piątek, 7 listopada 2014

Dracula - historia w krzywym zwierciadle

Dracula Untold

USA 2014
Scenariusz: Matt Sazama, Burk Sharpless
Reżyseria: Gary Shore

Kto dzisiaj nie zna postaci Draculi? Dzięki powieści Brama Stokera miano to znają wszyscy - nawet ci, którzy mitem wampira niezbyt się interesują. Wyobrażenia na temat tej postaci mamy na ogół dwa. Miłośnicy starych filmów widzą zapewne wysoką, chuda postać z ulizanymi włosami i w pelerynie - Bela Lugosi jednym słowem. Ja z kolei widzę raczej postać tragiczną, objawiającą się światu w postaci angielskiego gentlemana, który wyróżnia się charyzmą, a nie nietypowym wyglądem - do mnie bowiem przemówił bardziej film Francisa Forda Coppoli.

Wiemy, że natchnieniem dla Brama Stokera była postać historyczna - o której zresztą wypowiada się w pozytywnych słowach tytułowy bohater powieści. Wład Palownik - bo to o nim mowa - jest postacią znaną głównie z niewiarygodnego okrucieństwa. Po prawdzie, Wład III Tepes był postacią tak barwną i o tak niewiarygodnym życiorysie, że sam z siebie dostarcza materiału na film. W największym możliwym skrócie: jako dziecko był zakładnikiem w szkole dla janczarów na dworze sułtana - miał być gwarancją posłuszeństwa ojca, który ówcześnie panował na Wołoszczyźnie. Kiedy sam został władcą (hospodarem), podjął zdecydowane kroki ku umocnieniu swojej władzy; na przykład w 1457 roku podstępem schwytał bojarów winnych śmierci jego rodziny, a następnie część z nich wbił na pale, a innych zmusił do 200-kilometrowego marszu i budowy twierdzy Poenari - która do dziś jest znana jako siedziba legendarnego Draculi.

Potem było jeszcze ciekawiej: otóż Dracula płacił coroczny haracz sułtanowi, jednak kiedy poczuł się pewniej, powiedział "dość". Gdy w 1459 roku na jego dwór przybył poseł od sułtana i zażądał nie tylko spłacenia zaległości, ale i dostarczenia 500 dzieci do szkoły janczarów, znów użył podstępu i kazał nabić posłów na pale - odpowiednio wysokie dla ich stanowiska. To był dla sułtana pretekst do wojny - na ziemie Włada weszła ogromna armia turecka. Ale wcale nie miała łatwo! Wład kazał zatruwać studnie, palić domy i pola, a nawet rozsiewać zarazę wśród wrogów. Pewnego razu udał się nawet taki manewr: Wład oraz jego ludzie w przebraniach wdarli się do obozu wroga i zaczęli zabijać Turków. Ci nie wiedzieli, kto jest kim i zaczęli wyrzynać się nawzajem. Zanim udało się opanować sytuację, zginęło co najmniej kilka tysięcy wojowników tureckich - przy czym Wlad stracił tylko kilku swoich ludzi. Upokorzony sułtan chciał iść dalej, ale natrafił na las - powstały z co najmniej setek jeńców powbijanych na pale. Pozbawiona resztek morale armia zawróciła, a Wład triumfował. Jego okrucieństwo, wymuszone poniekąd trudną sytuacją, sprawiło jednak, że jego niewiarygodne wyczyny znalazły się w cieniu mrocznej części legendy.

Właśnie w czasach wojny z Turcją osadzona jest akcja filmu "Dracula - nieznana historia". Twórcy zdecydowali się ukazać, że to właśnie te wydarzenia zamieniły Włada w znanego nam wampira. Otóż na filmie dzieje się tak, że Turków zabija jakaś nieznana siła zasiadająca w górach niedaleko zamku hospodara. Turcy uważają, że winien śmierci ich ludzi jest Wład - dostaje więc on ultimatum: ma nie tylko zapłacić haracz, ale i przekazać sułtanowi chłopców kandydatów na janczarów - w dodatku ma wysłać też własnego syna na zakładnika. Zdesperowany Wład postanawia szukać pomocy u tajemniczego mieszkańca gór. Dowiaduje się, że jest nim wampir, który czeka na kogoś, kto przyłączy się do niego. Wampir decyduje się pomóc Władowi i dzieli się swoją mocą - jednak jest warunek: hospodar przez trzy dni nie może napić się ludzkiej krwi, gdyż sam stanie się wampirem na wieki. Obdarzony potężną mocą Wład wyrusza na wojnę z sułtanem.

Kiedy przeczytałem opis, spodziewałem się, że film będzie zmodyfikowaną biografią postaci historycznej - podobnie, jak uczynili to twórcy niesłusznie moim zdaniem oczernianego filmu "Abraham Lincol - Łowca wanpirów". Wspomniany film opisywał prawdziwe wydarzenia z życia prezydenta USA z dodatkami w postaci wątków nadprzyrodzonych. Spodziewałem się, że w "Draculi..." też tak będzie. Niestety - byłem w błędzie. Z tamtego filmu możnaby odjąć wątki nadprzyrodzone i otrzymalibyśmy w zasadzie krótką biografię Lincolna. Tutaj mamy zupełnie przeinaczoną wersję historii. W dodatku - znów w przeciwieństwie do "Abrahama Lincolna...", zupełnie zaniedbano realia historyczne. Nie będę wdawał się w szczegóły, które nie każdego muszą interesować, ale wystarczy spojrzeć na broń używaną przez Turków. A samo wytłumaczenie pochodzenia słowa "wampir" świadczy o tym, że scenarzyści cierpią na słowianofobię.

No dobra, "Dracula" to nie film historyczny. Ale nawet jako fantasy czy horror nie trzyma się kupy. Horrorem to to na pewno nie jest, bo scen przyprawiających o drżenie serca tam nie ma. Broń używana przez Turków to wariacja dziwnych tworów rodem z "League of Legends" lub innych gier komputerowych - efektownie wygląda, ale niestety nigdy nie istniała. Sena, gdy Turcy, chcąc uniknąć upadku morale żołnierzy, każą im maszerować z zawiązanymi oczami, wywołała na sali wybuch wesołości - mam nadzieję, że oficerowie starannie zamietli wszystkie kamienie i gałęzie, żeby nikt się nie potknął. Wojacy zachowują się zresztą tak, jakby widzieli wszystko z wyjątkiem tego, co może ich przerazić - ot, takie cudowne przepaski. Podobnie zresztą twórcy zapomnieli dopilnować, by Wład, po przemianie w wampira, był wrażliwy na światło i srebro zawsze, a nie tylko w bardziej dramatycznych momentach.

Jednak film robi pozytywne wrażenie - za sprawą efektów wizualnych i charakteryzacji. Sceny, gdy Wład "rozsypuje się" w stado nietoperzy robią spore wrażenie, podobnie jak chwile, gdy nasz bohater rozkazuje chmurom i zwierzętom. Przepiękne są zdjęcia - człowiek aż ma ochotę pojechać do Rumunii, by na własne oczy przekonać się, czy istnieją tam takie cudowne pejzaże i dzikie, nieskażone przez człowieka góry. Świetnie moim zdaniem wyszedł wampir, który zmienił Włada - wygląda groźnie; widać, że jest szybki i silny, ale też stary, zniszczony oczekiwaniem na kogoś, kto przed nim nie ucieknie i szczerze zaciekawiony osobnikiem, który faktycznie do niego przyszedł.

Niechcący twórcom udało się też pokazać nieco z późnośredniowiecznej mentalności tamtych terenów. W karaniu posłów nie widziano niczego niestosownego - określone ich potraktowanie też było formą pertraktacji. Kiedy poddani Włada dostrzegają, w co się zmienił, wpadają w panikę i boją się go bardziej od armii wroga - w owych czasach ludzie byli przesądni, a różne zjawiska budziły ogromną trwogę, histeria roznosiła się łatwo. Współczesnego widza może zaszokować fakt, że wbijanie na pal - to, co stało się przyczyną powstania przydomka Włada - w tamtych czasach budziło sensację jedynie skalą, w jakiej hospodar stosował tę karę. Sama kara nie była bowiem niczym nadzwyczajnym, a już na pewno nie na tamtych ziemiach. Dlatego poddani Włada są gotowi iść za nim na śmierć - przerażenie budzi w nich dopiero to, czego nie znają; rodzaj okrucieństwa innych niż ten, do którego przywykli. Żona Włada nie ma oficjalnie żadnej władzy - praktycznie ma ogromny wpływ na męża i ma swoje sposoby na to, by podjął taką czy inną decyzję, a liczą się z nią nawet doradcy Tepesa. Wbrew utartemu stereotypowi, w średniowieczu kobiety nierzadko miały bowiem spore wpływy i władzę. Dopiero później ich pozycja znacznie się obniżyła.

Mimo wspomnianych zalet, "Dracula - historia nieznana" pozostaje filmem co najwyżej przeciętnym. Jak napisałem, może robić pozytywne wrażenie, ale to za mało, żeby potem go wspominać, mówić o nim i przymykać oko na błędy czy jawne przekłamania. Jednak ocenię go dość wysoko - 6/10. Czemu? Bo - sądząc po zaobserwowanych reakcjach - wielu widzów sięgnie po książki i do internetu, by dowiedzieć się, jak to naprawdę było. A rozbudzenie zainteresowania historią to też zaleta.

1 komentarz:

  1. Po obajrzeniu owego filmu moge podpisać się w zasadzie pod wszsytkim. Jedynie nie doszukiwałbym sie zbyttnio jakiegoś drugiego dna w postaci żony Vlada - jest to po prostu 'żona głównego bohatera' która w dodatku w pewnych miejscach ratuje ową mizerną fabułę.
    A rwnouprawnienie w tamtych czasach? Było, ale musiała to być wybitna jednostka (jak nasze królowe czy Elzbieta I?), zresztą wiele królestw po prostu dopuszczało dziedziczenie po kądzieli o ile był spełniony powyzszy warunke, lub było to dyktowane względami dynastycznymi.

    OdpowiedzUsuń