piątek, 13 grudnia 2013

Człowiek na torze – o miłości do kolei

Człowiek na torze

Polska 1956
Scenariusz: Andrzej Munk, Jerzy Stefan Stawiński
Reżyseria: Andrzej Munk

Dzisiaj troszkę nietypowo jak na mnie: poważnie i bez grama fantastyki.  

Jestem wielkim miłośnikiem kolei. Zdaję sobie sprawę z niedostatków i problemów od lat nękających naszą kolej, ale jednocześnie czuję jakiś dziwny pociąg do pociągów. Swego czasu szukałem więc filmów z koleją w tle. Zadziwiające, jak niewiele ich powstało, a jeszcze bardziej zaskoczył mnie fakt, że zdecydowanie najlepszym z nich okazała się produkcja polska, do tego dość wiekowa.

Film przenosi nas do lat 50. XX wieku. Dziwne to i niespokojne były to lata, ale o polityce pisać nie zamierzam. Za to czuję się w obowiązku wspomnieć, że w tamtych czasach kolej miała się dobrze, radziła sobie z powojenną odbudową i powoli przychodziła nań nowoczesność. Pociągi jeździły z punktualnością, której zazdrościła nam cała Europa, kolejarze stanowili grupę szanowaną, a sama kolej cieszyła się wielkim zainteresowaniem ogółu ludności. W tym wszystkim byli jednak ludzie, którzy nie radzili sobie najlepiej: byli to kolejarze, którzy rozpoczynali karierę jeszcze w latach przedwojennych, ale w nowej rzeczywistości nie umieli znaleźć sobie miejsca. Skutkiem tego ciągle popadali w konflikt z nowymi. O tym między innymi opowiada film „Człowiek na torze”.

Film zaczyna się od sceny, podczas której pociąg rozjeżdża stojącego na torze człowieka. Pociąg gwałtownie hamuje i okazuje się, zwrotnica była źle ustawiona i gdyby pociąg pojechał dalej, doszłoby do katastrofy. Ofiarą był Orzechowski – starej daty maszynista, który został zmuszony do odejścia na emeryturę. Dalsza część filmu to seria retrospekcji, na które składają się zeznania świadków zdarzenia. Z nich poznajemy sylwetkę starego kolejarza. Okazuje się, że Orzechowski stał się ofiarą rozgrywki przełożonych, chcących usunąć starego maszynistę z drużyny. Orzechowski, człowiek starej daty, służący jeszcze długo przed wybuchem wojny, przestrzegał starych, „burżuazyjnych” jak je określono, zasad. On, jako główny maszynista, był panem i władcą drużyny, której członkowie bali się go, poważali i we wszystkim byli bezwzględnie posłuszni. Oto jednak po wojnie przyszły zmiany: szef parowozowni, nienawidzący Orzechowskiego, który przed wojną wielokrotnie go upokarzał, chce się go pozbyć. Przydziela mu do drużyny Zaporę – młodego człowieka, który jest zachłyśnięty nowymi czasami i szansami, jakie mu dały. Zapora śmiało wyrażał swoje zdanie, podważał decyzje Orzechowskiego i śmiało krytykował jego „wielkopańskie” maniery. Stary maszynista, skonfliktowany z własną załogą, musi odejść. Jednak nie może odejść z kolei – odwiedza więc przyjaciela, dróżnika Sałatę, który ma problemy z alkoholem. Sałata pewnego razu zapomina należycie zadbać o oświetlenie semafora. Orzechowski spacerując wieczorem w pobliżu stacji, zauważa, że nie pali się światło nakazujące zmniejszenie prędkości. Słysząc nadjeżdżający pociąg – prowadzony, jak się okazuje, przez Zaporę – decyduje się go zatrzymać: w tym celu wchodzi na tor.

„Człowiek na torze” to dramat będący doskonałym przekrojem społeczeństwa epoki stalinizmu. W zasadzie jedyną postacią budzącą obrzydzenie jest dawny pomocnik, a obecny szef Orzechowskiego – typowy przykład partyjnego „cwaniaka”, który wykorzystuje stanowisko dla załatwiania prywatnych interesów, a wszystko pod pretekstem dbania o dobro drużyny. Nawet po tragedii przedstawia ofiarę jako sabotażystę. Poza nim jednym każda postać na swój sposób budzi sympatię. Zapora – dawny pomocnik Orzechowskiego – przedstawia typ bardzo częsty w tamtych czasach: człowieka, który praktycznie nie pamięta życia przed wojną, jest zapatrzony w partyjny program i wzniosłe hasła. Jednak w tym wszystkim – wbrew woli i zamierzeniom swoich mocodawców – odczuwa wieli szacunek dla Orzechowskiego, do którego czuje z jednej strony niechęć spowodowaną surowym sposobem bycia starego człowieka, a z drugiej – szacunek jako wybitnego specjalisty. Ostatecznie Zapora nawet na rozprawie mającej na celu oczyścić go z zarzutów broni swojego dawnego przełożonego. Sałata natomiast to typowy drobny pijaczek z lekko patologicznej rodziny, który również nie pasuje do nowych czasów, ale w przeciwieństwie do starego maszynisty, jakoś sobie radzi. Siedzenie cicho wiele jednak kosztuje – Sałata coraz bardziej pogrąża się w alkoholizm.

Głównym bohaterem jest jednak Orzechowski, który przewija się w każdej retrospekcji. Okazuje się, że jest on typowym przedstawicielem swojej epoki: starego człowieka, który zupełnie nie rozumie i nie akceptuje nowych czasów. Wychowany był w czasach, kiedy człowiek na swoją pozycję pracował wiele długich lat. Tymczasem teraz Zapora trafia do niego po kilku miesiącach przeszkolenia, a na dodatek chce zaprowadzić nowe metody pracy – dla Orzechowskiego zupełnie nie do przyjęcia. Dochodzi do konfliktu nowego ze starym i – jak to zwykle bywa – zwycięża nowe. Orzechowski zdaje sobie sprawę, że jego czas się skończył. Jego największą tragedią jest jednak to, że wyrzucono go z pracy. A on chce robić to, co umie najlepiej, chce czuć się potrzebny.

„Człowiek na torze” nie należy do gatunku, który chętnie oglądam. Wyróżnia się jednak bardzo dobrze nakreślonymi i wyrazistymi postaciami bohaterów. Doskonale ukazuje też czasy późnego stalinizmu, warunki, w jakich „przodownicy pracy” przekraczali normy, a także los, jaki spotykał ocalałych ludzi ze starszego pokolenia, którzy nie do końca popierali to, co robiła nowa władza, Krytyka systemu, choć dyskretna, jest bardzo wyraźna: „relikty” starego systemu usuwano bezlitośnie. W ten sposób niejednokrotnie pozbywano się najlepszych specjalistów. Doskonale przedstawiono też bardzo specyficzne środowisko ludzi związanych z koleją – osobie, która sama się tym nie interesuje, trudno wyjaśnić przywiązanie, jakie czują do kolei jej miłośnicy.

Na koniec przychodzi mi do głowy taka smutna refleksja, że dzisiaj jest podobnie: nikt nie słucha specjalistów, a ważne stanowiska zajmują ludzie, którzy koleją się nie interesują. Pewnie dlatego kolej funkcjonuje jak funkcjonuje.

2 komentarze:

  1. Faktycznie, film wart przypomnienia, tym bardziej, że powstawał w tym samym czasie co "12 gniewnych ludzi". Fantastyczna jedność pomysłu. Jeżeli idzie o filmy "kolejowe" to przychodzą mi jeszcze do głowy takie tytuły jak "Ludzie z pociągu", "Pociąg", "Ślepy tor"(na podstawie Grabińskiego!). Zna Pan coś jeszcze wartego uwagi a propos kolei?

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja końcowa uwaga tyczy się nie tylko kolei, często osoby na stanowiskach zarządzają czymś o czym nie mają bladego pojęcia.
    Dobrze, że staram się nie czytać tekstów o filmach, których nie widziałem, bo tu bym zastał jeden wielki spoiler - sprzedajesz praktycznie całą fabułę ze szczegółami.
    Ja go oglądałem nie w kontekście kolei, ale jako jedno z niewielu dzieł Andrzeja Munka. "Człowiek na torze" był też mocno inspirowany "Obywatelem Kanem" i choć nie wprowadza realizatorskich rewolucji, to śmiało można go położyć na górnej półce, zapewne gdzieś obok "Eroici".
    A dwóch słynnych Andrzejów Polskiej Szkoły Filmowej zawsze bardziej lubiłem filmy Munka. Szkoda, że zostawił ich tak niewiele.

    OdpowiedzUsuń