piątek, 11 kwietnia 2014

Batman zbawia świat

Batman: The Movie

USA 1966
Scenariusz: Lorenzo Semple Jr.
Reżyseria: Leslie H. Martinson, William A. Graham


Człowiek-nietoperz to zdecydowanie mój ulubiony bohater komiksowy. Przede wszystkim dlatego, że pokonuje przestępców nie super-mocami, lecz własnym intelektem, wynalazkami i sprawnością. Dołóżmy do tego niebanalne postacie jego przeciwników i efektowny kostium i mamy bohatera doskonałego. Dzisiaj postać jest rozpoznawalna, doczekała się wielu ekranizacji, w tym moich ulubionych w reżyserii Tima Burtona, a także seriali animowanych. Niewiele osób wie, że niewiele brakowało, by Batman zniknął w mrokach zapomnienia. Dopomógł mu pewien serial oraz film, który właśnie w ostatnią sobotę miałem przyjemność oglądać we wrocławskim kinie "Nowe Horyzonty" w ramach kolejnej odsłony cyklu "Moico Enjoy Movies".

Film znany w Polsce pod tytułem "Batman zbawia świat" miał być pierwotnie pilotem wspomnianego serialu, jednak producenci bali się finansowej klapy i woleli poczekać. Serial okazał się jednak wielkim sukcesem i można było ostatecznie pozwolić sobie na film. Co zaś zadecydowało o sukcesie serialu - z całym szacunkiem, ale nie mam zielonego pojęcia. Atmosferą nie przypomina ani surrealistycznych, dziwacznych filmów Burtona, ani mrocznej, niepokojącej trylogii Nolana. Serial jest taki, jakie były ówczesne komiksy, nie tylko o Batmanie zresztą: kolorowy, przerysowany, będący w zasadzie parodią swojego pierwowzoru. Postać stworzona do nocnych patroli miasta i zwalczająca bandytów nie zawsze zgodnie z poszanowaniem prawa, tutaj był współpracownikiem policji niemalże na etacie. Na domiar złego "pracował" głównie za dnia. A jego wrogowie - zgroza! Pingwin jeszcze z grubsza się sprawdzał, ale Joker jako niezrównoważony i - szczere mówiąc - niezbyt inteligentny figlarz? Riddler wymyślający zagadki na poziomie szkoły podstawowej? Cóż, przynajmniej było się z czego pośmiać.

"Batman zbawia świat" jest swego rodzaju podsumowaniem zbrodniczej działalności wrogów Batmana i jego walki z nimi. Oto dochodzi do, cytując jednego z bohaterów, "rzeczy tak strasznej, że aż nie potrafię powiedzieć jej na głos": Joker, Pingwin, Riddler i Catwoman zawiązują współpracę. Następnie przechwytują wynalazek, który odwadnia różne obiekty pozostawiając z nich jedynie proszek. Chcą odwodnić i porwać przywódców międzynarodowej organizacji mającej zaprowadzić pokój na świecie. Batman i jego pomocnik Robin wraz ze wsparciem miejskiej policji starają się pokrzyżować ich plany. A nie jest to łatwe, gdyż super-złoczyńcy nie wahają się użyć do walki ze stróżami prawa wszelkich dostępnych środków.

Dobra, nabijam się, ale mam powody. Sam nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Z jednej strony w pierwszej chwili byłem wręcz zły, że do tego stopnia ośmieszono bohatera mojego dzieciństwa. Z drugiej - rzadko kiedy tak się uśmiałem w kinie, a widziałem "Zabójcze ryjówki", więc mam porównanie. Batman i Robin biegają więc za dnia, przy okazji dowodząc, że niektóre stroje w świetle dziennym są idiotyczne. Jednak dorosły facet w obcisłych (nawet zbyt obcisłych) trykotach wygląda niepoważnie. Efekty specjalne należą do tych nieco tańszych (chociaż nie powiem, niektóre wykonane są z niezłą jak na ten poziom starannością). Wynalazkom Batmana też się oberwało: Batmobil, piękny, czarny krążownik szos w stylu lat 50., daje radę. Reszta już dobrze nie wygląda: Bat-helikopter to zwykły, w dodatku stareńki już śmigłowiec z domalowanymi rysunkami. Bat-motor jest jeszcze gorszy: motocykl z przyczepką, do której dokręcone są skrzydełka.A najlepszy ze wszystkiego jest okręt podwodny Pingwina - ale to niech zostanie niespodzianką.

Ale o prawdziwej klasie "B" świadczą nie tyle efekty wizualne czy charakteryzacja, lecz głównie dialogi i fabuła. A tutaj jest już katastrofa. "Robinie, podaj mi spray na rekiny". "Dzielne zwierzę, zobaczyło zbliżającą się torpedę i zderzyło się z nią, by nas ocalić". Takich perełek jest tam mnóstwo. Mimo wszystko podziwiam szczerze aktorów, skoro byli w stanie zagrać i mówić to wszystko z kamiennymi twarzami. Właśnie - o dziwo, poziom gry aktorskiej jest niezwykle wysoki. Aktorzy, z pewnością świadomi tego, co i w czym grają, bardzo przykładają się, by ich postaci były, tego, wiarygodne. Przywodziło mi to na myśl Lesliego Nielsena, który potrafił zagrać najbardziej groteskową postać z kamienną twarzą. Moim zdaniem to wielka sztuka i za to żywię do aktorów grających w tym filmie wielki szacunek. Jeśli chodzi o fabułę i rozwój akcji - wspominałem już o rekinie? A o bombie, z którą Batman biega jak zwariowany chyba ze trzy minuty? Cóż, "są dni, kiedy po prostu nie można pozbyć się bomby", jak mówi bohater... Do tego dołóżmy parę innych pięknych scen, jak zdejmowanie czapek i saluty żołnierzy widzących Batmana, idiotyczne zagadki i jeszcze bardziej absurdalne rozwiązania podsyłane przez Robina i mamy groteskę doskonałą.

A jednak... jest w tym filmie coś, co sprawi, że jednak nigdy nie zostanie zapomniany. Przede wszystkim jego twórcy chyba najlepiej oddali "komiksową" rzeczywistość: stroje bohaterów, dobrych i złych, nie są w żaden sposób "przystosowane" do rzeczywistości, tzn. nie są ani stonowane względem kroju czy barw - są krzykliwe i wyróżniające się. Poza tym, jak to bywa w filmach klasy "B", "Batman zbawia świat" przekazuje nam pewne prawdy o rzeczywistości lat 60. Mamy organizację międzynarodową, której członkowie, mimo że należą do wrogich obozów, przynajmniej próbują coś osiągnąć. Widzimy też, że skutki tego są znikome, gdyż obradujący nawet nie rozumieją się nawzajem. Warto też zwrócić uwagę na scenę z początku filmu: jeden z przypadkowych przechodniów patrzy w niebo na pojazd Batmana i mówi, że dobrze jest wiedzieć, że są ludzie, którzy czuwają i robią swoje. Wymowa tego jest oczywista - mimo wielu stanów zapalnych, mimo "Zimnej Wojny" kraj jest bezpieczny, przeciętny obywatel może spać spokojnie. Ciekawe są też sceny walk - Catwoman nigdy nie bierze w nich udziału: w tamtych czasach mogła być ona geniuszem zbrodni, ale jako kobieta nie mogła walczyć: raz, że żywe były pewne stereotypy na temat "słabej płci", to w dodatku Batman musiałby wówczas uderzyć ją - a przecież on był wzorem obywatela - nigdy nie skrzywdziłby kobiety.

"Batman zbawia świat" to obowiązkowa lektura dla miłośników filmów o superbohaterach. Po prawdzie nie tylko dla nich - ten film to nie tylko ekranizacja przygód zamaskowanego mściciela, ale i bezcenne źródło informacji na temat obyczajowości i sytuacji politycznej tamtych czasów. A jeśli kogoś nie interesują superbohaterowie czy historia - i tak niech obejrzy; zapewniam, jest się z czego pośmiać. Ja osobiście nigdy nie zapomnę filmu, dzięki któremu mogę teraz obejrzeć "Batmana"Tima Burtona.

3 komentarze:

  1. właśnie humorowi serial zawdzięczał swoje powodzenie a także temu że dobrze odzwierciedlał ówczesne komiksy które tak właśnie pstrokato i nie zawsze z sensem wyglądały do tego było tam sporo smaczków dla fanów o akcji promocyjnej czyli spotkaniach aktorów z fanami nie wspomnę specjalistą nie jestem ale to były chyba czasy narodzin fandomów i konwencji jakie dziś znamy ale tu uczciwie powiem bardziej zgaduje jak wiem ;) w każdym razie fajna zabawa dla fana superbohaterskiego filmu nawiasem było tego w tv więcej ot choćby taka isis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konwencji? Nie chodziło przypadkiem o konwenty? Nie to, żebym był czepialski, ale konwencje także istnieją...

      Usuń
    2. konwenty oczywiście ale pisałem już o godzinie gdy się litery całkiem zlewają ;D

      Usuń