piątek, 1 sierpnia 2014

Jack Strong - czy szpieg to zdrajca, czy bohater?

Jack Strong

Polska 2014
Scenariusz i reżyseria: Władysław Pasikowski

Regularnie spotykam się z zarzutem, że nie opisuję w ogóle polskich filmów. To nieprawda - przecież opisałem... no cóż, dwa jak dotąd. Problem w tym, że w polskiej kinematografii nie ma niczego, co by mnie zachwycało. Jakoś tak się składa, że dramaty mnie na ogół nudzą, kino moralnego niepokoju jest zbyt nachalne i po prawdzie znam filmy animowane, które mają więcej do powiedzenia. Ale największy problem polega na tym, że bardzo niewielu polskich reżyserów przyjmuje do wiadomości, że kino powinno przede wszystkim służyć rozrywce - co wcale nie znaczy, że przy okazji nie może sięgać na górną półkę. Jednym z nielicznych, którzy tę prawdę rozumieją i się do niej stosują, jest Władysław Pasikowski.

Dla jednych jego filmy są kultowe. Dla innych - nie do zniesienia z powodu przedmiotowego traktowania kobiet i sporej ilości "mięsa". Co do pierwszego argumentu - albo przypadek, albo chęć podkreślenia psychiki innych bohaterów. Wstawianie "na siłę" poprawnych politycznie postaci nigdy żadnemu filmowi nie wyszło na dobre. Co do drugiego argumentu - litości... czy naprawdę ktoś spodziewa się, że na przykład policjanci w akcji rozmawiają ze sobą cytując Mickiewicza? Język prostacki, ale prawdziwy - lepsze to, niż ugrzecznianie na siłę. Poza tym Pasikowski często podejmuje tematy trudne i niewygodne, zmusza widzów do myślenia, a przy tym dawał im też kawał solidnego, trzymającego w napięciu kina sensacyjnego. Nie inaczej jest w wypadku "Jacka Stronga", filmu ukazującego dzieje pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Jedni (w tym i ja) uważają go za bohatera, inni za zdrajcę. Młodsi widzowie mogą nawet nie wiedzieć, kim on był. Film znakomicie zaspokaja wszystkie trzy grupy widzów. Ci pierwsi dostaną potwierdzenie tego, co i tak wiedzą. Ci drudzy dostaną wyjaśnienie, dlaczego pułkownik podjął się działalności szpiegowskiej na rzecz obcego państwa. A wszystko jest opowiedziane w taki sposób, że nawet ludzie nieinteresujący się historią zrozumieją, o co chodzi.

Na początku widzimy Kuklińskiego jako zdolnego oficera sztabowego, który swoim bystrym umysłem zwrócił uwagę przełożonych - nawet tych w Moskwie. Cieszy się dużym zaufaniem, więc dostaje więc posadę związaną z dostępem do ściśle tajnych materiałów. Jednocześnie jednak dochodzi u niego do przemiany - przypadkiem widzi nagrania z Grudnia 1970 w Gdyni. Widok żołnierzy strzelających do własnych rodaków i wspomnienia jednego z uczestników zajścia wstrząsają Kuklińskim do tego stopnia, że decyduje się on nawiązać współpracę z amerykańską agencją wywiadowczą. Urzędnicy CIA początkowo są sceptyczni, ale potem dostrzegają, że dostarczane materiały są prawdziwe i na dodatek niezwykle istotne. Współpraca zostaje więc nawiązana. Jednocześnie Kukliński, świadom tego, ile ryzykuje, żyje w coraz większym stresie, który pogłębia się, gdy w najwyższych szczeblach dowodzenia Układu Warszawskiego rozpoczyna się śledztwo w sprawie domniemanego szpiega.

Film, jak wspomniałem, ani zbytnio nie gloryfikuje, ani nie oczernia Kuklińskiego. W filmie zostały użyte słowa samego bohatera, który twierdził, że nigdy nie działał na szkodę Polski, a jedynie na rzecz obalenia komunizmu i upadku ZSRR. W filmie przedstawiono go właśnie jako idealistę - dowodzi tego chwila, gdy twierdzi, że nie chce żadnych prezentów ani pieniędzy (co zresztą jest powodem braku zaufania amerykańskich wywiadowców). Czy tak było naprawdę i czy Kukliński nie brał pieniędzy za dostarczane informacje - nie wiem. Nawet jeśli, to dla mnie i tak jest bohaterem (bo i czemu jedno miałoby drugiemu przeczyć?). Nie rzucał się z motyką na Słońce, nie machał bezmyślnie szabelką - działał w sposób sensowny, przemyślany i skuteczny. A i ryzykował przecież wiele. Bohaterstwo to oczywiście rzecz względna - ale trzeba zauważyć, że to w znacznej mierze dzięki działalności ludzi takich jak "Jack Strong" właśnie system komunistyczny poległ. I to się nazywa realny sukces.

Jednocześnie filmowy Kukliński nie jest kryształowy. Czasami popełnia kardynalne błędy, nie całkiem rozumie politykę wielkich mocarstw i "zasady postępowania" szpiega, przez co nie raz niemal daje się złapać. Poza tym Kukliński zajęty pracą zawodową i chęcią zdobycia jak największej ilości materiałów ma coraz gorszy kontakt z rodziną. Jeden z synów go unika, żona oskarża o to, że niszczy ich małżeństwo. A nasz bohater patrzy na to wszystko, cierpi... i nic nie robi. Czy Kukliński żył w takim stresie, że nie stać go było na drobny wysiłek porozumienia z rodziną, czy po prostu był upojony poczuciem misji do spełnienia - trudno powiedzieć. Niezależnie od tłumaczenia w swojej obojętności posunął się chyba za daleko.

Czytając opinie na forach zauważyłem, iż niektórzy uznali za wielką wadę filmu, że filmowy Kukliński ani na chwilę nie traci panowania nad sobą. Nie byłem i nie jestem żołnierzem, ale na swój sposób jakiś stres też przeżywam i jedno mogę powiedzieć na pewno: skoro bohater "dochrapał" się stopnia pułkownika i to za komuny, to musiał mieć nielichą odporność psychiczną. A co do rzeczy ma komuna, ktoś zapyta? Ma wiele - niewiele pamiętam z tamtych czasów, ale wiem, że ludzie, zwłaszcza na stanowiskach związanych ze służbami mundurowymi czy politycznymi żyli w ciągłym strachu. Jedno niewłaściwe słowo, jeden nieostrożny czyn mógł poskutkować aresztowaniem pod byle pretekstem. Kiedy człowiek rozmawiał sobie ze znajomym na ulicy, robił to ze świadomością, że być może w tłumie znajduje się jakiś konfident, który tylko czeka na możliwość złożenia donosu odpowiednim służbom. A Kukliński? Oficer wojska, pracujący w wywiadzie i mający styczność z oficjelami z ZSRR? Ten to dopiero przeżywał męki; niemalże na każdym kroku był inwigilowany, sprawdzany, podejrzewany... aż dziw, że tyle lat wytrzymał.

Przy okazji niejako "Jack Strong" to jednocześnie solidne, trzymające w napięciu kino sensacyjne. Nie ma tu wysokobudżetowych efektów wizualnych, walk, strzelanin, nie ma (prawie) pościgów samochodowych. Jednak jest kilka scen, podczas których widz zaciska ręce na podłokietnikach i z niecierpliwością czeka na to, co stanie się za kilka sekund. Wszystko załatwione jest odpowiednimi ujęciami, gestami i mimiką postaci. Kiedy odzywa się dzwonek u drzwi, nigdy nie wiadomo, czy to swój, czy może milicja z nakazem aresztowania. Jeśli Kukliński spotyka przyjaciela, to nie wiadomo, czy to nadal jest przyjaciel. I tak przez cały film. Doskonały dreszczowiec muszę przyznać. I co najważniejsze - elementy sensacyjno-kryminalne nie przyćmiły fabuły i bohatera, a przeciwnie - podkreśliły jego dramatyczne położenie.

Pasikowski nie czyni z Kuklińskiego bohatera. Przedstawił przyczyny takiej a nie innej decyzji pułkownika. Pokazał, co "Jack Strong" zrobił i ile go to kosztowało. Ocenę moralną jego postępowania pozostawia widzowi. Nie narzuca się z opinią - za to pokazuje, jak było. Pokazuje, jak bardzo upodlona była wtedy Polska. Jeden z kolegów pułkownika pyta go, czy oni na pewno są Polakami, czy może są już radzieccy - mimo obecnych problemów, niedostatków i skandali z udziałem różnych osób mimo wszystko cieszę się, że ja nie muszę zadawać sobie tego pytania. I nie wątpię, że pułkownik Kukliński też miał w tym swój udział.

1 komentarz:

  1. Ten film się Pasikowskiemu udał. Dobrze naszkicowany portret człowieka, który podejmuje wątpliwą moralnie decyzję. Nawet jeśli Kukliński był bohaterem, przyczynił się do upadku komunizmu i uratował Polskę to wiele na tym stracił. Jego dwaj synowie zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach i Pasikowski o tym wspomina tak jakby wierzył, że to nie były wypadki, ale świadome działania mające ukarać Kuklińskiego za jego zdradę. To tragiczna postać, nie wypada jej oceniać, wybrał jak to się mówi mniejsze zło i zapłacił za to wysoką cenę. Dorociński w swojej roli znakomity, jedyny poważny zgrzyt obsadowy to Patrick Wilson, moim zdaniem beznadziejny aktor.

    OdpowiedzUsuń