piątek, 21 marca 2014

Przygody Tintina - tajemnica powstania Indiany Jonesa

The Adventures of Tintin

Belgia, USA 2011
Scenariusz: Steven Moffat, Joe Cornish, Edgar Wright
Reżyseria: Steven Spielberg

Steven Spielberg to jakość sama w sobie. Stworzył lub przyczynił się do stworzenia wielu filmów, z których jedne były bardziej ambitne, inne służyły głównie rozrywce, ale żadnej z jego produkcji nie można zarzucić tandety, kiczu czy złego wykonania. Przede wszystkim jednak nazwisko Spielberga kojarzy się z genialnym kinem przygodowym, którego wspólnym mianownikiem pozostają: fascynujący główny bohater, wartka akcja z odrobiną humoru oraz tajemnica w tle. Skąd zamiłowanie Spielberga do takich filmów? Jak sam kiedyś przyznał - wszystko za sprawą belgijskiego komiksu o przygodach młodego dziennikarza znanego setkom milionów czytelników na całym świecie jako Tintin.

Pierwszy komiks o Tintinie powstał już w roku 1929. Jego twórca, Georges Prosper Remi znany bardziej pod pseudonimem Herge, dokonał rzadkiego wyczynu: stworzony przez niego bohater przeżywał swoje przygody przez kilkadziesiąt lat. Dokonał tego, mimo że Tintin nie posiadał nadprzyrodzonych mocy, a polegał jedynie na swoim intelekcie, sprycie i umiejętnościach, a także wiernym psie imieniem Miluś. W sumie nic dziwnego, że Spielberg był zachwycony przygodami Tintina. Jak sam stwierdził, przymierzał się do ich ekranizacji przez wiele lat, ale czekał - czekał cierpliwie, aż technika pozwoli na realizację jego wizji. Aż nadszedł rok 2011 i wreszcie światło dzienne ujrzał film "Przygody Tintina" oparty na komiksie "Tajemnica Jednorożca".

Zaczyna się niewinnie. Tintin zwiedza sobie targowisko, gdzie widzi znakomicie odwzorowany model XVII-wiecznego żaglowca o imieniu "Jednorożec". Decyduje się na zakup, jednak już po chwili chce go od niego odkupić niejaki pan Sakharine. Tintin odmawia. Wkrótce odkrywa, że model skrywa w sobie pewną tajemnicę. Jednak dalsze poszukiwania zostają brutalnie przerwane przez włamanie, kradzież modelu, potem nawet próbę zamachu. Dziennikarz, wraz ze swoim psem i nowo poznanym przyjacielem, kapitanem Baryłką, postanawia rozwiązać zagadkę żaglowca.

Kiedy zacząłem oglądać film, zrozumiałem, czemu Spielberg czekał tyle lat. Tintin, choćby przez wzgląd na rolę, jaką odegrał w historii komiksu i nie tylko, zasłużył na ekranizację najwyższej jakości. Spielberg musiał przy tym poradzić sobie z pewnym problemem - otóż komiks troszkę się jednak zestarzał i trudno byłoby dzisiaj nakręcić wierną jego ekranizację; wymagałoby to kosztownych efektów wizualnych. Rozwiązanie nasuwało się samo: stworzyć film animowany. Zastosowano technikę "Motion capture" i to wyjątkowo zaawansowaną: oddano nie tylko ruchy, ale mimikę postaci. Animacja jest niezwykle wręcz realistyczna - momentami trudno uwierzyć, że mamy do czynienia z wytworem komputera, a nie z żywymi ludźmi. Doskonałość wykonania przejawia się też w rozmaitych szczegółach: kłębach kurzu unoszących się w pomieszczeniach, kroplach wody rozbijających się na szybie samolotu czy śladach po rykoszetach kul. Ba, w kilku scenach widać precyzyjnie wykonane pory skóry czy lekkie wgniecenia i zarysowania, jakie powstają na ścianach pojazdów w wyniku uderzeń ziarenek piasku czy drobnych kamieni. Niezwykle wiernie ukazano też rzeczywistość lat 20. XX wieku: stroje, pojazdy czy nawet meble i sztućce są wiernie oddane i nie ma miejsca na anachronizmy. Przy okazji jednak oddano hołd prostej kresce Herge'a. W jaki sposób? Zachęcam do przekonania się osobiście.

Oczywiście znacznie mniej realistyczna jest treść, ale cóż - takie są prawa komiksu, zwłaszcza powstałego przed kilkudziesięciu laty. Niemniej, filmowy Tintin podobnie jak jego komiksowy pierwowzór, jest utalentowanym człowiekiem, ale jednak człowiekiem: polegać może tylko na swoich umiejętnościach (które są zresztą dość imponujące). Oczywiście można powiedzieć, że niewiarygodne szczęście bohatera to element nadprzyrodzony, podobnie jak budzące podziw umiejętności jego psa - ale czy w "przygodówkach" nie tak właśnie powinno być? Dodać też muszę rzecz, która mnie osobiście urzekła: otóż reżyser słusznie uznał, że Tintin przeżywa tak ciekawe historie, że nie potrzeba niczego dodawać. Dlatego "Przygody Tintina" są pozbawione wszelkich elementów fantastycznych, cudownych czy magicznych, jakich niektórzy mogliby spodziewać się po twórcy "Indiany Jonesa". Po co kryształowe czaszki, po co Święte Graale, skoro w zasięgu ręki są jak najbardziej realne zagadki czekające na rozwiązanie? W ten sposób podkreślono rzecz uniwersalną: cudowne wątki nie są potrzebne; i bez nich otacza nas wiele tajemnic.

Tym sposobem Spielberg stworzył film, o którym chyba zawsze marzył: wysokiej jakości kino przygodowe, które "bawiąc - uczy" - między innymi przenikliwości, zwracania uwagi na szczegóły, a przede wszystkim zachęcającego do żywego interesowania się historią i otoczeniem. Co więcej, udało się to bez wplatania jakichkolwiek wątków "nieziemskich". Jakkolwiek niechętnie używam takich sformułowań, dla mnie ten film (w swojej kategorii) po prostu nie posiada wad. Dla mnie - bo obiektywnie patrząc obawiam się, że Tintin może wydać się współczesnemu widzowi nieco archaiczny: nie chodzi tu tylko o osadzenie akcji w latach 20., ale też o to, że film nawiązuje do tej epoki klimatem. Tymczasem kiedyś komiksy tworzono według zupełnie innych zasad, niż dzisiaj. Dzisiaj historia "czysto" przygodowa bywa niedoceniana jako "tania" rozrywka. Szkoda to wielka, bo przecież to, że coś nas bawi, nie musi oznaczać, że jest bezwartościowe.

Dobra, dość zanudzania obiektywizmem. Mnie film się podobał bardzo. Ba, zachwyciłem się nim tak bardzo, że zdecydowałem odwiedzić najbliższą księgarnię w poszukiwaniu komiksów. Zacząłem sobie je czytać i pojawiła się nadzieja, że tkwi w nich ogromny potencjał i kto wie, może pojawią się kolejne filmy o Tintinie. Oby tylko znaleźli się ludzie, którzy będą umieli je należycie docenić...

1 komentarz:

  1. Ależ oczywiście że będą kolejne filmy o Tintinie. Jego przygody to temat rzeka, a najbliższe z nim spotkanie już w 2016 roku :).

    "The Adventures of Tintin: Prisoners of the Sun", w reżyserii Petera Jacksona.

    OdpowiedzUsuń