czwartek, 30 stycznia 2014

Sierota - mieć rodzinę za wszelką cenę



Orphan

USA 2009
Scenariusz: David Leslie Johnson
Reżyseria: Jaume Collet-Serra

Wspomniałem już kiedyś, że thrillery traktuję podejrzliwie, gdyż zaskakująco często powtarza się w nich schemat psychopaty, który chce wszystkich zamordować, wie o tym jedna osoba, ale nikt jej nie wierzy, bo wszyscy inni widzą w podejrzanym milusia. Schemat znany, oklepany jak to się mówi, ale czasami wystarcza drobna zmiana, żeby zmienić go w coś zupełnie nowego. Na przykład zrobić film, który będzie na pograniczu thrillera i horroru.

Bo z czym, jak nie z horrorem może kojarzyć się motyw demonicznego dziecka? Mieliśmy już przecież słynny "Omen", było kilka innych filmów, w których pomysł ten z lepszym czy gorszym skutkiem wykorzystano. Czy można na tym polu wymyślić coś nowego? Owszem, można. Na przykład sprawić, że dziecko będzie niebezpieczne nie tylko w przenośni, ale i dosłownie - nie będzie jedynie pośrednikiem między naszym światem a złymi mocami, ale będzie bestią samo w sobie. Tym sposobem dostajemy film, który wykorzystuje schematy, ale w odświeżony i zaskakujący sposób - a przy okazji jeden z najlepszych znanych mi thrillerów - "Sierotę".

Film opowiada o pewnej rodzinie po przejściach: mając syna i młodszą od niego córkę chcieli mieć trzecie dziecko, ale ciąża zakończyła się poronieniem. Kiedy rodzina doszła do siebie po długotrwałej depresji matki, oboje rodzice decydują się na adopcję jeszcze jednego dziecka. Rodzice wybierają się więc do sierocińca. Matka rozgląda się po podwórku, a ojciec idzie do świetlicy, gdzie jego uwagę zwraca pewna intrygująca dziewięciolatka imieniem Eshter: wyjątkowo elokwentna, dobrze wychowana i niesamowicie uzdolniona artystycznie. Oboje rodzice również mają artystyczne zacięcie, więc po zapoznaniu się z dziewczynką decydują się ku obopólnej radości na adopcję. Nowa lokatorka szybko zjednuje sobie przyjaźń rodziców i córki – jedynie syn nie jest zachwycony przybraną siostrą. On też jako pierwszy zauważa, że Eshter wcale nie jest niewinnym dzieckiem - trafiła do raju i zrobi dosłownie wszystko, żeby w nim zostać. Stopniowo przekonuje się o tym również jego siostrzyczka – wiedzą, że mają do czynienia z bezwzględną manipulantką, dążącą do celu za wszelką cenę. Ale jak przekonać rodziców, że adoptowali potwora?

Sam pomysł „złego dziecka” będącego zagrożeniem dla innych nie jest nowy – jak wspomniałem na początku. „Sierota” oferuje jednak zupełnie nową jakość tego motywu. Przede wszystkim filmowy psychopata stara się sprawiać wrażenie normalnego człowieka – tymczasem Eshter od samego początku bardzo różni się od innych dzieci i nie ukrywa tego. Bynajmniej nie jest to wadą i nie niweczy to elementu zaskoczenia. Widz może być oczywiście pewien, że z dziewczynką jest coś nie tak i na pewno będzie ona przyczyną nieszczęść, ale nigdy nie domyśli się, do jakich czynów jest zdolna. I nigdy, za nic na świecie nie domyśli się, o co jej naprawdę chodzi.


I właśnie umiejętne zaskakiwanie widza jest największym atutem „Sieroty”. Trudno nakręcić dzisiaj film zaskakujący, ale zaprawdę powiadam Wam – twórcom „Sieroty” się udało. Po prawdzie sposób prowadzenia fabuły filmu bardzo przypomina mi prozę Jeffreya Deavera, znanego choćby z powieści „Kolekcjoner kości”: zaczyna się od trzęsienia ziemi, potem rozwija się pozornie niespiesznie, ale wciąż zaskakując nowymi elementami lub zwrotami akcji, po czym na sam koniec okazuje się, ze czytelnik/widz mylił się we wszystkim i niczego tak naprawdę się nie domyślił. Dlatego właśnie "Sierotę" oceniam bardzo wysoko. Dla mnie thriller musi zaskakiwać i sprawić, że widz do samego końca nie jest pewien, co się naprawdę dzieje. 


"Sierota" zrobiła też wrażenie pod względem równie dla mnie ważny, a mianowicie wizualnym. Napisałem już wiele słów na temat uroku amerykańskich mebli i domów, więc nie będę się powtarzał. Piękna jest też okolica, w której mieszkają bohaterowie. Może osadzenie akcji w odludnym domu nie jest zbyt odkrywcze, ale piękno i dzikość okolicy dobrze komponują się z tym, co dzieje się na ekranie. Jednak jeśli chodzi o kwestie wizualne, to największe wrażenie zrobiły na mnie wrażenie te sceny, w których uczestniczy główna bohaterka. Duża tu zasługa umiejętności aktorskich młodziutkiej Isabelle Fuhrman - jej przemiana z uroczej córeczki w bezwzględną bestię wypada całkiem nieźle za sprawą paru dosłownie zmian w mimice. Do tego dochodzi parę ciekawych scen z obrazami namalowanymi przez Eshter - nie będę zdradzał, o co chodzi, ale jej obrazy również znakomicie budują efekt grozy.

"Sierota" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Początkowo "zwykły" thriller, ale solidnie nakręcony, ostatecznie okazał się być jednym z najbardziej zaskakujących filmów. Rzadko zdarza się, żebym aż tak się pomylił i w ogóle, w najmniejszym stopniu nie przewidział zakończenia. To sprawia, że "Sierotę" uważam prawdopodobnie za najlepszy thriller, jaki oglądałem. W każdym razie jest w pierwszej trojce filmów z tego gatunku. Ocenę 9/10 mogę jej przyznać z czystym sumieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz