piątek, 5 czerwca 2015

Coś za mną chodzi - w obliczu nieuchronnej śmierci

It Follows

USA 2014
Scenariusz i reżyseria: David Robert Mitchell

Nakręcić dobry horror czy film grozy nie jest łatwo. Każdy z nas boi się czegoś innego, co utrudnia trafienie do szerszej grupy widzów. Poza tym pewne zabiegi mogą się "opatrzeć", skutkiem czego po obejrzeniu któregoś z kolei filmu przestają działać. Może więc lepiej nie straszyć, ale zaprowadzić atmosferę niepokoju? Takie założenie przyjmuje się ostatnio coraz częściej. Mimo upływu lat - i filmów - doskonale się sprawdza. Do elementów mających wywołać strach - takich jak nagły trzask, zmiana ujęcia i podobne tricki - można się stopniowo przyzwyczaić; w dodatku wiemy, kiedy spodziewać się czegoś "strasznego". Gorzej, jeśli widz niczego nie widzi i nie słyszy, za to czuje obecność czegoś groźnego, co prześladuje bohaterów. Pod tym względem w moich oczach mistrzostwo zaprezentowali twórcy "Obecności". Jeszcze bardziej oryginalne podejście do sprawy zaprezentował Robert David Mitchell - twórca niezależnego horroru "Coś za mną chodzi". W tym filmie - przeciwnie niż we wspomnianej "Obecności" - od samego początku widz doskonale wie, czego się bać. A bałem się i tak.


Bohaterką "Coś za mną chodzi" jest nastoletnia Jay, która poznaje przystojnego chłopaka imieniem Hugh. Dość szybko, powiedzmy sobie szczerze, daje się zaciągnąć... nie, nie do łóżka, tylko na tylne siedzenie samochodu. Zaraz potem Hugh informuje dziewczynę, że od tej pory coś zacznie ją prześladować - może przyjąć postać dowolnej osoby, starej lub młodej; mężczyzny lub kobiety. Nikt więcej nie będzie tego widział. Jedyny sposób pozbycia się prześladowcy to odbycie z kimś stosunku seksualnego - wówczas ta istota zacznie śledzić kolejnego człowieka. Jeśli Jay się na to nie zdecyduje - to coś będzie chodzić za nią dotąd, aż ją dopadnie i zabije.


Po przeczytaniu fabuły nasuwają się skojarzenia z japońskim "Kręgiem", gdyż zasada jest podobna - upiór prześladuje jedną osobę dotąd, aż dopadnie ofiarę lub ta przekaże klątwę dalej. Jednak na tym podobieństwa się kończą. "Coś za mną chodzi" to film, który obywa się zupełnie bez efektów specjalnych, bez potworów i nadnaturalnych zjawisk. Prześladowca Jay nie jest zaskoczeniem, gdyż widzimy go razem z Jay od samego początku. I po prawdzie to właśnie jest najgorsze.

Istota z "Coś za mną chodzi" jest bowiem jednym z najoryginalniejszych i na swój sposób przerażających antagonistów. Nie straszy wyglądem, bo ten jest zupełnie zwyczajny, lecz zachowaniem. Nie ma bowiem stałej postaci, w każdej scenie wygląda inaczej. I nic nie robi, po prostu... idzie. Wytrwale maszeruje w stronę Jay i patrzy w jej stronę. Możecie wierzyć lub nie, ale... to jest... naprawdę... koszmarne! To jest gorsze niż prześladowanie. Cały czas towarzyszy nam świadomość, że przed tą istotą można na chwilę uciec, ale ona nie musi spać, odpoczywać, więc w końcu i tak nas dogoni. W dodatku ten wygląd - Jay może spodziewać się, że dosłownie każdy niewinnie wyglądający człowiek jest tajemniczą siłą, która chce pozbawić ją życia i nawet przez chwilę nie może czuć się bezpiecznie. Straszne jest też to, że zupełnie nie wiadomo, o co tej istocie chodzi - ona po prostu niesie śmierć bez jednego słowa i gestu. Takie pozbawione motywu działanie jest nieludzkie i tym bardziej przerażające.

Wątek przyczyny, dla której istota zabija swoje ofiary, jest bardzo ciekawy i tylko przez chwilkę może wywołać uśmiech. Oto mamy pierwszego w historii kina ducha, którego przenosi się drogą płciową! Jay "zaraża" się nim na skutek stosunku i podobnie może się go pozbyć. Nie śmiejmy się z tego, lecz zastanówmy, o czym to świadczy - otóż jest to swoista przestroga przed chorobami wenerycznymi. Oto mamy swoistego strażnika wierności: na "zarażenie się" zupełnie nie są narażeni ludzie wierni jednemu partnerowi. Każde z bohaterów, które ma do czynienia z tajemniczym prześladowcą, dopuściło się przypadkowych stosunków seksualnych z osobami nieznajomymi lub znanymi bardzo krótko. Można rzec, że przejęcie "ducha" to skutki nierozważnej decyzji o współżyciu z człowiekiem, którego się nie zna i o którym niemal niczego nie wie, a jednak obdarza się go zupełnie niepotrzebnie zaufaniem w kwestii tak bardzo osobistej i delikatnej. I tak jak w prawdziwym życiu - trzeba ponieść tego konsekwencje.

Na koniec nieco o technice. Jak przystało na dobry horror, "Coś za mną chodzi" obywa się zupełnie bez efektów wizualnych. Czasami jedynie prześladowca Jay przyjmuje postać zakrwawionej ofiary wypadku, by ją przestraszyć, ale to sytuacja wyjątkowa. Genialne są ujęcia - nie ma "nagle" wyskakującego stracha zza pleców bohaterki. Istota w oczach Jay nie jest duchem, lecz istnieje realnie. Zamiast więc stosować mających przerazić widza zbliżenia, mamy sceny, w których widzimy bohaterów i gdzieś daleko, na trzecim planie pojawia się wolno zbliżający się człowiek - i już czujemy, że wieje grozą. To, że prześladowcę widać, nie znaczy, że jest mało straszny - traktuje się go raczej jak psychopatę czy seryjnego mordercę nieustannie tropiącego bohaterkę. Znakomita jest ścieżka dźwiękowa - tzn. prawie jej nie ma. Czasami leci muzyka w radio, film w telewizji i tylko w niektórych momentach pojawia się narastający szum świadczący o tym, że istota się zbliża. I znów - wcale nie czyni to produkcji mniej przerażającą; przeciwnie: wiemy, że chwila spokoju się skończyła i znów zacznie się koszmar ucieczki.

"Coś za mną chodzi" podbił serca krytyków filmowych i publiczności jednocześnie, co rzadko się zdarza. Był też nominowany do kilku prestiżowych nagród i część z nich zdobył - a to horrorom zdarza się jeszcze rzadziej. Już to świadczy o tym, że film jest co najmniej wart uwagi i poświęcenia mu 100 minut. Naprawdę warto, uwierzcie mi. A przy okazji - nie mam zamiaru nikogo pouczać czy wypominać, ale mam nadzieję, że ten film w jakiś sposób przemówi do ludzi, że tak powiem, szukających łatwych okazji w celach wiadomych.

1 komentarz:

  1. Świetny tekst i film. Szkoda, że na filmweb średnia to ok. 5/10, polscy widzowie chyba nie są gotowi na takie wydziwianie - bo taką Obecność to owszem, docenili prawie wszyscy :P

    OdpowiedzUsuń