piątek, 27 listopada 2015

Kosogłos część 2 - na wojnie nie ma sprawiedliwych

The Hunger Games: Mockingjay part 2


USA 2015
Scenariusz: Danny Strong, Peter Craig
Reżyseria: Francis Lawrence

Jakie macie wyobrażenie o życiu codziennym naszej armii z XVII wieku? Zapewne macie przed oczami Małego Rycerza i podobnych mu bohaterów, którzy piorą wroga, ile wlezie, o swoich dbają, kobiety noszą na rękach... zapomnijcie. Za dużo Sienkiewicza. Polecam raczej prozę Komudy. Tam przedstawiony jest prawdziwy obraz naszych wojsk. Nie mam zamiaru ujmować naszym żołnierzom dzielności, bo pod tym względem absolutnie żadna armia na świecie nie mogła (i wierzę, że nadal nie może) się z nami równać. Ale poza bitwą... oj, nie było tak różowo: pojedynki, burdy pijackie, napaści na niewinnych ludzi, rabunki, gwałty - tak, to wszystko robili również polscy husarze. Przyczyny tego bywały różne - a to brak pieniędzy, a to nieporozumienia, czasami po prostu im się nudziło. W czasie walk też zdarzało im się stosować podstępy, brać zakładników czy mordować niewinnych. Ten wstęp wbrew pozorom bardzo silnie nawiązuje do drugiej części trzeciej części "Igrzysk Śmierci" (to nie błąd, tylko uzasadniona złośliwość, bo zabieg był zupełnie niepotrzebny). Film ten jest dosadną krytyką działań wojennych z punktu widzenia cywilów, którzy zawsze - podkreślam: zawsze! - obrywają od obu stron: wroga i swojej. Jakoś tak się bowiem składa, że sojusznicze wojska często rekwirują żywność, sprzęty mieszkańców terenów, na których stacjonują, a czasem też ich żony i córki. Bo im się należy. I nasi niestety w niczym nie wyróżniali się wśród wojsk innych krajów.

Zakładam, że film oglądali ci, co znają książki i poprzednie części, więc daruję sobie streszczenia poprzednich części. Przypomnę tylko, że pierwsza odsłona "Kosogłosa" kończy się w momencie, gdy Peeta - towarzysz Katniss z areny Igrzysk, więziony dotąd w Kapitolu - zostaje uprowadzony do Dystryktu 13 będącego bazą rebeliantów walczącego z władzą. Gdy tylko Peeta zobaczył Katniss, próbował ją zabić, ponieważ uważał ją za sztuczny twór, tajną broń Kapitolu służącą do zniszczenia rebelii.

Druga odsłona opowiada o końcowej fazie walki z Kapitolem: zbieranie sił, odpieranie nalotów, atak na najsilniejszą bazę wojskową wroga. Wreszcie dochodzi do szturmu na Kapitol. Jednak do zwycięstwa jeszcze daleko - próba przedarcia się do rezydencji, w której mieszka prezydent Snow to nie lada wyczyn, a muszą podołać między innymi ci, którzy przetrwali Głodowe Igrzyska. Katniss przez cały ten czas jest Kosogłosem - symbolem rewolucji, który ma pociągnąć za sobą tłumy. Jednak w pewnym momencie dziewczyna przestaje widzieć różnice między jej sojusznikami, a wrogiem; widzi za to coraz więcej podobieństw w metodach działania. Co gorsza, zaczyna głośno wyrażać swoje obawy o to, że jedna tyrania zostanie zastąpiona inną. Zaczyna stawać się postacią niewygodną dla obu stron - zarówno dla Kapitolu, jak i dla prezydent Coin rządzącej rebeliantami.

Pierwsza część "Igrzysk Śmierci" była ponurą krytyką mediów, druga była skierowana raczej przeciwko widzom. Trzecia część była swoista instrukcją tworzenia udanej propagandy. Natomiast druga odsłona trzeciej części jest w dużej mierze opisem potworności działań wojennych. Ukazana jest tutaj brutalna prawda - na wojnie nie ma dobra i zła, żadna ze stron nie jest tą, której można przyznać wyłączną rację. Szczególnie krwawą jest zaś wojna domowa. Strona, która chce utrzymać status quo, gotowa jest posunąć się do wszystkiego, by zgnieść opór i upokorzyć przegranych. Strona przeciwna zaś musi stosować najrozmaitsze podstępy i wybiegi, by osiągnąć przewagę i zwyciężyć. Wszystko sprowadza się do faktu, że obie strony postępują zgodnie z twierdzeniem, że cel uświęca środki. Ostatecznie zbrodni dopuszczają się zawsze obie strony. 

Jednak najbardziej przerażający jest fakt, że wojny wywołują politycy, walczą żołnierze, ale poszkodowani są zawsze nie żołnierze, ale cywile. Nie inaczej jest w "Kosogłosie". Wojny na ekranie przez większość czasu nie widać - oglądamy ją oczami Katniss, która z polecenia władz ma trzymać się z dala od głównych walk. Jednak okropności wojny docierają do niej bezlitośnie - przeżywa nalot floty Kapitolu skierowany nie tylko na instalacje wojskowe, ale też na siedziby cywili. Z drugiej strony Dystrykt 13 również nie przebiera w środkach w drodze do zwycięstwa. Obie strony bez wahania gotowe są poświęcić jednostki, by osiągnąć swój cel; obie strony mordują niewinnych. A celem tym nie jest bynajmniej zachowanie ustroju czy zaprowadzenie równości - rzecz tylko w utrzymaniu władzy. Bez względu na koszty.

Po prawdzie uniknięcie scen walk wyszło i książce, i filmowi na dobre. Dzięki temu sceny batalistyczne nie przesłaniają brutalnej prawdy o wojnie. Znacznie bardziej przemawiają do wyobraźni twarze przerażonych mieszkańców Dystryktu 13, którzy mogą jedynie bezradnie oczekiwać na koniec nalotu. Po co eksplozje bomb, jeśli możemy zobaczyć panikę w oczach mieszkańców innego dystryktu, którzy zostali przez rebeliantów niemal pogrzebani żywcem. Wreszcie możemy zobaczyć dumny niegdyś Kapitol - teraz będący cieniem samego siebie, zrujnowany, wysłany pyłem, a także ciałami tych, co nie zdążyli uciec. Ponadto, dzięki temu tym bardziej wiarygodna staje się postawa Katniss. Otóż nasza bohaterka zadziwia swoich towarzyszy broni naiwnością - w rzeczywistości, w której codziennie giną ludzie, ona przejmuje się przypadkowymi ofiarami czy niewinnymi cywilami. Dla jej otoczenia jest oczywiste, że na wojnie giną ludzie, nie zawsze ci, co powinni, ale nawet takie straty można uznać za symbol lub zapłatę za krzywdy - są więc na swój makabryczny sposób usprawiedliwione. Katniss nie chce się jednak pogodzić z takim myśleniem - na własną zgubę, gdyż prezydent Coin zdecydowanie się z nią nie zgadza. 

Ale żeby nie było za wesoło, to muszę napisać o cieniach filmu. Przede wszystkim oberwie się twórcom za ten nieszczęsny podział "Kosogłosa". Od pewnego czasu zapanowała moda na produkcję ekranizacji ostatnich części powieści w dwóch odsłonach. Rozumiem, że chęć zysku bywa silna, ale nie zawsze powinna być silniejsza rozsądku. Jedyny udany tego typu znany mi zabieg to "Harry Potter i Insygnia Śmierci", gdzie faktycznie udało się stworzyć filmy pełnowartościowe, gdzie nie ominięto ważnych wątków czy cytatów. Jednak w przypadku "Igrzysk Śmierci" zabieg się nie udał. Mimo tego, że twórcy mieli dwa razy więcej miejsca na jedną ekranizację, pominięto kilka ważnych wątków i scen. Widzimy na przykład dawnych trybutów ukrywających się w bazie i dochodzących do siebie - potem nagle ci sami ludzie idą przez strefę wojny. A gdzie szkolenie i jego skutki? Bez tego nie wiemy, gdzie podziała się Johanna, jedna z osób, które pomagały Katniss w części drugiej. W filmie pojawia się w kilku scenach i znika, a w powieści jest postacią daleko bardziej znaczącą.

Upływ czasu zemścił się też na aktorach. Pamiętajmy, że od wydarzeń opisanych w części pierwszej do końca trzeciej mijają dwa lata kalendarzowe. Katniss startuje w Igrzyskach, gdy ma 17 lat, pod koniec części trzeciej jest dziewiętnastolatką. Tymczasem filmy powstawały cztery lata. Jennifer Lawrence przez ten czas dojrzała, jej rysy twarzy zmieniły się - na tyle mocno, że widać różnicę w wyglądzie, kiedy porówna się pierwszą i druga odsłonę "Kosogłosa". Zmiany są na tyle silne, że chcąc zachować wygląd Lawrence jako nastolatki, trzeba było wytężonej pracy charakteryzatora. Efektem jest mocny makijaż Katniss nie tylko na planie filmów propagandowych, ale też w bunkrze przeciwlotniczym, podczas wyprawy do Kapitolu, w szpitalu po postrzale... zawsze jest perfekcyjnie (i mocno) umalowana.

Poza tym nie dało się ukryć, że chyba większość miała już nieco dosyć tej serii. Wcześniej nie moglem nachwalić się grą Jennifer Lawrence - tym razem pozwoliła się przyćmić Natalie Dormer i swoim kolegom. Warto też zwrócić uwagę, że kiedy Katniss pojawia się w większej grupie, rzadko pojawia się na pierwszym planie. Nawet gdy przemawia, pojawia się jakby nieco z tyłu, mniej jest też zbliżeń na jej twarz. Zupełnie jakby symbolicznie wyrażała sprzeciw wobec prób zaszufladkowania jej. Dalej - bohaterowie rzadko się brudzą (nawet wędrując ruinami miasta), nie przeszkadza im pył i dym (nawet tuż po eksplozji nie kaszlą), a nawet po poważnych upadkach nie widać śladów ran czy zadrapań. W połączeniu z poprzednio wymienionymi wadami sprawiło to, że widzowie na sali nawet w momentach niewątpliwie tragicznych dla bohaterów byli lekko rozbawieni.

Podsumowując - ostatnia odsłona "Igrzysk Śmierci" nieco rozczarowuje. Pewne sceny zostały rozciągnięte ponad miarę, z kilku innych ważnych w powieści zrezygnowano. W porównaniu z poprzednimi częściami, "Kosogłos 2" sprawia wrażenie produkcji niedopracowanej. Ta znakomita poniekąd książka, najlepsza i najmocniejsza z serii, zasłużyła na zdecydowanie lepszą ekranizację. Nie powiem, do kina wybrać się warto, bo wizualnie film robi ogromne wrażenie, ale mimo wszystko oczekiwałem czegoś więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz