piątek, 2 stycznia 2015

Nocne Zło - każdy z nas ma w sobie bestię

Night Flier

USA, Włochy 1997
Scenariusz: Mark Pavia, Jack O'Donnell
Reżyseria: Mark Pavia
Na podstawie opowiadania Stephena Kinga "Nocny latawiec"

W ostatni weekend listopada miałem przyjemność uczestniczyć we wrocławskim konwencie miłośników grozy i horroru "Zamczysko". Jedną z ciekawszych prelekcji była ta dotycząca filmów o wampirach. Omawiano głównie produkcje bardziej ambitne, a czasem mniej znane. Prelegenci chcieli po prostu ukazać, że wampir wcale nie musi być postacią groteskową czy wręcz śmieszną, jak to się stało w ostatnich latach.

Pierwotnie wampir był na wskroś zły; był istotą bezwzględną i okrutną. Był symbolem tego, co w człowieku najgorsze. Nieprzypadkowo dawne przesądy nakazywały drastyczne metody zabójstwa wampira, wliczając tu takie kwiatki jak obcięcie głowy i położenie między nogami zmarłego - takie bezczeszczenie zwłok było czymś lepszym, niż zmartwychwstanie bestii. Wizerunek wampira jako złego i okrutnego pojawia się jednak stosunkowo rzadko; nawet w bardziej ambitnych filmach ukazywany jest często jako postać tragiczna. Do wyjątków należy mało raczej znany w Polsce film "Nocne zło" powstały na motywach opowiadania "Nocny Latawiec" Stephena Kinga, o którym to filmie dzisiaj pragnę parę słów popełnić.

Bohaterem opowiadania i filmu jest Richard Dees, dziennikarz pracujący dla pewnego pisma, które nazwalibyśmy tabloidem, a konkretnie - specyficznej i bardzo popularnej w USA jego odmiany, w której można poczytać na przykład o kobietach gwałconych przez UFO. Richard jest dobry w swoim fachu, ale ostatnio mu się nie wiedzie. Znajduje więc nowy, sensacyjny temat: oto na małych, zapuszczonych lotniskach (a trzeba wiedzieć, że w USA małe lotniska są czasem w miasteczkach na kilkaset mieszkańców) pojawia się czarny, sportowy samolot. Niedługo potem odlatuje, a na lotnisku znajdowane są zwłoki kompletnie pozbawione krwi. Świadkowie opowiadają o pilocie odzianym w czarną pelerynę i o tym, że samolot pachnie krwią. Dees wierzy, że ma szansę na sensacyjny materiał: opowieść o seryjnym mordercy, który pozuje na wampira. Zagłębia się w sprawę, przy czym zaczyna rozumieć, że "Nocny Lotnik", jak nazywają tajemniczego pilota, wie, że jest śledzony i zaczyna bohaterowi grozić. Richarda to jednak nie powstrzymuje - świadomie narażając się na zgubę, pragnie tylko jednego - odkryć tajemnicę Nocnego Lotnika.

Trzeba zacząć od tego, że "Nocne zło" to nie film dla tych, co lubią ciągłe zwroty akcji, potwory, duchy i zjawy. Ten film opiera się na budowanej powoli, z pietyzmem, atmosferze - najpierw niepewności, potem lęku, aż wreszcie autentycznego strachu. Nadprzyrodzony wątek ogranicza się do niecodziennych zachowań ludzi, którzy mieli do czynienia z tajemniczym zabójcą. On sam zresztą w filmie praktycznie się nie pojawia - jest postacią, której Richard nie widzi; przewija się jedynie w opowieściach innych ludzi, zawsze jako tajemniczy człowiek w czarnej pelerynie, którego twarzy nie widział nikt z żyjących. "Nocne zło" bardzo sprytnie odwołuje się do amerykańskich lęków i legend - tajemniczego jeźdźca, który przybywa znikąd, zabija przypadkowych ludzi, po czym znika nie wiadomo gdzie. Do stworzenia atmosfery grozy wątek nadprzyrodzony jest już niemalże zupełnie zbędny, chociaż oczywiście pojawia się - jednak na bardzo krótko (choć niespodziewanie i naprawdę strasznie).

"Nocne zło" powstało na bazie opowiadania Kinga - możemy więc spodziewać się, że jest czymś więcej, niż opowiadaniem o potworze. Dlatego "Nocne zło" nie wpada - jak wiele późniejszych dokonań autora - w rutynę przedstawienia małomiasteczkowej społeczności, lecz skupia się na analizie charakteru i obsesji jednego człowieka - właśnie Richarda Deesa. Zarówno opowiadanie, jak i film, są w zasadzie "przedstawieniem jednego aktora"; inne postacie, jak świadkowie, z którymi rozmawia dziennikarz, policjanci oraz szef - wszyscy oni służą jedynie jako tło. Richard jest przykładem człowieka ogarniętego obsesją; dążącego do celu po trupach. Bezwzględnie i cynicznie rozprawia się z potencjalną konkurentką o materiał. Osoby, z którymi rozmawia, traktuje przedmiotowo, jako element materiału. Jest sprytnym manipulatorem - potrafi pozornie szczerze i ze współczuciem rozmawiać z przyjaciółką ofiary morderstwa, by umiejętnie doprowadzić ją do płaczu i dopiero wtedy zrobić zdjęcie. Nie waha się, by zatrzymać się przy rozbitym samochodzie - nie po to jednak, by pomóc ofiarom, lecz dla uzyskania cennych ujęć. wbrew pozorom, nie ma w tym przesady. Stephen King napisał "Nocnego Latawca" w okresie, gdy pracował dla prasy - na pewno zetknął się wielokrotnie z dziennikarzami, których codzienne obcowanie z ludzkim okrucieństwem doprowadziło do załamania lub zmian w psychice.

Przeciwwagą dla Richarda jest jedyna postać, która pojawia się w filmie częściej, niż w pojedynczej scenie - początkująca dziennikarka, Katherine Blair. Miała pracować z Richardem, ale - w obliczu jego grubiańskiego zachowania - została jego konkurentką. Postać liczącej się z ludźmi Katherine jest jakby przeciwwagą dla cynicznego i bezwzględnego Richarda, a jej metody działania wydają się równie skuteczne, a jednocześnie mniej agresywne. Bez marszu po trupach osiąga niemal tyle samo, co Richard. Jednak w pewnym momencie widz na pewno zacznie się zastanawiać - czy pracując w tym zawodzie wytrwa w chęci zachowania "ludzkiej twarzy" sensacyjnego dziennikarstwa? Odpowiedź wydaje się negatywna, ale kto wie...

Teraz, właściwie pod koniec, mogę skupić się na wątku nadprzyrodzonym. Z wielką przyjemnością stwierdzam, że film ukazał zabójcę jako istotę złą. Ostatnio ten mit został nieco naruszony. Zdaję sobie sprawę, że "Dracula" Coppoli ukazał w sposób wręcz wspaniały tragedię głównego bohatera, jednak "tragiczny" wampir odbiega już od pierwotnej wersji mitu. Gorzej, że - to już za sprawą sagi "Zmierzch" - postać wampira została ostatnio lekko ośmieszona. Tak, wiem, że to film adresowany dla nastolatków, ale ten wizerunek pojawił się w powszechnej świadomości. Tymczasem "Nocny Lotnik" to postać na wskroś przerażająca i złowroga. Nawet jego samolot jest mroczny, a wręcz ponury. Jest matowoczarny, niemal pochłaniający światło i otacza go aura (dosłownie i w przenośni) śmierci i rozkładu. Sama postać zabójcy pokazana jest dosłownie raz. Przez cały film możemy tylko domyślać się, że jest pociągająca dla niektórych ludzi - ale wyłącznie na ich własną zgubę.

"Nocne zło" okazał się - zgodnie z tym, co usłyszałem na prelekcji - filmem ponadprzeciętnym. Raczej niskobudżetowy, pozbawiony efektów specjalnych, z wampirem występującym niemalże epizodycznie, okazał się jednak filmem grozy w pełnym tego słowa znaczeniu. Do obejrzenia filmu bardzo więc zachęcam. Uprzedzam przy tym, że osoby, które lubią ciągłe napięcie, potwory wyskakujące "nagle, zza węgła" przeżyją zawód - to film dla osób, dla których liczy się głównie umiejętnie budowana atmosfera niepokoju i grozy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz