Upside Down
Francja, Kanada 2012Scenariusz: Juan Diego Solanas, Santiago Amigorena, Harris Demel
Reżyseria: Juan Diego Solanas
Trudno jest w kinie SF wymyślić coś nowego. Wydawałoby się, że wszystko już było, przeróżne warianty światów alternatywnych zostały już do cna wykorzystane. Na szczęście to tylko pozory: na przykład jak się przejrzy literaturę, to można znaleźć natchnienie do stworzenia czegoś zupełnie nowego. Ot choćby taka Alicja, bohaterka powieści Lewisa Carrola. Spadając do króliczej jamy zastanawiała się, czy jeśli przeleci na drugą stronę Ziemi, to trafi na drugą stronę Ziemi i znajdzie się wśród ludzi chodzących do góry nogami.
Tymczasem dla Adama, bohatera i narratora filmu "Odwróceni zakochani", jest to jedyna znana rzeczywistość. Mieszka on na jedynej w swoim rodzaju planecie, która składa się z dwóch zamieszkanych światów włożonych jeden w drugi: jeden z nich nosi nazwę Góry, a drugi - Dołu. Patrząc w górę widzi się chmury, a nad nimi... drugi świat. W światach tych panuje przeciwna grawitacja. Z punktu widzenia Góry, mieszkańcy Dołu chodzą do góry nogami i vice versa. Dowolna istota czy przedmiot pochodzący z jednego świata jest poddany jego grawitacji nawet przebywając na drugim świecie (czyli zacznie spadać w górę). Nieszczęście Adama polega na tym, że sam mieszka na Dole, ale zakochał się w dziewczynie będącej mieszkanką Góry. Łączy ich uczucie, ale dzieli nieszczęsne przyciąganie: bohaterowie nie mogą przebywać blisko siebie, bo są przyciągani w przeciwne strony. Czy miłość przetrwa tak niezwykłą przeszkodę? Czy nasi bohaterowie znajdą sposób na jej pokonanie oraz niechęć władz obu światów do kontaktów między sobą? Możliwe, gdyż Adam zna pewien sekret: wie o pewnych owadach, które potrafią przebywać na obu światach jednocześnie, a ich pyłek nie poddaje się grawitacji w ogóle.
Zasiadając do tego filmu spodziewałem się raczej romansu z fantastyką w tle. Jednak muszę przyznać, że rzadko zdarza mi się widzieć obraz tak udany i wizualnie, i - jak na ten specyficzny gatunek - pod względem treści. Film sprawia wrażenie surrealistycznego, po prawdzie nawet nieco onirycznego. Jest też, czego się zupełnie nie spodziewałem, czymś zupełnie nowatorskim. Sam pomysł stworzenia dwóch światów "wiszących" nad sobą jest zupełnie nowy i chyba dotąd niespotykany. Spodziewałem się scen dość banalnych, śmiesznych, a tymczasem film wizualnie przechodzi ludzkie pojęcie. Sceny, w których bohater wciąga ukochaną rzucając jej linę do góry, a potem ciągnąc ją w dół, rozmawia z kolegami z pracy przebywającymi z jego punktu widzenia na suficie lub "spada" z ziemi w stronę dachu wieżowca robią niesamowite wrażenie. Do tego dochodzi technologia obu światów będąca wariacją na temat dieselpunka: mamy tu budzące podziw ogromne wieżowce przenikające oba światy, a jednocześnie zaskakująco stare samochody. Głównym środkiem komunikacji zbiorowej są za to sterowce i kolejki linowe. Nieźle, co?
Wizji dwóch światów warto poświęcić więcej uwagi. Sceptycy i "racjonaliści" zaczną zaraz dowodzić, że taki świat nie jest możliwy. Pewnie, tylko że w fantastyce w ogóle wiele rzeczy jest niemożliwych, nawet teoretycznie, a jednak w filmach i literaturze istnieją w najlepsze. Ale "Odwróceni Zakochani" nie mają zamiaru trzymać się naszych praw. Świat Góry i Dołu kieruje się zupełnie inną fizyką. Nie próbujmy nawet wyjaśniać praw nim rządzących, nie starajmy się dowodzić czy obalać filmowej rzeczywistości: sam bohater mówi, że jego świat jest boskim żartem z reszty wszechświata - i tak na to patrzmy. Zamiast wchodzić w bezsensowne dyskusje, podziwiajmy lepiej piękno krainy, w którym zamiast nieba widzimy morze, miasta i lasy - których mieszkańcy, patrząc na nas, również muszą zadzierać głowę. Zachwyćmy się światłem dochodzącym ze słońca świecącego gdzieś z boku (po prawdzie źródło światła dziennego nigdy nie jest pokazane wprost, można się go jedynie domyślać). I starajmy się nie zwariować widząc powierzchnię Dołu zakrzywiającą się w górę (tam nie ma horyzontu!) oraz widząc góry obu krain niemal stykające się szczytami.
Jeśli ktoś jednak nie lubi SF, to może potraktować ten film jako ładnie nakręconą baśń z morałem i niebanalną nawet historią miłosną. Właśnie - "Odwróceni zakochani" to jednak głównie film romantyczny. Ponadto bardzo swobodne podejście do praw fizyki (a właściwie zupełne ich lekceważenie) i sposób kręcenia wyrażający się w specyficznym oświetleniu czy sposobie prowadzenia narracji sprawiają, że ten film należałoby zaliczyć raczej do fantasy niż do SF. W wielu scenach, zwłaszcza podczas miłosnych wyznań, kolory są nienaturalnie jaskrawe, pojawia się też element niemal magiczny - wspomniany pyłek tajemniczych pszczół, który wydaje się być lekarstwem na wszystkie problemy bohaterów, jak i ich światów. Czyż to nie baśniowe? Mamy bohatera - niemalże stereotypowego nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca, mamy jego ukochaną - księżniczkę uwięzioną w złotej klatce, mamy świat, w którym możliwe są rzeczy, o jakich nam się nie śniło, no i wreszcie jest czarodziejski proszek.
Było dużo o blaskach, a teraz kilka słów o cieniach: zapomniałem wspomnieć, że część filmu jest niestety "typową", wałkowaną po wielokroć rozprawą na temat nierówności społecznej - świat Dołu jest ubogi, a jego mieszkańcy wyzyskiwani przez bogatą i bezwzględną Górę. Moim zdaniem to niepotrzebne, gdyż filmów ukazujących złych bogatych i szlachetnych biednych nakręcono dość. Na szczęście tutaj wątek nierówności nie jest ani najważniejszy, ani zbyt nachalny. Problem różnic jest uzupełnieniem działań bohatera, a nie ich głównym motorem. No i rozwarstwienie też nie jest zbyt silne - w obu światach zdarzają się i ludzie bezwzględni, oddani swoim mocodawcom, i tacy, którym nieobcy jest altruizm.
Podsumowując: "Odwróceni zakochani" zaskoczyli mnie bardzo mocno pozytywnie. Spodziewałem się lekkiej rozrywki, akurat na piątkowy wieczór, a tu dostałem dopracowaną wizualnie i artystycznie baśń. W dodatku wzruszającą - rzadko poruszają mnie tego typu filmy, a tu kilka razy zakręciła mi się łza w oku. Dlatego przyznaję temu filmowi ocenę 8/10. Zapracował sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz