czwartek, 20 lutego 2014

Nigdziebądź - Londyn, jakiego nie znamy

Neverwhere

Wielka Brytania 1996
Scenariusz: Neil Gaiman, Lenny Henry
Reżyseria: Dewi Humpreys

Neil Gaiman to jeden z najlepszych autorów, jakich znam. Tworzy powieści z pogranicza jawy i snu, ich fabuła lawiruje między fantastyką, dramatem, komedią i horrorem – taka dziwaczna surrealistyczna i czasami nieco makabryczna mieszanina. Nie znam innego współczesnego autora, który umiałby (i ośmieliłby się) napisać bajkę dla dzieci dziejącą się na… cmentarzu. Jego powieści podobają mi się z jeszcze jednego powodu: Gaiman jest – podobnie jak ja – urodzonym mieszczuchem, a bohaterowie jego powieści również w zasadzie nie ruszają się za miasto i to właśnie w miejskiej zabudowie przeżywają wszystkie przygody do tej pory zarezerwowane raczej dla bohaterów jeżdżących konno od wioski do wioski.

Jednym z pierwszych dzieł Gaimana był scenariusz do sześcioodcinkowego serialu o wdzięcznym tytule „Nigdziebądź”. Bohaterem serialu jest młody człowiek imieniem Richard. Ma dobrze płatną, ale nudną pracę i ładną, ale pustą i próżną narzeczoną. Wracając z przedstawienia, na które nie miał ochoty iść, ale poszedł „bo tak wypada” spotyka ranną, obdartą dziewczynę. Mimo prostestów narzeczonej zabiera ją do domu. Tam dowiaduje się, że nieznajoma nazywa się Drzwi (tak po prostu). Kiedy dziewczyna dochodzi do siebie, odchodzi, ale uprzedza Richarda, że sam kontakt z nią zmieni jego życie.



Kiedy na drugi dzień Richard wstaje, okazuje się, że nie ma pracy, a co gorsza – nikt go nie poznaje. Od narzeczonej dowiaduje się, że się nie znają, a kiedy wraca do domu, zastaje sprzedawcę twierdzącego, że mieszkanie zostało wystawione na sprzedaż. W dodatku stan konta wynosi zero. Zdesperowany Richard błąka się po ulicach, aż spotyka bezdomnego, który w przeciwieństwie do innych zauważa go. Tym sposobem Richard trafia do Londynu Pod – „miasta w mieście” istniejącego obok znanej nam stolicy Wielkiej Brytanii. Londyn Pod to miejsce, w którym szczury rozmawiają z ludźmi, istnieje magia, spotyka się różne dziwne istoty, a także anioła. Richard odnajduje Drzwi i dowiaduje się, że jedyną dla niego szansą jest pomóc jej uzyskać legendarny srebrny klucz. Niestety tropem naszych bohaterów wędruje para morderców – Croup i Vandemar, którzy od setek lat ręce ucinają, o głowę skracają i czynią wiele innych rzeczy, jak głosi ich hasło reklamowe.

Po prawdzie napisałem zaledwie krótki wstępik do fabuły i wspomniałem tylko o najważniejszym wątku – poczynienie pełnego opisu fabuły tego serialu równałaby się próbie streszczenia „Pana Tadeusza” w jednym zdaniu. Z powyższego widać jednak, że „Nigdziebądź” to produkcja – delikatnie mówiąc – dziwaczna. Niemniej wspaniała, a przy tym zabawna i oryginalnie nawiązująca do typowych elementów dzieł fantasy. Mamy tu zupełnie przeciętnego człowieka, który dowiaduje się, że od niego zależy los świata. Mamy ukryty skarb, do którego wędrówka jest długa i niebezpieczna, a na końcu trzeba oczywiście wykonać trzy próby (naprawdę bardzo trudne). Bohaterowie spotykają przyjaciół o różnych niezwykłych umiejętnościach.

„Nigdziebądź” to „urban fantasy”, więc musiało się znaleźć również miejsce dla miejskich legend. W serialu pojawia się na przykład wątek mitycznej Bestii – potężnego stworzenia terroryzującego mieszkańców Londynu Pod, będącego zapewne nawiązaniem do legend o krokodylach zamieszkujących kanały. Są też siedziby tajemniczych organizacji oraz porzucone stare budowle, które może kiedyś zostaną odkopane. Gaiman wprowadził też pewne własne elementy do miejskiego folkloru. Jego Londyn Pod jest miejscem, w którym pewne rzeczy nabierają nowego, dosłownego znaczenia. Bezdomni, na co dzień niezauważani przez innych ludzi, w jego dziele są elementem magicznego świata i czasami nie chcą być widziani. Zakaz podchodzenia do krawędzi peronu podczas wjazdu pociągu zyskuje nowy sens – kto wie, co wyjdzie spod peronu… Podobnie samo powiedzenie „podziemie” – Londyn Pod to miasto w mieście, którego mieszkańcy żyją w tunelach metra, kanałach i piwnicach, a także w zakamarkach starych budowli - muszę tu zaznaczyć, że serial jest pięknym pokazem architektury Londynu.

Jest też typowy dla twórczości Gaimana humor, momentami nieco czarny. Głównie za sprawą pary zabójców. Pan Croup jest niski, gruby i odgrywa rolę „mózgu”, podczas gdy pan Vandemar jest wysoki, silny i zachowuje się jak typowy mięśniak. Elementem na swój sposób niezwykle komicznym jest zachowanie pana Croupa, który niezależnie od sytuacji jest zawsze bardzo grzeczny i elokwentny; niemniej jego większy i nieco mniej inteligentny kolega jest również uprzejmy do przesady (nawet podczas zabiegu łamania palców), a przy tym niezwykle wrażliwy, interesuje się na przykład sztuką. Tak skonstruowana para zyskała sobie wielu fanów i podobne zespoły wprowadzili do niektórych książek inni pisarze, m.in. Terry Pratchett i China Mieville, który zresztą do „Nigdziebądź’ nawiązywał po wielokroć. Napisałem „inni pisarze” i nie popełniłem błędu. Neil Gaiman zaadaptował „Nigdziebądź” do formy powieści, która została wydana również w Polsce. Osobiście polecam ją gorąco, chociaż jej klimat jest nieco inny od serialu: jest śmieszniejsza, za to mniej klaustrofobiczna i nieco brakuje jej atmosfery grozy obecnej w niektórych scenach serialu.

O ile mi wiadomo, „Nigdziebądź” nigdy nie był emitowany w Polsce – wielka szkoda. Obawiam się, że gdyby któraś stacja chciała naprawić błąd, serial mógłby spotkać się z pewnym niezrozumieniem. Przede wszystkim akcja rozwija się stopniowo, bardziej liczy się tworzenie odpowiedniego nastroju za pomocą gry świateł i cieni i wiecznego półmroku, w którym żyją mieszkańcy Londynu Pod. O ile książka ciągle zdobywa nowych fanów, to jednak serial mógłby mieć kłopoty z podbiciem serc publiczności – pomijając wąskie grono fanów. Do tego dochodzi fakt, że serial powstał przed książką i pewne wątki są ujęte inaczej – z czego jednak widzowie w Polsce niekoniecznie musieliby zdawać sobie sprawę. Czytelnicy mogliby spodziewać się dokładnej ekranizacji i nieco by się zawiedli.

Osobiście muszę przyznać, że ja również najpierw przeczytałem książkę. Przyznam jednak, że Londyn Pod wyobrażałem sobie niemal dokładnie tak, jak to przedstawili twórcy. Jako że lubię „urban fantasy”, serial spodobał mi się (choć może nie zachwycił) i szczerze go polecam – o ile uda się ten serial namierzyć. A jeśli nie – to przynajmniej polecam przeczytanie znakomitej powieści na jego podstawie.

2 komentarze:

  1. Nie miałam pojęcia, że ta książka najpierw była serialem! Dobrze byłoby obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, warto obejrzeć. Tylko jest problem okrutny ze znalezieniem napisów, a aktorzy mówią tak po brytyjsku, że trudno zrozumieć.

      Usuń