poniedziałek, 16 września 2013

Inwazja - udana wariacja na temat Porywaczy Ciał

The Invasion

Australia, USA 2007
Scenariusz: David Kajganich
Reżyseria: Oliver Hirschbiegel, James McTeigue

W 1956 roku nakręcono film raczej nie należący do wysokobudżetowych produkcji - "Inwazję Porywaczy Ciał", oparty na powstałej rok wcześniej powieści Jacka Finneya. Film o obcych wcielających się w ludzkie ciała, wyglądających jak ludzie, ale pozbawionych emocji i uczuć, stał się wielkim przeboje. Inspirowali się tym filmem wielcy pisarze SF, w tym Heinlein i Dick. Na jego podstawie powstało też - niestety - kilka mniej lub bardziej nieudanych remake'ow. Twórcy ich zapomnieli jednak, że siłą oryginału nie były efekty wizualne (w tych "dziełach" przekraczające momentami granice dobrego smaku), ale atmosfera.

Nie zapomnieli o tym na szczęście twórcy filmu "Inwazja". Nie silili się na stworzenie worka pełnego wizualnych "cudów"; postanowili - wzorem ducha pierwszego filmu i powieści - stworzyć nie tyle film SF, co raczej thriller, w którym fantastyka byłaby tłem. Zaczyna się więc niewinnie - od fragmentów relacji telewizyjnych ukazujących katastrofę promu kosmicznego. Porozrzucane szczątki zbiera policja i wojsko. Widzimy też, że przypadkowa kobieta kaleczy się o jeden ze szczątków, na którym znajduje się jakiś śluz. Potem przenosimy się do gabinetu pewnej pani psycholog. Rozmawia ona z jedną ze swoich pacjentek, która twierdzi, że jej mąż jest jakiś inny. Początkowo zrzuca to na objaw nowej epidemii grypy, o której mówi się w mediach. Później idzie z synem do domu znajomych - tam widzi kolegę syna, który wydaje się nieobecny. Wreszcie stwierdza, że zmienił się też jej były mąż. Wiedziona ciekawością, zaczyna szukać informacji i dowiaduje się, że wiele osób jest przerażonych tym, co się dzieje z bliskimi. Zdaje też sobie sprawę, że zaczyna ją obserwować wiele przypadkowych osób. Po kontakcie ze znajomym lekarzem dowiaduje się, że domniemana grypa to wirus dotąd nieznany, a ludzi nim zakażonych jest coraz więcej. Rozumieją, że Ziemi grozi inwazja z kosmosu.

Jako film fantastyczny "Inwazja" silnie nawiązuje do dzieła, na podstawie którego powstała. Jednocześnie film nieco uwspółcześniono i, w pewnym sensie, zwiększono jego realność. W relacjach telewizyjnych pojawiają się fragmenty autentycznych nagrań, np. z katastrofy promu "Columbia" czy zamieszek w Iraku. W filmie z 1956 mamy organizmy, które udawały ludzi. Zastąpienie takich istot wirusem uważam za dobry pomysł, zwłaszcza że charakterystyka patogenu została przeprowadzona dość rzetelnie pod względem naukowym - podobnie wiarygodnie wypadają sposoby poszukiwania lekarstwa. O wiele lepiej, niż we wspomnianych nieszczęsnych remake'ach, ukazano zachowanie ludzi, którzy są jeszcze zdrowi, ale chcą ukryć się w tłumie zakażonych: zamiast niemalże robotów mamy ludzi, którzy z trudem nad sobą panują, umieją zachować zimną krew, ale tylko krok dzieli ich od histerii i chęci ucieczki.

"Inwazja" jest przede wszystkim znakomitym thrillerem. Co ciekawe, nawet widz nieznający opisu filmu szybko zorientuje się, że bohaterowie mają do czynienia z inwazją z kosmosu - jednak twórcom udało się umiejętnie podtrzymać stan napięcia do samego końca. Najpierw wywołuje go niepokój wywołany nową, nietypową sytuacją. Potem lęk, że bohaterka lub jej syn staną się ofiarą zarazy. Wreszcie zaczyna się walka o przetrwanie i próby ucieczki w bezpieczne miejsce. Ale czy są jeszcze ludzie niezarażeni? W pewnym momencie zaczyna być trudno odróżnić zdrowych od zarażonych. Dokąd bohaterka ma uciec? Komu zaufać? A kiedy orientujemy się, że zdrowych może już nawet nie być, zaczyna się robić naprawdę strasznie.

Ważną rolę odgrywa w tym filmie umiejętna praca kamerzysty i montażysty. Początkowo ujęcia są długie, sceny - raczej statyczne. Później, kiedy akcja przyspiesza, ruchy kamery stają się lekko przyspieszone, jakby nerwowe, a sceny trwają po kilka sekund. Nie wywołuje to jednak wrażenia chaosu, ale przeciwnie - podkreśla stan ciągłego napięcia, w jakim żyją bohaterowie. Bardzo dobrze oceniam też grę aktorów - może z wyjątkiem Nicole Kidman. Główna bohaterka niestety nie umie ukryć emocji i w wypadku prawdziwej inwazji obcych szybko padłaby ich ofiarą. Patrząc na jej nerwowe ruchy i spojrzenia, dziw bierze, że zarażeni nie orientują się w jej prawdziwym stanie. Nawet jej syn radzi sobie lepiej. Na szczęście jest to jedyny element gry Kidman, który mi się nie podobał - jako zrozpaczona matka desperacko szukająca drogi ucieczki dla siebie i syna wypada świetnie.

Inną wadą filmu - zwłaszcza w porównaniu z oryginałem - jest mniejsza "obcość" i szkodliwość obcych. Z relacji telewizyjnych dowiadujemy się, że ich obecność na Ziemi rozwiązała sporo problemów. Nie tylko międzynarodowych, ale i w życiu prywatnym. Ludzie opanowani przez wirusa zachowują na tyle dużo ze swojego życia, że można zadać sobie pytanie: czy ten wirus naprawdę jest taki zły? Szczególnie, że zdrowi ludzie wcale nie wydają się o wiele lepsi niż ci niby "obcy". Trzeba też wyraźnie zaznaczyć, że oryginał nawiązywał do zauważanego w latach 50. problemu - w czasach Zimnej Wojny jednostka znaczyła mniej, niż ogół, walka z prawdziwym lub domniemanym wrogiem zniszczyła wiele karier i życiorysów. "Inwazja Porywaczy Ciał" miała być z jednej strony ostrzeżeniem, by baczyć na ludzi udających przyjaciół (potencjalnych szpiegów na przykład), a z drugiej - by nie przesadzić i w tej całej paranoi zachować ludzkie uczucia. W "Inwazji" wydaje się wręcz, że to właśnie wrażliwość i emocje jest naszym problemem. Odbiór jakby przeciwny do zamierzonego przesłania.

"Inwazja" to jednak całkiem niezły thriller, w którym bardzo umiejętnie wykorzystano wątki z "Inwazji Porywaczy Ciał". Nie osiągnął wielkiego sukcesu; przez chwilę się o nim mówiło, po czym zniknął. W moich oczach jednak zasługuje na uwagę jako przykład szczególnie udanego "odgrzewanego kotleta", jak to mówią, gdyż podano go jednak z zupełnie innymi przyprawami. Dlatego - mimo wspomnianych wad - ma u mnie ocenę 8/10.

3 komentarze:

  1. Niska szkodliwość obcych jest dla mnie jak najbardziej realna. Tyle powstało już filmów o kosmitach-mordercach niszczycielach Ziemi - jedynie może Steven Spielberg w "Bliskich spotkaniach..." ukazał obcych jako coś niesamowitego, a jednocześnie przyjaznego ludzkości.

    Zastanawiałam się nad obejrzeniem "Inwazji" i jeżeli polecasz, to zaraz sobie włączę. Mam ochotę na thriller. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, jak to możliwe że jeszcze tego nie widziałam? Nicole Kidman działa mi trochę na nerwy, ale nie ma to jak porządny thriller sci-fi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś oglądałem urywki w telewizji, ale jakoś nie szczególnie mnie przekonały, nawet pomimo obsady.

    OdpowiedzUsuń