piątek, 23 maja 2014

Wielki rok - ptasia przygoda

The Big Year

USA 2011
Scenariusz: Howard Franklin
Reżyseria: David Frankel

Ostatnimi czasy wzięło mnie na obserwowanie ptaków czyli coś, co fachowo nazywa się birdwatchingiem. Wbrew nazwie to coś więcej, niż tylko wypatrywanie przypadkowo napotkanych ptaków podczas spaceru. Ja jestem zaledwie amatorem, ale pełnokrwisty birdwatcher ma na podorędziu dobrą lornetkę, aparat fotograficzny wart kilka średnich krajowych pensji, terenowe buty i strój pozwalający na taplanie się w błocie przy huraganowym wietrze i zacinającym deszczu. Wszystko po to, żeby "zaliczyć" jak najwięcej gatunków w ciągu roku czy całego życia. Dowodów nie trzeba - jest to po prostu "sport" dla uczciwych.

Prawdziwy birdwatching to fanatyzm niemalże religijny. Znam osobę, która z własnej, nieprzymuszonej siedziała jakieś trzy godziny nieruchomo na wieży obserwacyjnej przy sztormowym wietrze i minus 20 stopniach, żeby obejrzeć dzięcioła czarnego. Są tacy, którzy potrafią wziąć urlop na żądanie i wydać ostatnie pieniądze po to, żeby na własne oczy ujrzeć pierwszego od 50 lat strepeta na ziemiach polskich. Legenda głosi, że pewien miłośnik ptaków zakrapiał sobie oczy solą fizjologiczną, żeby nie mrugnąć okiem i nie przegapić, jak zimorodek będzie wylatywał z norki. Ja sam niedawno, w najbardziej parszywą pogodę, jaka kiedykolwiek zdarzyła mi się na weekend majowy, łaziłem po rozlewiskach przemoczony od stóp do głów i ze skręconą kostką po to, żeby obejrzeć walki batalionów. Miłośnicy ptaków potrafią zapomnieć o całym świecie: w święto państwowe dziwią się, że sklepy są pozamykane. Ptaki nie świętują, nie wywieszają flag, więc birdwatcher łatwo zapomina, że na przykład 3 maja to dzień inny niż wszystkie.
W USA ptasiarze posunęli się jeszcze o krok dalej. W XIX wieku w USA organizowano wielkie polowania na ptaki. W 1900 roku pewien ornitolog wpadł na pomysł, by zamiast strzelać do ptaków - liczyć je. Tak narodził się "Wielki Rok" - konkurs polegający na tym, by w ciągu roku zobaczyć lub usłyszeć jak najwięcej gatunków ptaków na terenie Ameryki Płn. W 1987 roku Sandy Komito osiągnął niesamowity wynik - 723 gatunki. Wszyscy uważali, że rekord jest nie do pobicia - szczególnie sam Komito. Tymczasem dwóch innych miłośników ptaków postanowiło pobić ten wynik. Komito oczywiście się o tym dowiedział i postanowił za wszelką cenę (dosłownie i w przenośni) obronić tytuł najlepszego ptasiarza na świecie. Wyścig ten stał się podstawą do napisania powieści "Wielki Rok", na bazie której powstała bardzo sympatyczna komedia obyczajowa. Wbrew pozorom, nie jest to film hermetyczny i osobom, którym ptaki są obojętne, też może się spodobać.

Głównym bohaterem i narratorem filmu jest programista Brad, który będąc w trudnej sytuacji życiowej postanawia udowodnić samemu sobie, że coś potrafi i decyduje się wziąć udział z Wielkim Roku - corocznym konkursie dla miłośników ptaków. Konkurs polega na tym, by odnaleźć (zobaczyć lub usłyszeć) jak najwięcej gatunków ptaków w ciągu roku. Największymi rywalami Brada są: odchodzący właśnie na emeryturę finansista Stu, który chce zrealizować życiowe marzenie oraz Kenny, budowlaniec z zawodu i zwycięzca kilku poprzednich edycji konkursu, gotów obronić tytuł za wszelką cenę. A ponieważ cała trójka to fanatyczni "ptasiarze", rywalizacja jest zażarta, a dozwolone są niemal wszystkie chwyty. 



"Wielki rok" to jedna z najciekawszych pozycji z półki "komedie obyczajowe"; głównie ze względu na bardzo nietypową fabułę. Osią filmu nie jest bowiem wątek miłosny czy problemy rodzinne. Owszem, te rzeczy też się pojawiają: Brad dochodzi do siebie po rozwodzie i ciągle kłóci się z ojcem uważającym go za nieudacznika; Kenny nie może pogodzić się ze swoją żoną, która chce, by mąż choć trochę uwagi skierował z ptaków na nią; Stu czuje się niepotrzebny i nie wie, co zrobić z wolnym czasem po przejściu na emeryturę. Można dojść do wniosku, że birdwatching to dla bohaterów forma ucieczki przed problemami i rozterkami życiowymi. Czy jednak na pewno? Wydaje mi się, że niecodzienne hobby każdemu z nich pozwala nie tylko uciec od problemów, ale na swój sposób także uporać się z nimi.

Ciekaw jestem bardzo, jak odbierali film ludzie, którzy ptakami raczej się nie interesują bądź nie mają hobby, któremu poświęcają znaczną część czasu i pieniędzy. "Wielki rok" to film, który doskonale i wbrew pozorom wcale nie prześmiewczo ukazuje prawdę o birdwatcherach i ich pasji, dla której cierpliwie znoszą oni znój i niewygody. Gotowi są w każdej chwili pojechać przez cały kraj po to, żeby zobaczyć sowę śnieżną. Nie zważają na rany i złamania, kiedy w zasięgu wzroku jest dzięcioł duży. Wpadają w autentyczną depresję, kiedy stracą jedyną okazję obserwacji alki krzywonosej, a możliwość ujrzenia na własne oczy migracji tysięcy ptaków jest niemal religijnym przeżyciem. Co poniektórzy posuwają się zapewne nieco za daleko w swoim poświęceniu ptasim obserwacjom i płacą za to wysoką cenę. Czy warto? To już pozostawiam do oceny widzom. Rzecz dotyczy zresztą nie tylko ptasiarzy: wielokrotnie widziałem miłośników kolei cierpliwie czekających na wietrze i mrozie, by zrobić zdjęcia ukochanej lokomotywy.

"Wielki rok" ma przy okazji świetną obsadę. Wcielając się w Brada, Jack Black stworzył postać nieco zagubionego, leczy ciepłego i sympatycznego człowieka. W roli Stu możemy zobaczyć Steva Martina, który, no cóż, po prostu jest sobą. Jednak najlepiej wypada Owen Wilson jako Kenny - najbardziej bezwzględny i fanatyczny z całej trojki bohaterów. Ogromną zaletą filmu są piękne zdjęcia. Nasi ptasiarze w poszukiwaniu rzadkich gatunków przemierzają całe Stany Zjednoczone, głównie ich najdziksze i nietknięte przez ludzi tereny. Widzimy gorące, spalone Słońcem Góry Skaliste, mroźne lasy Alaski, dzikie skały Aleutów. No i oczywiście możemy też podziwiać wiele niezłych ujęć różnych niespotykanych u nas ptaków. Laicy mogą się przy okazji przekonać, że ogromną ekstazę wywołują czasem ptaszki małe i niepozorne. Po prostu są one znacznie rzadsze lub trudniejsze do odnalezienia niż majestatyczne bieliki czy inni "giganci" ptasiego świata. Z przemowy Brada do chorego ojca możemy się zresztą dowiedzieć, że małe, szare ptaszki są znacznie ciekawsze, niż te duże i kolorowe.

Biorąc pod uwagę wszystko powyższe naprawdę dziwię się, że "Wielki rok" przeszedł zupełnie bez echa; chyba nawet nie pojawił się w kinach, a i na DVD trudno go zdobyć. Pewnie dlatego, że film został powszechnie uznany za zbyt hermetyczny - moim zdaniem zupełnie bez powodu. Gorąco polecam ten film każdemu, kto ma chęć na niegłupią rozrywkę. A jeśli po seansie uznacie, że fajnie by było wybrać się gdzieś w teren, żeby przyjrzeć się naszym opierzonym przyjaciołom, to znakomicie - film spełnił swoje zadanie.

3 komentarze:

  1. Chyba naprawdę trzeba siedzieć w birwatchingu żeby czerpać zabawę z tego filmu. Mnie za przeproszeniem wk**rwił. Bo tak jak lubię każdego aktora z osobna w tym filmie, razem przez swoje role wypadli jak dla mnie kiepsko.Generalnie miał to być film o pasji i stawianiu na szali wszystkiego jeżeli chodzi o swoje hobby (włącznie z rodziną itd). Jeżeli tak miało być, to ten aspekt powinien być właśnie poruszony z większym naciskiem. Rozumiem że to komedia, ale jeżeli miała być w założeniu nieco "hermetyczna" (a pewnie tak było), to powinna być pociągnięta w kierunku obyczaju. Dla mnie zmarnowany potencjał na fajną historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co do zmarnowanego potencjału to się nie mogę zgodzić z powodów, o których napisałem. Jednakże zgadzam się w pełni z tym, że to film dość hermetyczny. W Polsce birdwatching jest bardzo mało popularny, wiele osób nawet nie wie, co to jest. Tymczasem na zachodzie Europy i w Ameryce takich zapaleńców jest znacznie więcej - dość powiedzieć, że organizowane są specjalne wycieczki czy loty czarterowe dla grup ptasiarzy. Spodziewam się, że w Ameryce ten film był odbierany zupełnie inaczej, niż u nas. Śmieszne jest jeszcze jedno - polscy "ptasiarze" narzekają, że w tym filmie za mało skupiono się na ptakach właśnie, a za dużo jest obyczajówki.

      Usuń
    2. Jeżeli chodzi o "ptasiarzy" to całkiem zrozumiałe. Większość "branżowych" filmów, będzie przez "branżę" niedocenionych. To oczywiste że w 90 minutach nie można przerobić tematu i tym bardziej zadowolić ekspertów. Do tego co jest na zachodzie to się oczywiście nie umywa, nie mówiąc o całym tym World Series of Birding. Pamiętam że po seansie nawet trochę pochodziłem po ich stronie :) (a to akurat na plus dla filmu, że ktoś sobie doczytał więcej)

      Usuń