piątek, 9 maja 2014

Snowpiercer - nowy, wspaniały świat na torach

Snowpiercer

Francja, USA, Korea Płd. 2013
Scenariusz: Joon-ho Bong, Kelly Anderson
Reżyseria: Joon-ho Bong
Na podstawie komiksu "Le Transperceneige" Benjamina Legranda i Jacquesa Loba

Wśród wizji świata w trakcie lub tuż po katastrofie są lepsze i gorsze filmy, ale jeden z nich mogę polecić nie tylko fanom SF. Jest to ekranizacja prawie nieznanego u nas komiksu Benjamina Legranda i Jacquesa Loba "Le Transperceneige", czyli w nieco bardziej popularnym języku "Snowpiercer". Film ten zaintrygował mnie z banalnego powodu: otóż miejscem pobytu ocalałych resztek ludzkości jest tutaj... pociąg. Film obejrzałem z wielkim zainteresowaniem i mogę uspokoić, że nie jest to niskich lotów wizja postapokaliptycznej Ziemi, banalne ostrzeżenie przed skutkami globalnego ocieplenia czy "kolejne" wołanie o sprawiedliwość na świecie. W dodatku czerpie całymi garściami z powieści "Nowy, Wspaniały Świat" Aldousa Huxleya.

Rzecz dzieje się w świecie, który padł ofiarą dobrych chęci uczonych: wystrzelili w atmosferę rakiety ze związkiem chemicznym, który miał powstrzymać proces globalnego ocieplenia. Efekt był przeciwny do oczekiwanego - doszło do raptownej zmiany klimatu. Cały świat został skuty lodem i pokryty śniegiem, a temperatura spadła tak bardzo, że przestało istnieć wszelkie życie, nawet bakterie. Po takim właśnie świecie porusza się "Snowpiercer", ostatnie schronienie ludzkości: monstrualny pociąg złożony z tysiąca i jednego wagonu, ruchomy dom, elektrownia, farma i wszystko inne w jednym. Pociąg ten nie potrzebuje paliwa, nigdy się nie zatrzymuje, objeżdża w ciągu roku cały świat po liczącej ponad 400 tysięcy kilometrów trasie. Jest tylko jeden warunek - musi jechać. Dopóki się porusza - ludzie będą mieli energię, ciepło i żywność. Jeśli zaś się zatrzyma...

Na początku jest trochę jak w podobnych filmach fantastycznych - ocaleni dzielą się na dobrych i biednych oraz bogatych i złych. Bogaci żyjąc z przodu, zaś biedni z tyłu, w warunkach jak w obozie koncentracyjnym. Ludzie ci traktowani są jak podludzie przez mieszkańców Przodu oraz brutalnych strażników, żyją w brudzie i trudzie, a jedynym ich pożywieniem są syntetyczne batony proteinowe. Curtis, nieoficjalny przywódca Tyłu, planuje przewrót. Zdaje sobie sprawę, że jest tylko jeden sposób na to, by odmienić los swój i swoich ludzi - musi dotrzeć do czoła pociągu i opanować lokomotywę. I wtedy właśnie... kończy się dramat w oklepanym stylu trwający na szczęście zaledwie jakieś 20 minut. Pozostała część filmu to intrygujące skrzyżowanie psychologicznego horroru i groteski.

"Snowpiercer" jest wbrew pozorom produkcją bardzo nieprzeciętną, zdecydowanie niekomercyjną i warto potraktować ją jako rodzaj niemal horroru psychologicznego utrzymanego w formie groteski, z elementami czarnej komedii. Sceny takie, jak przemówienie przedstawicielki rządu, lekcja w wagonie sekcji przedniej, strzelanina w tejże szkole czy niesamowita, surrealistyczna walka ze strażnikami przerwana w celu... uczczenia nadejścia Nowego Roku budzą śmiech i grozę jednocześnie. Z jednej strony jest to zabieg artystyczny, z drugiej - jak mniemam - zamierzona przez twórców chęć urealnienia filmu. Można sobie tylko wyobrażać, jak ogromne spustoszenia w psychice wyrządza zamknięcie ludzi z małej przestrzeni, w dodatku na całe życie! Muszę tutaj zwrócić uwagę na świetną grę aktorów, zwłaszcza Tildy Swinton, rewelacyjnej w roli nie do końca chyba normalnej członkini rządu i Eda Harrisa jako Wilforda, konstruktora i maszynisty "Snowpiercera".

Wspominałem o nawiązaniach do "Nowego Wspaniałego Świata". Twórca pociągu, Wilford, jest tutaj czczony niemalże jako bóstwo, cudotwórca, który pospieszył z pomocą na ratunek ludzkości skazanej na zagładę - podobnie jak Henry Ford (nieprzypadkowa zbieżność nazwisk) w powieści Aldousa Huxleya. Wilford jest uosobieniem geniuszu i nieomylnej władzy. Podobnie jak w rzeczonej powieści podzielone jest społeczeństwo i podobnie są niektóre zachowania klas wyższych, wpajanie od małego jedynie słusznych "nauk" Wilforda. Jest jednak różnica: "Nowy, Wspaniały Świat" wyrażał obawy związane z rolą techniki, zaś "Snowpiercer" pełni podobną rolę jeśli chodzi o nauki społeczne. Można go odczytać jako ostrzeżenie przed zagrożeniem, jakie może nieść starannie przygotowana manipulacja za pomocą programu kształcenia czy kontroli nad mediami. Taki system jest wynaturzony, przetrwać mogą w nim tylko jednostki posłuszne, ale społecznie dysfunkcjonalne. Ludzie trzeźwo myślący, dostrzegający błędy i wypaczenia są skazani na niezrozumienie i porażkę. Największą tragedią pasażerów "Snowpiercera" jest bowiem fakt, że panujący potworny, wynaturzony system społeczny jest jedynym, który pozwala na przetrwanie. Równe traktowanie wszystkich nie wchodzi w grę. Koniec pociągu to koniec wszystkiego - poza nim nie ma życia, nie ma świata, nie ma niczego. I niestety mam wrażenie, że w pewnym stopniu da się to przenieść na naszą rzeczywistość.

"Snowpiercer" ma jeszcze jedną wyróżniającą go cechę. Jeśli przyjrzeć się obrazom z komiksu, to widać, że aktorzy zostali starannie dobrani i ucharakteryzowani, by jak najbardziej przypominać swoje pierwowzory. Mam natomiast parę zastrzeżeń dotyczących tytułowego "bohatera", którego rola w powieści graficznej jest znacznie większa i mocniej akcentowana. Co za tym idzie, czytelnik lepiej zdawał sobie sprawę z tego, jak złożonym, delikatnym i podatnym na zniszczenie był świat "Snowpiercera". Na potrzeby filmu pociąg został skrócony do zaledwie 65 wagonów, czyli ponad 15-krotnie! Lokomotywa była potężną maszyną pochłaniającą śnieg i lód leżące przed nią i z nich właśnie czerpiącą energię (stąd zresztą nazwa pociągu) - tutaj jest jakieś "perpetuum mobile". Szkoda, bo film traci na umownie rozumianym realizmie. Poza tym pociąg w filmie prawie się nie pojawia w ujęciach z zewnątrz - a szkoda. Rozumiem, że film miał być czymś więcej, niż zbiorem efektów wizualnych, ale chociaż kilka ładnych ujęć dodałoby dramatyzmu, a przy tym jak efektownie by wyglądało...

Niedociągnięcia są drobne i po prawdzie nie mają wielkiego wpływu na film. Złowroga jego wymowa jest dość dobitna, zaś znakomite kreacje aktorskie nie pozwolą o sobie szybko zapomnieć. Niestandardowy pomysł, oryginalna fabuła czynią ze "Snowpiercera" film oryginalny i wyróżniający się zdecydowanie na korzyść. Bez zbędnej przesady mogę wycenić go na 9/10.

1 komentarz:

  1. Zgadzam się z każdym zdaniem. Zajebiste, twarde, mocne. Pozostaje mi tylko polecić poprzednie filmy reżysera.

    OdpowiedzUsuń