czwartek, 16 stycznia 2014

Wilk z Wall Street - niebezpieczny świat finansjery

The Wolf of Wall Street

USA 2013
Scenariusz: Terence Winter
Reżyseria: Martin Scorsese

Na początek przyznam, że na "Wilka z Wall Street" trafiłem niejako przypadkiem. Dowiedziałem się, że na ekrany wchodzi nowy film, który nakręcił Martin Scorsese, a główną rolę gra Leonardo DiCaprio. Te dwa argumenty wystarczyły, żeby zaciągnąć mnie do kina. O Belforcie nic nie słyszałem, przyznać muszę. Między innymi dlatego, że świat papierów wartościowych, banków i ogólnie finansów zawsze był dla mnie inną rzeczywistością. Sam pracując w zawodzie zupełnie innym, słyszałem jedynie opowieści o tym, co dzieje się w świecie wielkich pieniędzy.

Film nie jest dokładnie biografią Jordana Belforta. Skupia się na jego działalności jako szefa firmy brokerskiej Stratton Oakmont. Widzimy tu jego początki w zawodzie, kiedy trafia jako młody i jeszcze niezbyt pewny siebie pracownik zajmującej się handlem papierami wartościowymi. Poznaje plusy zawodu brokera (możliwość zarobienia dużych pieniędzy w krótkim czasie) oraz minusy (wysoki, delikatnie mówią, poziom stresu). Potem znajduje zatrudnienie w drobnej firmie handlującej akcjami drobnych spółek. Zauważył w tym potencjał na zbicie majątku, co ostatecznie mu się udaje. Ale sukces zmienia go, bardzo zmienia...

Zacznę od głównego bohatera i aktora go grającego. Leonardo DiCaprio moim zdaniem udowodnił po raz kolejny, że wielkim aktorem jest. Wystarczy przyjrzeć się niezwykłej metamorfozie, jaką przechodzi bohater od początku do końca filmu i zwrócić uwagę, jak bardzo zmienia się sam sposób gry aktora i jak wiarygodnie wypada w każdym z etapów życia Belforta. Warto zauważyć, że aktor jest niezwykle podobny do prawdziwego Belforta w tamtych czasach. A sama postać? Film ukazuje nam postać Belforta jako człowieka podłego, cynicznego, pewnego siebie, mającego za nic wszystko i wszystkich i bezwzględnie wykorzystujących najbliższe osoby. Jednak niezależnie od tego, jak nisko by nie upadł, jakiej podłości by nie popełnił i jakiego oszustwa by nie dokonał, jakoś nie da się go nie lubić. Filmowy Belfort jest typem człowieka, który po prostu wzbudza sympatię. Może dlatego, że czasami, w kluczowych momentach, widzimy budzące się w nim ludzkie odruchy. Wiemy, że potrafi zdobyć się na zupełnie bezinteresowny gest pomocy, a także, że posiada on cechę typową dla każdego śmiertelnika - niedoskonałość. Jemu też zdarzają się pomyłki, a także sytuacje żenujące i wstydliwe.

Najgorsze jednak jest to, że widz ma ochotę dopingować Belforta dlatego, że ten sprawia po prostu wrażenie porządnego gościa, który chce dla nas dobrze. Jest idealnym sprzedawcą: słuchając jego przemówień do załogi, rozmów z klientami łatwo jest dać się nabrać, że on naprawdę wierzy w to, co mówi i chce jak najlepiej dla nas, a nie dla siebie. Osobiście dochodzę do wniosku, że o sukcesie Belforta zadecydował w znacznej mierze fakt, że on wiedział, iż ludzie są po prostu strasznie naiwni. Natomiast w żadnym momencie nie było mi Belforta żal. Owszem, z pewną przykrością patrzyłem na jego upadek (moralny, nie finansowy), ale żal mi było ludzi, których pociągnął za sobą i którym sprawił ból. Bo on sam, powiedzmy sobie szczerze, sam na wszystko zapracował.

A skoro już o tym mowa, to muszę napisać parę słów o samym świecie finansjery. Ja nigdy w nim nie byłem, ale jeśli tak to wygląda... Teoretycznie każdy młody człowiek o tym marzy: szybkie i duże pieniądze, zabawa, zgrany zespół. Ale jednocześnie od samego patrzenia na ekscesy Belforta i jego przyjaciół zaczęła mnie boleć głowa. Po prawdzie, zawsze zazdrościłem finansistom zmysłu do znajdowania okazji do pieniędzy, jakich pewnie nigdy nie zobaczę na oczy. Z drugiej strony docierały do mnie pogłoski o wyścigu szczurów, wypaleniu, narkotykach i zawałach w wieku 30 lat i myślałem sobie - czy to warto? "Wilk z Wall Street" w pewnym sensie pomaga znaleźć odpowiedź na to pytanie, pokazując wszystkie blaski i cienie świata wielkich pieniędzy. I po prawdzie, tak sobie myślę, że cieni jest jednak więcej. Niektórzy przyjaciele Belforta zmarli w wieku, który ja już przekroczyłem, a przecież jeszcze nie kwalifikuję się nawet do "wieku średniego". Ale cóż, jak to mówią - co kto lubi.



A teraz parę słów o stronie technicznej: jest to film Martina Scorsese - co już jest gwarancją dobrego kina. Filmy tego reżysera oglądam z przyjemnością: stanowią rzadkie połączenie wartkiej akcji, niebanalnej fabuły i oryginalnych bohaterów, co przekłada się na ogół na niebanalne kreacje aktorskie. Do tego - rzecz dla mnie równie ważna - jego filmy są niezwykle udane pod względem technicznym; są przykładem wzorowego montażu, oświetlenia, pracy kamery, dzięki czemu również wizualnie robią ogromne wrażenie. "Wilk z Wall Street" jest potwierdzeniem klasy reżysera. Obraz, między innymi z racji fabuły, jest zestawieniem powolnych scen, kiedy widzimy Belforta w domu, krótkich scen ze zdecydowanymi cięciami, kiedy widzimy bohatera w pracy, a wreszcie istną orgią barw i dźwięków podczas, no cóż, orgii właśnie.

"Wilk z Wall Street" jest moim pierwszym filmem kinowym tego roku. Swój tegoroczny "debiut " kinowy uważam za niezwykle wręcz udany. Film jest oryginalnym zestawieniem elementów dramatu i komedii ze szczyptą kryminału. Dużą zaletą filmu jest to, że nawet najgorszy laik w sprawach papierów wartościowych wszystko zrozumie i będzie nadążał za akcją. U mnie "Wilk z Wall Street" ma 9 punktów, w pełni zasłużonych. Nie wiem, jak tam z nominacjami do Oscarów, ale jeśli ten obraz żadnego nie zdobędzie, to zwątpię do reszty w wartość tej nagrody.

4 komentarze:

  1. Jestem wielkim fanem Scorsese i DiCaprio, a wciąż jakoś nie mogę się zebrać do kina, tylko przez cały czas katuję się czytaniem recenzji, z których każda jest coraz lepsza od poprzedniej. Zapewniam Cię, że po Twojej recenzji na pewno w ciągu najbliższych dni zawitam do kina :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto, zdecydowanie. W życiu bym się nie spodziewał, że aż tak mnie wciągnie. Ja zdecydowałem się nie katować - raz zrobiłem ten błąd ("Requiem dla snu") i do dzisiaj nie mogę odżałować, że w kinie na tym nie byłem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Di Caprio się zakochałam i kibicuję mu z całego serca tego Oscara. Szczególnie, że zapowiada przerwę od aktorstwa (frustracja i zmęczenie to okropne połączenie, że tak sobie rymnę). Mam nadzieję, że w tym roku będzie dla niego OScar- totalnie zasługuje. Filmu jeszcze nie widziałem, ale mam plan na ten weekend, od czasu kiedy przeczytałem recenzję na MEdia River nie mogę się doczekać, ale teraz trzeba się zmobilizować!

    OdpowiedzUsuń
  4. DiCaprio dostanie Oscara!

    OdpowiedzUsuń