czwartek, 19 marca 2015

Chappie - o problemach wychowawczych

CHAPPiE

RPA, Meksyk, USA 2015
Scenariusz: Neill Blomkamp, Terri Tatchell
Reżyseria: Neill Blomkamp
Na podstawie filmu krótkometrażowego"Tetravaal" Neilla Blomkampa z 2004 r.

Smutna prawda jest taka, że Johannesburg, siedziba wielu nowoczesnych firm, największe miasto najbogatszego państwa Afryki, jest obecnie najbardziej niebezpiecznym miejscem na Ziemi. Zdarza się tam najwięcej na świecie zabójstw, porwań i napadów w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Ten ponury świat ma też swoje dobre strony, co pokazuje jeden z najciekawszych twórców ostatnich lat - Neill Blomkamp.

Rzeczony artysta kręci filmy na różnym poziomie, ale o żadnym z nich nie da się powiedzieć, że unika trudnych tematów. W erze poprawności politycznej, która w moich oczach jest jedynie ucieczką od niewygodnych tematów, taki twórca jest wyjątkowo potrzebny. W swoim ostatnim filmie postanowił wziąć na warsztat światek przestępczy, działalność firm technologii precyzyjnej, które w tym kraju trzymają zaskakująco wysoki poziom, a także problemy wychowawcze, na jakie natrafiają mieszkańcy tak niespokojnych miejsc. O takim właśnie, mało znanym świecie, opowiada najnowsze "dziecko" Neilla Blomkampa - "CHAPPiE" bazujący na krótkometrażówce tego samego artysty pt. "Tetravaal".


Mamy rok 2016. Przestępczość na ulicach Johannesburga osiąga niewiarygodny poziom, a na domiar złego brakuje już policjantów. Na ulicach pojawiają się więc droidy zwane "skautami" produkowane przez firmę Tetravaal. Pewnego dnia jeden ze "skautów" zostaje ciężko uszkodzony i ma iść na złom. Sprzeciwia się temu Deon, wynalazca "skautów", który właśnie wynalazł sztuczną inteligencję. Tetravaal, jako firma zbrojeniowa, nie jest zainteresowana jego wynalazkiem, więc Deon postanawia przetestować go na własną rękę, korzystając z uszkodzonego droida. Musi ukrywać się zarówno przed szefową (w tej roli Sigourney Weaver), jak i przed konkurentem, Vincentem, który pracuje nad prototypem maszyny szturmowej.

Tego samego dnia Deon zostaje porwany przez trójkę gangsterów. Mają oni poważny problem - są winni innemu bandycie spora sumę i aby spłacić dług, muszą napaść na konwój z pieniędzmi. Potrzebują do tego jednego z droidów. Mając do dyspozycji zarówno Deona, jak i uszkodzonego droida, dostrzegają szansę na powodzenie planu. Jednak sztuczna inteligencja zainstalowana przez Deona zadziałała inaczej, niż gangsterzy sobie wymarzyli: po uruchomieniu, droid zachowuje się jak ciekawe świata dziecko, spragnione wiedzy i nienawykłe do przemocy. Między Deonem a gangsterami rozpoczyna się rywalizacja o "Chappiego", jak nazwała droida Yo-Landi, członkini gangu. Deon chce zrobić z niego na "cudowne dziecko" bez skazy, Yo-Landi po prostu zajmuje się nim jak dzieckiem i wychowuje jak człowieka ze wszystkimi tego zaletami i wadami, zaś Ninja, jej partner, próbuje zrobić z niego gangstera.

W swoim najnowszym filmie Blomkamp powraca w pewnym stopniu do konwencji znanej z "Dystryktu 9" i pokazuje zarówno dobre, jak i złe strony każdego ze środowisk wziętych przez twórcę na tapetę. Zacznę od świata wielkich firm, bo od tego w zasadzie zaczyna się film. Tetravaal symbolizuje tutaj typowy koncern zbrojeniowy, nastawiony na zysk i tworzenie narzędzi służących zabijaniu. Początkowo wydaje się, że firma popiera przedsiębiorczość pracowników, ale to pozory - wszystko jest zależne od zimnej kalkulacji zysków i strat. Wiele mówią słowa speakera o tym, które państwa interesują się droidami policyjnymi. Jak to u Blomkampa bywa, zestawienie tych państw nie jest przypadkowe; rząd każdego z nich reprezentuje inny typ agresji i kompletnego braku poszanowania dla obywateli. Wydaje mi się jednak, że znaczenie tego jest szersze: oto okazuje się, że dla żadnej firmy nie istnieją żadne granice tak długo, póki płyną pieniądze. A to, że nowoczesna technologia trafi do kraju, który należałoby trzymać od niej z dala? A kogo to obchodzi?

Najważniejszym wątkiem jest oczywiście "uczłowieczanie" droida. Wątek ten z jednej strony został przedstawiony w sposób bardzo stereotypowy, znany choćby z dzieł takich jak "Krótkie spięcie" czy "Ja, robot". Mamy droida, u którego przypadkiem pojawia się osobowość, który poznaje dobro i zło, uczy się je rozpoznawać, kocha życie i unika rozlewu krwi. Początkowo niechętny wszelkiej przemocy i kłamstwu, ze smutkiem zaczyna pojmować, że są to elementy nierozerwalnie związane z ludzkimi charakterami. Z drugiej strony, sam proces uczłowieczania Chappiego jest odmienny: droid trafia bowiem do zupełnie przypadkowych ludzi, którzy na dodatek kierują się zupełnie innymi wartościami. Skutkiem tego Chappie poznaje różne oblicza otaczającego go świata i sam musi zdecydować, którą drogą podążać. Blomkamp wprowadził ponownie nieco zapomniany w "Elizjum" wątek relatywizmu moralnego: Chappie uczy się, że czasami kłamstwo i przemoc są konieczne, a nawet pomocne i jeśli trzeba, sam je stosuje dla osiągnięcia zamierzonych celów. 


Ciekawym jest tutaj sposób przedstawienia osobowości mających największy wpływ na Chappiego. Deon jest typowym naukowcem, który dba głównie o rozwój intelektualny swojego "dziecka", ale zaniedbuje całą resztę. Ninja patrzy na to z niechęcią - chce, by droid był maszyną do walki.  Daje mu więc "szkołę życia", ukazując najgorsze i najmroczniejsze strony świata ludzi. Yo-Landi za to zachowuje się jak troskliwa matka. Pozbawiona rodzinnego domu, próbuje za wszelką cenę stworzyć jego atmosferę w kryjówce gangu, więc szybko zaczyna traktować Chappiego jak własne dziecko. Jej największym zwycięstwem jest nauczenie droida poczucia własnej wartości; jej największą tragedią - fakt, że zdoła go uchronić od okropieństw świata poza "domem".

Osobnym wątkiem filmu jest półświatek Johannesburga. Dla osób przyzwyczajonych do posiadającą jakieś zasady mafię może być to pewien szok - oczom naszym ukazują się wściekle rywalizujące grupki przestępców uzbrojonych nierzadko w ciężką broń, cechujących się wyjątkowym okrucieństwem i niecofających się przed niczym, jeśli tylko można zarobić trochę grosza. Wyjątkiem od tego reguły wydaje się mini-gang złożony z Yo-Landi, Ninja i Ameriki, do których dołącza później Chappie. Oni jako jedyni nie są typowymi i bezwzględnymi gangsterami: nie są z gruntu źli, a przestępstwa popełniają dlatego, że nie mają innego wyboru. 

Ciekawostką jest, że ukazując tę trójkę, Blomkamp zwrócił uwagę na unikalną subkulturę RPA znaną jako "Zef". Najkrócej rzecz ujmując, jest to troszeczkę odpowiednik naszej subkultury hiphopowej, ale o innym rodowodzie. "Zef" narodził się w slumsach, w których można zostać zastrzelonym za puszkę napoju gazowanego, a tworzą go ludzie, którzy sami przez to przeszli. Zwykle nie mają zbyt wiele w sensie materialnym, ale mają wysokie poczucie swojej wartości, nie uważają się za gorszych od możnych tego świata i mają swoją specyficzną, barwną i oryginalną prezencję. Artyści tego trendu, kiedy odnoszą sukces, nie są posądzani o komercję czy "sprzedanie się", lecz przeciwnie - są przyczyną dumy tych, którzy w slumsach zostali. Wygrani nigdy bowiem nie zapominają, skąd się wywodzą i nie wywyższają ponad tych, którym wybić się nie udało. Poza tym - życie w RPA jest na tyle niebezpieczne, że sława nie gwarantuje bezpieczeństwa, za to znajomości w półświatku - owszem.  I ten styl - specyficzny, miejscami zabawny, czasami wulgarny - możemy obserwować przez cały film. 


Teraz coś na temat aktorów. Chappie został nakręcony w technologii "motion capture", a ruchy i głos nadał mu ulubiony aktor Blomkampa, czyli Sharlto Copley - moim zdaniem wypadł świetnie. w roli Deona widzimy Deva Patela - pamiętnego "milionera z ulicy" z filmu "Slumdog". Jego szefowa to Sigourney Weaver, zaś Vincenta - głównego oponenta Deona - zagrał Hugh Jackman. Ich role są na tyle wyrównane, że żadne z nich nie "odbiera" reszcie filmu. A przede wszystkim nie czynią tego duetowi Yo-Landi + Ninja, czyli członkom grupy muzycznej "Die Antwoord", której autorstwa są wszystkie piosenki wykonywane w filmie. Ciekawostką jest, że "Die Antwoord" są przedstawicielami wspomnianej kultury "Zef", więc członkowie grupy idealnie nadają się do przeznaczonych im ról. I moim zdaniem świetnie sobie poradzili; zwłaszcza Yo-Landi, która dodatkowo zwraca uwagę niecodzienną urodą (cóż, jestem facetem, wiosna idzie, więc musiałem o tym napisać).

Od strony technicznej film prezentuje się bardzo... "blomkampowo" powiedziałbym. Efekty wizualne są dopracowane, ale nie wybijają się na pierwszy plan i nie przesłaniają fabuły. Technologia ukazana w filmie nie jest bardzo futurystyczna, lecz stanowi logiczne rozwinięcie tej znanej nam dzisiaj. Po raz kolejny uwidacznia się fascynacja twórcy mechami - dwunożnymi maszynami bojowymi, przy czym bystry widz zauważy podobieństwo "skautów" do Briareosa z filmu "Appleseed", który - podobnie jak Chappie - mimo posiadania mechanicznego ciała ma w pełni rozwiniętą osobowość i zasady moralne. Z kolei "Łoś", budząca grozę machina bojowa kierowana przez demonicznego Vincenta to nic innego, jak ewolucja ED-209 z oryginalnego "Robocopa" z 1987 roku.

"CHAPPiE" nie dorównuje może geniuszowi "Dystryktu 9", ale jednocześnie jest o parę rzędów wielkości od nieudanego "Elizjum". Okazał się przyjemnym, niezbyt ciężkim, ale też dającym do myślenia dziełem, które na pewno w swoim czasie kupię na płycie, bo warto wydać pieniądze na dobry film. "CHAPPiE" do tej kategorii należy na pewno. Arcydziełem, jak wspomniałem, nie jest, ale na pewno nie będzie się żałować ani jednej poświęconej mu minuty. A jeśli po tym filmie niektórzy przemyślą to, jak i czego uczyć swoje dzieci, oznaczać to będzie, że film spełnił swoje zadanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz