi, którzy mimo trudnej sytuacji nigdy nie zdecydowały się na postępowanie wbrew sobie i ściśle przestrzegają przyjętych norm moralnych. Niektórzy twierdzą jednak, że wszystko jest kwestią tego, w jakiej sytuacji się znajdujemy.

Są przypadki, kiedy wydaje się, że trzeba odłożyć na bok moralność i chwytać się wszelkich możliwych sposobów przetrwania: Nie ośmielę się oczerniać rodzica, który da w szpitalu łapówkę w celu przyspieszenia ratowania dziecka. Czy jednak jest to czyn w pełni usprawiedliwiony? Do jakich granic możemy się posunąć, by móc patrzeć w lustro? Ile poświęcimy z samych siebie, by osiągnąć cel, choćby i najszlachetniejszy? Czy gotowi bylibyśmy poświęcić życie i zdrowie innej osoby? Czy umielibyśmy się wycofać, kiedy sprawy zaczynają posuwać się za daleko? Pisałem już o świetnym na swój odrażający sposób "Would You Rather", który podejmował podobny temat - tam bohaterowie byli zmuszani do czynów godzących w zdrowie i życie innych. Inaczej wygląda rzecz w filmie "13 grzechów". Tam nikt nikogo do niczego nie zmusza.

Głównym bohaterem filmu jest Elliot Bindle, doradca klienta w pewnym banku. Znajduje się w wyjątkowo trudnej sytuacji: ma długi, musi opiekować się niedorozwiniętym bratem i ciężarną narzeczoną, a na dodatek właśnie zwalniają go z pracy. Na dodatek wygląda na to, że wprowadzi się do niego ojciec - zgryźliwy i obleśny rasista, okrutny również wobec swoich dzieci. Pewnego wieczora na komórkę Elliota dzwoni tajemniczy mężczyzna informujący, że nasz bohater, jako osoba w ogromnie trudnej sytuacji, stał się właśnie bohaterem nowego reality show. Ma do wykonania 13 zadań, z których każde kolejne będzie trudniejsze, ale wiązać się będą z nimi wysokie nagrody pieniężne. Na początek ma zabić muchę, za co otrzyma 1000 dolarów. Następne zadanie już takie proste nie jest. Elliot zaczyna rozumieć, że tajemniczy organizator wymagać będzie od niego rzeczy obrzydliwych i złych, jednak decyduje się na udział w grze.

Elliot jest przykładem człowieka, po którym pozornie nie można spodziewać się czynów ewidentnie sprzecznych z prawem czy moralnie niedopuszczalnych. W pierwszych scenach poznajemy go jako człowieka uczciwego, kochającego swoją narzeczoną i szanującego ludzi. Każde kolejne zadanie wydaje się godzić w jego naturę. Bohater podejmuje się udziału w grze wyłącznie z powodu trudnej sytuacji i wówczas, gdy przekonał się, że tajemniczy obserwator nie kłamie. W każdej chwili może się wycofać; straci wówczas wygrane pieniądze, ale jednak może. Czemu więc tego nie robi? Czy chodzi tylko o zysk?

Oczywiście ryzyko utraty pieniędzy stanowi pewne wytłumaczenie. Elliot jest w sytuacji nie do pozazdroszczenia, jednak to tylko częściowo tłumaczy jego decyzję. W miarę, jak gra posuwa się naprzód, zmuszając bohatera do coraz trudniejszych dylematów, poznajemy też jego przeszłość i obecne warunki życia. Oczywiście interpretować to, co zobaczymy i usłyszymy można na różne sposoby, jednak moim zdaniem Elliot był predestynowany to podjęcia takiego a nie innego wyboru. Z porozrzucanych przez twórców okruszków wyłania się bowiem obraz człowieka zakompleksionego, o niskim poczuciu własnej wartości, niezwykle przy tym podatnego na manipulację, czego najlepszym dowodem są jego stosunki ze znienawidzonym ojcem. Sprowadzając go do siebie, krzywdzi wszystkich bliskich i siebie samego, jednak nie umie odmówić. Oczywiście Elliot usprawiedliwia to troskliwością - czy jednak w tej sytuacji nie wybrał znacznie większego zła?

Rysujący się obraz jest moim zdaniem - wbrew pozorom - pozytywny. Jeśli mam rację, że to cechy osobowości Elliota skłoniły, żeby nie rzec - zmusiły, do udziału w grze, to oznacza, że nie każdy z nas zdecydowałby się na coś takiego. W końcu tajemniczy zleceniodawca nieprzypadkowo wybiera określonych ludzi - coś musi nim kierować. Wiadomo, że obserwuje on swoje ofiary na długo, zanim zdecyduje się do nich zadzwonić. Można też zadać sobie pytanie - ile osób wytrzymałoby do końca. Pierwszy etap to błahostka; następny też się nią wydaje, jednak wymaga złamania pewnych nawyków.

"13 grzechów" mógłby być w pełni trzymającym w napięciu thrillerem, jednak nadal mam w pamięci wspomniane "Would You Rather" i niestety porównanie wypada na niekorzyść. Przede wszystkim gra jest kompletna niewiarygodna. Uczestnik łamie wszelkie zasady, również prawo, zapamiętują go dziesiątki ludzi i potem ma żyć, jakby nigdy nic? Kolejna sprawa - zachowanie Elliota. Przy każdym zadaniu mówi on, że nie, nie może, ale jednak może, a co więcej - wykazuje się niewiarygodną wręcz pomysłowością. Wreszcie, jak na osobę tak praworządną, jak ukazano go na początku, zaskakująco łatwo przychodzi mu postępowanie w sposób zupełnie odmienny. Wydaje się też, że nie ma on specjalnie wyrzutów sumienia - czyżby żądza wygranej aż tak go odmieniła w ciągu paru godzin? Na koniec wspomnę o zupełnie niepotrzebnie wplątanym wątku dziennikarskiego śledztwa dotyczącego gry. Wynik jego jest z góry wiadomy, a wnioski - oczywiste. Poczułem się, jakby ktoś wspomniał o najbardziej luksusowym samochodzie świata i ani razu go nie pokazał.

"13 grzechów" to film nieco dziwny w odbiorze. Jako dzieło jest nieco niewiarygodny i po prawdzie nieco nudny, gdyż z góry wiadomo, jak nasz bohater się zachowa. Zakończenie też nie szokuje, a nawet z różnych powodów sprawia pewną satysfakcję. Jednak jest niewątpliwie genialny jako materiał do przemyśleń; każe się zastanowić nad ludzką moralnością, również nad sobą.Warto więc obejrzeć, przemyśleć i zapamiętać, że moralność nie ma ceny.

1 komentarz: