piątek, 8 sierpnia 2014

Robin Crowe... znaczy Robin Hood lepszy od innych

Robin Hood

Wielka Brytania, USA 2010
Scenariusz: Brian Helgelard
Reżyseria: Ridley Scott

Legendę o Robin Hoodzie zna każdy. A kto wie, jak powstała? Za pierwowzór bohatera uznaje się czasem wyjętego spod prawa łucznika Robina Hode'a, który od 1225 roku musiał uciekać przed prawem z powodu długów. Z czasem Hode zamienił się w "Hood" (maleńka gra słów), dodano wesołą kampanię (pierwowzór zapewne też miał towarzyszy - trzeba było tylko ich nazwać), pojawiła się lady Marion - i legenda gotowa. Prawie... bo jeszcze przydałoby się osadzić ją w "ciekawszych" czasach. Z pomocą przyszła historia - a właściwie jedna postać, Jan bez Ziemi; prawdopodobnie najgorszy król w dziejach Anglii. Tak nielubiany, że już nigdy żaden król angielski nie nosił tego imienia. Znienawidzony przez wszystkich, nieudolny, okrutny i samolubny, skłócony z tamtejszymi możnowładcami - idealny zły charakter! Do tego wystarczy dodać jego przeciwieństwo - "szlachetnego" Ryszarda Lwie Serce, który oczywiście staje po stronie Robina i już wszystko jest na miejscu. Legenda o Robin Hoodzie to wdzięczny temat dla filmu. Dzielny, wyjęty spod prawa bohater, który pomaga biednym walcząc z nieuczciwym szeryfem i księciem, wątek miłosny... Idealny materiał na film!

Wszystko fajnie, ale historycznie trochę nie tak. Ryszard Lwie Serce prawdopodobnie nie znał słowa po angielsku, a "swoje" królestwo traktował wyłącznie jako źródło finansowania kolejnych wypraw wojennych. W Anglii prawie nie przebywał. Z kolei Jan bez Ziemi dopiero po przejęciu pełni władzy pokazał, co potrafi. To, że Robin doskonale posługiwał się łukiem, świadczyć musiało o jego niskim pochodzeniu. Ślub szlachcianki z człowiekiem z gminu był zaś w tamtych czasach zupełnie niemożliwy. Na dodatek filmów i seriali o Robin Hoodzie trochę już powstało - jak nakręcić coś oryginalnego? Jak nadać historii o banicie z Sherwood trochę świeżości? Na szczęście z pomocą przychodzi fantazja scenarzysty i wsparcie historyków. Dzięki temu można legendę opisać w sposób nieco bardziej wiarygodny, a na dodatek film wydaje się nowatorski. Podobnie uczynił Wolfgang Petersen kręcąc niesłusznie niedocenioną "Troję". I tak w 2010 roku powstał "Robin Hood", który ma mniej wspólnego z legendą, za to więcej - z historią.

Kręcąc Robin Hooda, Ridley Scott nieco zmienił czas akcji. Zwykle jest to mniej więcej rok 1194, gdy Ryszard Lwie Serce przybył do Anglii, by uspokoić nastroje i swojego brata. Tutaj mamy zaś rok 1199. Król Ryszard przebywa we Francji, gdzie dowodzi armią oblegającą zamek hrabiego Limousine. Wśród podkomendnych króla wyróżniają się trzy osoby: znakomity łucznik Robin Longstride oraz trójka piechurów: Mały John i Will zwany Szkarłatnym oraz Allan. Cała czwórka dokonuje cudów męstwa, jednak zostają surowo ukarani za kilka słów szczerości wypowiedzianych w obecności króla - na jego życzenie. Następnego dnia król został postrzelony przez kusznika z zamku. Robin i jego koledzy uwalniają się i postanawiają wrócić - stracili szacunek dla kraju i chęć walki. Po drodze spotykają resztki oddziału Anglików. Rycerze ci wieźli do kraju koronę, ale zostali napadnięci przez Francuzów. Ostatni z oddziału, sir Robert z Loxley, prosi Robina o przekazanie korony matce Ryszarda, a swojemu ojcu - miecza. Początkowo niechętny, Robin przysięga rycerzowi dostarczenie przesyłek.

Dla własnego bezpieczeństwa Robin i jego kompani wracają do kraju w przebraniach rycerzy. Po ceremonii przekazania korony jadą do Loxley, gdzie Robin poznaje wdowę po sir Robercie, Marion, która z trudem panuje nad upadającym majątkiem, gnębiona w dodatku przez pazernego proboszcza i miejscowego szeryfa. Niewidomy ojciec kobiety wpada na pomysł - Robin zostanie w Loxley jako sir Robin i wraz z przyjaciółmi pomogą w odbudowie świetności majątku. A czas ku temu jest najwyższy - przywódca zamachowców przedostaje się do Anglii. Udając wiernego poddanego, radzi świeżo koronowanemu królowi Janowi zaostrzenie polityki podatkowej. Budzi to zrozumiałą niechęć możnych, a w dodatku wielu z nich nie stać na zapłacenie nowych danin. Część ludzi się buntuje, kraj staje na  krawędzi wojny domowej. Wszystko to jest zgodne z planem króla Francji, który tylko czeka na okazję, by zaatakować Anglię. Jedynym który zaczyna domyślać się prawdy, jest właśnie Robin. Problem w tym, że nie może ujawnić tożsamości, gdyż za podszywanie się pod rycerza grozi kara śmierci.

"Robin Hood" nie jest tylko kolejną adaptacją znanej legendy, jest raczej wprowadzeniem do niej. Z filmu poznajemy przede wszystkim pochodzenie Robin Hooda - i wszystko jest w miarę wiarygodne historycznie. Poznajemy Robina jako łucznika, a więc człowieka z gminu - w tamtych czasach łuk był uważany za broń "niehonorową", gdyż nie walczyło się nim twarzą w twarz. Dowiadujemy się, jakim cudem stał się możliwy jego romans z lady Marion - kobietą z wyższych sfer. Słusznie zauważono w filmie, że podszywanie się pod rycerza groziło śmiercią, ale rzecz jest w miarę wiarygodnie załatwiona: a trzeba wiedzieć, że pod względem ogólnie rzecz ujmując obycia angielscy chłopi znacznie różnili się od polskich i prezentowali wyższy szeroko pojęty poziom. Robinowi stosunkowo łatwo byłoby wejść w rolę - zwłaszcza że na rycerstwo miał okazję się napatrzeć, a więc i poznać jego zwyczaje.

Właśnie "historyczność" jest najmocniejszą stroną tej wersji "Robin Hooda". Nie mam tu na myśli samych wydarzeń. Nie jestem z wykształcenia historykiem i nie mam na tyle dużej wiedzy, by ustalić z całą pewnością, czy faktycznie miała miejsce próba inwazji Francuzów na Wyspy Brytyjskie. Chociaż akurat mogę potwierdzić, że okoliczności śmierci Ryszarda Lwie Serce były takie, jak ukazano w filmie. Pewne rzeczy na pewno "nagięto" na potrzeby fabuły". Natomiast film jest bezcennym źródłem informacji o codziennym życiu mieszkańców XII-wiecznej Anglii. Spójrzmy chociażby na stroje - zarówno rycerstwa, jak i chłopów. Przypatrzmy się wyposażeniu domów, ulicom miast i wsi. Na uwagę zasługuje jeden fakt: czysto wówczas nie było, wiadomo, ale obalono mit o braku higieny mieszkańców średniowiecza. Otóż ówcześni ludzie nie bali się zabrudzić, zresztą błoto i brud były wszędzie, ale jednocześnie często się kąpali, chociaż nie tyle ze względów zdrowotnych, co estetycznych.

Bardzo dobrze oddano też kwestie społeczne. Wspomniałem już o pochodzeniu Robin Hooda - łuki były wówczas bronią biedoty, która zwykle nie nosiła mieczy, ale broń jakąś musieli mieć. Anglicy swoich chłopów uzbroili w długie łuki, które pozwalały razić rycerzy na odległość nawet do 150 m i nieraz decydowały o zwycięstwie w boju. Nie zmieniało to faktu, że łucznicy byli uważani za gorszy rodzaj wojska i ludzi - mimo że był z nich większy pożytek, niż z rycerstwa. I jak można zauważyć - nawet nie nosili mieczy. Ukazano też wyraźnie, że duchowieństwo było bardzo silnie podzielone - bogaci hierarchowie kościelni nie wahali się wykorzystywać zabobonnego lęku "prostaczków" i łupić ich ze wszystkiego, zaś pomniejsi duchowni żyli wśród ludzi i nierzadko wykonywali różne prace. Przypadkiem ukazano też znaczącą rolę duchowieństwa w rozwój kultury agrarnej - to właśnie mnisi i księża nauczyli się np. hodować pszczoły, a także nowoczesnych metod wysiewu, uprawy roli itp. Ukazano też pomijany zwykle, a dość niestety popularny aspekt średniowiecza w postaci band młodocianych wyrostków, którzy - pozbawieni domów i rodzin - musieli sami zdobywać pożywienie i ubranie, a zdobywali je najczęściej napadając na podróżnych i rabując wioski.

Bardzo mocną stroną filmu jest obsada aktorska. Russel Crowe po raz kolejny udowodnił, że jest absolutnie najlepszym aktorem wszech czasów, a przy okazji - że wręcz został stworzony do ról w filmach kostiumowych. Perfekcyjnie prezentował się w kapitańskim mundurze w "Panu i Władcy", a teraz równie świetnie wygląda i czuje się w kolczudze. W rolę lady Marion wcieliła się Cate Blanchett, której niepospolita uroda znakomicie pasuje do tej roli. Blanchett wygląda na kobietę silną duchem, a filmowa lady Marion musiała taka właśnie być: mieć poczucie własnej wartości i pozycji społecznej, a jednocześnie nie bać się wykonywać cięższych prac. Warto zauważyć, że nie ubiera się bogato - należy do sfery wyższej, ale nieco zubożałej. Świetnie wypadają też Kevin Durand jako Mały John, a także Mark Strong jako demoniczny niemalże Godfrey - doradca króla Jana na usługach Francuzów i główny antagonista w filmie. Świetnie też wypadł Oscar Isaac jako Jan bez Ziemi - nieczuła, chciwa, egoistyczna i cyniczna bestia w ludzkiej skórze.

Cudna w tym filmie jest charakteryzacja i sceneria - jak przystało na angielski film kostiumowy: nie ma cudownie znikających ran (chyba że ma to świadczyć o upływie czasu), ludzie po podróży są jak należy brudni, siadając do stołu są przynajmniej w pewnym stopniu oczyszczeni. Łucznicy używają strzał, a kusznicy - bełtów (dziwne, ale dawniej te "szczegół" był pomijany). Nie ma anachronizmów w stylu naczyń z innej epoki. Pięknie oddano też herby na chorągwiach i tarczach; widać, że ktoś zadał sobie trud konsultacji ze specjalistami od heraldyki, by uniknąć "wtopy" typu umieszczenia metalu na metalu w herbie (sami sprawdźcie sobie, co to znaczy, he, he). Ukazano też rzecz niebagatelną - żeglugę. Idealnie odzwierciedlono mianowicie kształt i ożaglowanie statków, a także warunki podróżowania w XII wieku. W tym fakt, że niekiedy nawet duże statki żaglowe wyposażone były dodatkowo w wiosła, by móc pływać po rzekach. Warto zwrócić uwagę na "furty" rozładunkowe na statkach przewożących konie - to nie wymysł; w tamtych czasach naprawdę istniały jednostki skonstruowane na kształt współczesnych promów i temu samemu służących! Niestety występowały pewne problemy ze szczelnością (również pokazane na filmie!), przez co takie "promy" często tonęły...

"Robin Hood" Ridleya Scotta jest moim zdaniem najlepszą z poznanych przeze mnie ekranizacji przygód banity z Sherwood - w każdym razie jeśli chodzi o filmy. Nie trzyma się kanonicznej wersji legendy, ale dodaje jej realizmu i po prawdzie dla mnie jest nawet bardziej fascynująca niż "oryginał". Trudno mi po prawdzie nawet namierzyć mi jakąś słabą stronę. Na upartego mogłoby nią być odejście od znanej wersji legendy - ale z mojego punktu widzenia to nawet zaleta. Polecam, nie tylko miłośnikom średniowiecza.

1 komentarz:

  1. Watch robin hood 2010 full movie free on zmovies now. ...and then I would not have subjected myself to the reason-why-some-people-should-be-banned-from-cinemas-personification sitting next to me. He was chomping away at his nachos like they were his last, he elbowed me a couple of times trying to get to his water, his phone kept buzzing and he answered every time. He got popcorn stuck somewhere inaccessible – have you ever heard a cat coughing up a fur ball?
    Click los movies watch movies free now.

    I have to admit that I was not aware that this version of Robin Hood was an intro to the legend (didn't see any previews), I was waiting for the well known storyline to unfold, in frustration. Maybe if I watched it knowing that the arrow was not going to be splitting an arrow (a scene I was looking forward to in Ridley's interpretation), I might have enjoyed the novelty of it.


    See more: Robin hood 2018 review – Movie review coming soon

    Nothing in the movie makes sense at all. All I knew is that in the beginning, Robin Hood and all those other guys were on a Crusade, and that's it. Everything else was cloudy and confusing. Why did they put Robin Hood in the stocks? Was it because he punched that guy for no reason? The movie moves on to that little town that gets raided by those kids with creepy masks on. What was that all about? I don't think they ever explained why they were wearing masks and what they wanted or what the point of their appearances were. There were a lot of battle scenes, which were exciting to some extent, but they were outweighed by long, boring scenes with people just talking. And what were they talking about?? The accents, I think were either over-exaggerated, or badly done, because I had no idea what any of the characters were saying half the time. And what was with Russel Crowe?

    See more: Robin Hood cast - – Hot film 2018

    OdpowiedzUsuń