wtorek, 8 października 2013

Igrzyska Śmierci - dlaczego lubimy patrzeć na rozlew krwi?

The Hunger Games

USA 2012
Scenariusz: Gary Ross, Suzanne Collins, Billy Ray
Reżyseria: Gary Ross

Przyznam uczciwie, że na "Igrzyska Śmierci" szedłem swego czasu z niechęcią - spodziewałem się nieudanej wariacji na temat "Battle Royale", a książki wówczas jeszcze nie znałem. Po pierwszym kontakcie film uznałem za na tyle udany, by obejrzeć go po pewnym czasie powtórnie. Obecnie uważam, że - mimo pewnych niedostatków - jest udaną produkcją, a przy tym dającą do myślenia, a nawet nieco wstrząsającą.

Pomysł o dzieciach zmuszonych lub zachęcanych do zabijania się nawzajem nie jest nowy - mieliśmy to we "Władcy Much", a przede wszystkim w brutalnym "Battle Royale". Co zadecydowało zatem o sukcesie "Igrzysk Śmierci"? Pomijając fakt, że jest ekranizacją udanej i niebanalnej powieści, myślę, że przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, iż fabuła nie jest skupiona na samej "grze", ale głównie na odczuciach głównej bohaterki. To z jej perspektywy poznajemy świat przyszłości i dzięki temu możemy lepiej wczuć się w emocje ludzi będących elementem tego świata.

Film zaczyna się niemal sielankowo - tak, jak czuje się główna bohaterka imieniem Katniss zamieszkująca wioskę na terenie tak zwanego Dystryktu 12, kiedy poluje na jelenia. Sielanka jest tylko pozorna - Dystrykt 12, podobnie jak pozostałe, podlega surowej karze za bunt z dawnych czasów: otóż co roku, w każdym z dystryktów zostaje wylosowanych dwoje ludzi, jedna dziewczyna i jeden chłopiec w wieku 11-18 lat, i zmuszeni do walki na śmierć i życie w grze zwanej Głodowymi Igrzyskami. Kiedy wylosowana zostaje jej młodsza siostra, Katniss decyduje się ją zastąpić. Zostaje wraz z kolegą wywieziona do Kapitolu. Tam przejdzie trening, aby wraz z pozostałymi trafić wreszcie na teren Igrzysk.

Fabuła jest jakby krzyżówką "Battle Royale" i "Uciekiniera". Jednak pozory mylą - "Igrzyska Śmierci" nie jest "zwykłym" slasherem czy futurystycznym brutalnym widowiskiem. Oczom Katniss poznajemy przyszłe USA podzielone na dwoje. Większość mieszkańców żyje w dwunastu dystryktach, ich egzystencja jest zaledwie nędzną wegetacją, której jedynym celem jest praca; jednak nie dla ich własnego dobra, lecz na rzecz Kapitolu - ogromnego miasta, które sprawuje rządy w kraju. Mieszkańcy Kapitolu są przedstawieni jako bogaci, obojętni na wszystko dekadenci, znudzeni powszechnym dobrobytem i żądni krwawych rozrywek. Nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć, jakie są koszty ich luksusowego życia. Co więcej - uważają, że dla 24 młodych "zawodników" udział w nich jest wręcz zaszczytem, gdyż mogą zaznać luksusów, jakich nigdy nie doświadczyli. Dla nich całe Igrzyska to jedynie dobra zabawa. Z kolei mieszkańcy dystryktów to ludzie niemal dzicy, odcięci od dóbr cywilizacji, żyjący na poziomie XIX-wiecznych robotników doświadczających niewyobrażalnej dzisiaj nędzy. Niewielki kawałek chleba sprawia, że jeden z nich staje się bogaczem patrzącym z góry na resztę, zaś konieczność zakupu dodatkowej porcji pożywienia przed daną rodzinę oznaczało nadliczbowe losy podczas wyborów do Igrzysk. 

Film jest bowiem, podobnie jak powieść, surową oceną współczesnych mediów oraz ich widzów. Na filmie widać jasno, że prawie nikt już nie pamięta, jaki jest cel Igrzysk. Liczy się oglądalność i zapewnienie dobre go widowiska. Czy w rzeczywistym świecie jest inaczej? Co i raz toczą się dyskusje na temat przemocy w mediach i jej akceptacji przez widzów. Twórcy programów typu "reality show" prześcigają się w tworzeniu widowisk coraz bardziej szokujących i balansujących na granicy nie tylko dobrego smaku, ale wręcz prawa. Jednocześnie ci sami twórcy twierdzą, że widzowie tego chcą. A co na to widzowie? Oni oczywiście twierdzą, że oglądają to, co mają - ale czy ktoś kogokolwiek zmusza do oglądania jakiegokolwiek programu? Chyba nie... W tej sytuacji kto wie, może ktoś zdecyduje się stworzyć program, w którym zadaniem zawodników będzie polować na siebie nawzajem - a wszystko to w imię oglądalności i zadowolenia spragnionego wrażeń i znudzonego życiem widza.



Czasami oglądając przeróżne konkursy czy "reality show" ludzie zapominają, że to wszystko dzieje się naprawdę, że to nie jest film, a uczestnicy mogą naprawdę cierpieć. W filmie jedyną osobą, która pamięta, że uczestniczy w okrutnej grze, jest Katniss. Grająca ją Jennifer Lawrence była dla mnie największą zaletą produkcji - i największym zaskoczeniem. Dzięki niej Katniss jest postacią budzącą niezwykłą sympatię widza. Jest też najbardziej ludzką postacią w filmie. Z niektórymi z zawodników zaprzyjaźniła się i nie chce z nimi walczyć, jeśli nie jest to konieczne. Oburza ją fakt, że wszystko dookoła niej jest uważane za świetną rozrywkę i dobry show, a nie za walkę na śmierć i życie. Owszem, cieszy się, kiedy zdobywa popularność, jednak nie jest to radość celebryty żądnego sławy, ale osoby, która rozumie, że dzięki temu zwiększą się jej szanse na przeżycie zawodów. Do końca też nie zapomina, skąd pochodzi i kto jest jej prawdziwym wrogiem. Pozwala więc sobie na drobne akty buntu - w jej sytuacji nawet nie ma sensu myśleć o otwartym sprzeciwie - wobec organizatorów Igrzysk.

Film niestety nie jest pozbawiony wad. Wynikają one jednak nie z winy twórców filmu, ale autorki książki, na podstawie której film powstał. Dziwi mnie na przykład fakt, że dystrykty ślepo podporządkowują się Kapitolowi mimo znacznej przewagi w ludziach oraz faktowi, że wystarczyłoby tylko kilka aktów "małego sabotażu" w postaci odcięcia dostaw, by Kapitol stał się ruiną. Dziwi mnie brak drobnych nawet aktów sprzeciwu i zamieszek podczas losowania zawodników. Nie rozumiem też organizacji Igrzysk (pozwolę sobie na malutki spojler): najpierw wydaje się ogromne pieniądze na szkolenie, a potem pozwala, żeby większość zawodników wybiła się w czasie kilkunastu sekund? Zabrzmi to nieludzko, ale gdybym to ja miał organizować takie zawody, to bym chociaż zadbał, by widowisko jakiś czas trwało. Za wadę uważam też spory przedział wiekowy zawodników - moim zdaniem pomysł, by do tych samych zawodów wybierano 18-latków i 11-letnie dzieci, jest co najmniej niedorzeczny. Chyba że miało to na celu ukazanie nieludzkiego działania organizatorów - wtedy ostatnią rzecz mogę odpuścić.

"Igrzyska Śmierci", pomimo początkowych obaw i mieszanych wrażeń, oceniam jednak zdecydowanie pozytywnie. Przedstawiona historia jest na tyle oryginalna oraz nakręcona na tyle starannie, że ocena 8/10 wydaje mi się w pełni zasłużona. Szkoda tylko, że wielu widzów nie zauważyło ukrytej w filmie krytyki mediów i pewnie nie przyjdzie im do głowy, że od dobrobytu im również przewraca się w głowach...

6 komentarzy:

  1. Widzę że w końcu na Twoim blogu jest film, który widziałem :D Nie czytałem literackiego pierwowzoru, ale film bardzo mi się podobał, dostarcza emocji, trzyma w napięciu, daje do myślenia - tak jak piszesz mamy tu do czynienia z krytyczną oceną mediów i społeczeństwa, nie tylko współczesnego, bo przecież już od czasów starożytnych przemoc zawsze należała do rozrywek. Dodam jeszcze, że bardzo mi się podobała Jennifer Lawrence, to świetna aktorka, bo niezależnie od tego czy gra w filmie ambitnym i depresyjnym ("Do szpiku kości"), czy też w komedii romantycznej ("Poradnik pozytywnego myślenia") czy też w blockbusterze (jak "Igrzyska śmierci") zawsze maksymalnie się angażuje i jest bardzo naturalna, widz jest w stanie uwierzyć, że gra samą siebie a nie fikcyjną postać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie "Poradnika pozytywnego myślenia" jestem bardzo ciekaw. Ponoć nie jest to "kolejna komedia romantyczna", tylko całkiem ciekawy film o ludziach nie całkiem normalnych. A jak jest Lawrence, to musi być dobry :)

      Usuń
    2. tak, i na szczęście DeNiro gra znowu jak DeNiro

      Usuń
  2. Świetne podsumowanie filmu.Mam nadzieję,że w drugiej części twórcy pokażą więcej Kapitolu,bo ten watek wydał mi sie jakoś zaniedbany.Zgadzam sie że Lawrence zagrała tu bardzo dobrze,choć osobiście uważam,że tej roli co nieco brakuje, w "Do szpiku kości" wypadła jeszcze bardziej przekonywująco,ale nie ma co porównywać,to dwie różne produkcje.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Do Szpiku kości"... jesteś kolejną osobą, która twierdzi, że to najlepsza rola Lawrence. Troszkę wstyd się przyznać, ale jakoś ten film przeszedł mi koło nosa, a ja nawet o nim nie słyszałem. Trzeba braki nadrobić.
      Pozdrawiam również.

      Usuń
    2. Winter's Bone - laureat Sundance Film Festival 2010 za najlepszy dramat - bardzo bardzo polecam

      Usuń