WarGames
USA 1983Scenariusz: Lawrence Lasker, Walter F. Parkes
Reżyseria: John Badham
W
latach 80. świat wrzał: wojna w Afganistanie, zamieszanie w Polsce
spowodowane najpierw strajkami, a potem stanem wojennym sprawiły, że
sytuacja stała się delikatna. W dodatku prezydent USA, Ronald Reagan,
zdecydował się finansować wiele różnych programów zbrojeniowych - w tym
dotyczących taktycznych i strategicznych rakiet z głowicami atomowymi.
Słynny "Zegar Zagłady" przesunął swoje wskazówki nieco bliżej godziny
dwunastej.
Ten
etap wyścigu zbrojeń różnił się od poprzednich wysoko posunięta
automatyzacją nowych broni. W czasie wojny o Falklandy systemy
przeciwlotnicze brytyjskich okrętów odpalały rakiety, zanim ktokolwiek
na pokładzie zorientował się, że jednostka jest atakowana. Automatyka
zapewniała reakcję i precyzję bez porównania wyższą niż ludzka - jednak
zaczęły pojawiać się wątpliwości: czy na pewno powinniśmy nasze życie do
tego stopnia powierzać komputerom? Dla maszyny ludzkie życie nie ma
wszak wartości - śmierć cywilów może na przykład uznać za dopuszczalne
straty... Skrajnie pesymistyczny scenariusz takiego rozwoju wydarzeń
przedstawili twórcy filmu "Gry wojenne" - zdobywcy trzech Oscarów (które
wówczas coś znaczyły) i słusznie uznawanego za jeden z najlepszych
filmów fantastycznonaukowych w historii kina. Jest to bowiem rzadko w
sumie spotykane połączenie fantastyki (sztucznej inteligencji) z
rzeczywistością, będące jednocześnie surową krytyką ówczesnej sytuacji
politycznej.
Akcja
toczy się w filmie dwutorowo. Najpierw widzimy bazę dowodzenia
Amerykańskich Sił Strategicznych, w momencie, kiedy nadchodzi rozkaz
odpalenia rakiet. Dowódca odmawia wykonania rozkazu, gdyż nie chce być
winnym śmierci milionów. Okazuje się, że był to test - co piąta osoba
odpowiedzialna za odpalenie rakiet nie zrobiłaby tego. Dowództwo
decyduje się więc powierzyć kontrolę nad rakietami atomowymi
superkomputerowi WOPR opracowanemu przez genialnego programistę Falkena.
Tenże programista stworzył komputer zdolny do uczenia się, jednak
widząc, jak wykorzystano jego dzieło, zniknął bez śladu.
Jednocześnie
poznajemy losy nastolatka imieniem David. Jest klasowym outsiderem,
jednak zwraca na siebie uwagę najładniejszej dziewczyny w szkole swoimi
umiejętnościami - jest mianowicie zdolnym hakerem. David lubi też gry
komputerowe i w ich poszukiwaniu włamuje się do komputerów, byt pograć w
tytuły jeszcze niewydane. Pewnego razu przypadkiem łączy się z
komputerem wyposażonym w gry wojenne. Rozpoczyna z komputerem rozgrywkę
pt. "Globalna wojna termojądrowa". Grając po stronie Rosjan, David
decyduje się odpalić rakietę w stronę Los Angeles. WOPR oczywiście
planuje kontratak. Tego samego dnia zostaje ogłoszony alarm, w telewizji
pojawiają się wiadomości o mobilizacji. David zdaje sobie sprawę, że
włamał się do systemu obrony i chce się wycofać. Niestety jest za późno -
komputer kontynuuje grę lecz nie widzi różnicy między grą a
rzeczywistością i planuje odpalić rakiety naprawdę. Jedyną szansą jest
odnalezienie Falkena, który musi nauczyć komputer, że są gry, których
nie można wygrać.
Film
ten obejrzałem niedawno, po wieloletniej przerwie i muszę przyznać, że
doskonale oparł się zębowi czasu. Dotyczy to nawet techniki ukazanej w
filmie. Mechanizmy i komputer ukazane w filmie w latach 80. musiały
wyglądać na urządzenia supernowoczesne, a i dzisiaj sprawiają wrażenie
"dających radę". Przede wszystkim jednak film nie zestarzał się pod
względem przesłania. "Gry wojenne" bardzo dosadnie traktują o wyścigu
zbrojeń, który wówczas zdawał się wymykać spod kontroli. Mam też
wrażenie, że oberwało się mocno ówczesnej administracji, która
przeznaczała ogromne pieniądze na kolejne programy wojskowe, zaniedbując
wiele innych. Dowodzi tego sam WOPR, zaprojektowany jako rodzaj
genialnej pomocy szkolnej, jakby automatycznego nauczyciela. Tymczasem
program przejęło wojsko, a możliwości maszyny przeznaczono jedynie do
destrukcji.
Jednak
"Gry wojenne" są nie tyle antywojennym manifestem, co raczej sugestią,
że niezależnie od rozwoju techniki, ostateczne decyzje zawsze powinien
podejmować człowiek i że nie warto całkowicie zawierzać komputerom.
Wątek ten był podejmowany w paru innych filmach, jednak właśnie w "Grach
wojennych" jest ukazany najbardziej wyraziście - tutaj maszyna staje
się bowiem w dosłownym tego słowa znaczeniu władcą świata. Nie ma w tym
przesady - mając pełną kontrolę nad arsenałem atomowym, WOPR może
doprowadzić do końca życia na Ziemi, a na pewno do zagłady ludzkości.
Czy
ponura przepowiednia z filmu sprawdziła się? I nie, i tak. Nie,
ponieważ mimo upływu lat i niesamowitego postępu w rozwoju komputerów
nie dość, że nie ma sztucznej inteligencji, to w dodatku systemy
wojskowe nadal są zależne od człowieka. Jednak z drugiej strony nasze
uzależnienie od komputerów jest ogromne. W tej chwili komputerowo
steruje się ruchem lotniczym, kolejowym; komputery są w szpitalach,
samochodach... Gdyby coś się zepsuło, to kto wie, co mogłoby się stać. A
jeśli chodzi o wojskowość - patrząc na sprawozdania z różnych stron
świata, gdzie oglądam stale i wciąż doniesienia o wojnach domowych,
religijnych i innych, zastanawiam się, czy dzisiaj w ogóle odczulibyśmy
jakąś różnicę, gdyby armiami dowodziła maszyna. Może nawet byłoby
bezpieczniej?
Tak jak piszesz przesłanie jest jak najbardziej aktualne. Ja nigdy sobie powtórki nie zrobiłem, ale sam film pamiętam całkiem dobrze. Przy okazji Twojej recenzji zerknąłem sobie na obsadę i dojrzałem Michaela Madsena, ale szczerze mówiąc to akurat jego nie pamiętam tam w ogóle.
OdpowiedzUsuńA później reżyser John Badham kontynuował temat w "Krótkim Spięciu" :).
klasyka lat 80 :)fajny film to że się zanadto nie zestarzał zawdzięcza w sumie brakiem jakichś wiekszych efektów specjalnych i ciekawemu pomysłowi :)
OdpowiedzUsuńNawet nie macie co komentować, bo Czowgany i tak nie rozmawiają z nikim , tylko SĄ.
OdpowiedzUsuń