Rapture-Palooza
USA 2013Scenariusz: Chris Matheson
Reżyseria: Paul Middleditch
Biblijna Apokalipsa ze względu na swoją treść i żywe opisy nadnaturalnych zjawisk i bestii to wdzięczny temat na film lub powieść. I to nie tylko ze względu na starcia Dobra i Zła, bo na Ziemi też ma być wesoło. Jeśli ktoś nie zna lub nie pamięta Objawienia zamieszczam mały skrót: najpierw zostaną żywcem wzięci do Nieba prawi chrześcijanie. Na
tych, którzy zostaną na Ziemi, będą zsyłane różne plagi takie jak
krwiożercza szarańcza, deszcz krwi, głazy spadające z nieba. Ma się też objawić Antychryst w ludzkiej postaci, który pociągnie
ze sobą wielu ludzi. Tych, którzy za nim nie pójdą, spotykać mają różne represje i prześladowania. Potem ma nadejść ostateczna walka Jezusa z Szatanem i upadek tego drugiego. Ci, którzy mimo ucisku przeciwstawili się Złu,
ostatecznie trafią do Nieba. Ci zaś, co poszli za Antychrystem, zostaną wraz
z nim potępieni na wieczność.
Dzieł inspirowanych Objawieniem trochę nawet powstało - w tym opisywany jakiś czas temu przeze mnie, wcale niezły film "Megiddo". Z dzieł literackich najbardziej wyróżnia się może niezbyt wybitny, ale nawet ciekawy, mało znany u nas cykl "Opowieść o czasach ostatecznych". Cykl ten, liczący obecnie już chyba z 15 tomów, opowiada historię ludzi, którzy pozostali na Ziemi po wniebowzięciu prawych i przeżywają wielki ucisk. Utrzymane jest to w tonie thrillera i fantastyki (zaznaczyć przy tym muszę, że autorami są mocno wierzący chrześcijanie i z ich punktu widzenia cykl ma być swego rodzaju przestrogą) i dość dobrze oddaje atmosferę całego Objawienia.
Zaiste, trudno byłoby stworzyć komedię na ten temat: cierpienia i śmierć niewinnych, prześladowania, klęski żywiołowe... Tym bardziej zdziwiło mnie, że taka rzecz się udała. Jest to film "Rapture-Palooza", oparty luźno na wspomnianej "Opowieści o czasach ostatecznych". Tytuł filmu został przełożony przez polskiego dystrybutora niezbyt szczęśliwie na "Jak nie dać się przelecieć diabłu". To jakże wierne tłumaczenie sugeruje komedię niezbyt inteligentną, opartą na jednoznacznych aluzjach do seksu i niewybrednych żartach; na szczęście jest nieco inaczej. Fakt, nie jest to dzieło ambitne, pierwszy to przyznam. Jednak ogólnie film trzyma poziom mniej więcej w okolicy "Wiecznie żywego" czy "Zombielandu". Jeśli komuś te filmy się podobały, to "Rapture..." też pozostawi miłe wspomnienie.
Główną bohaterką i jednocześnie narratorką filmu jest Lindsey, nastolatka z Seattle, która wraz z rodziną i swoim chłopakiem Benem stała się świadkiem niezwykłego wydarzenia. Pewnego dnia nagle tysiące ludzi na świecie po prostu znikają - jak się okazuje, dotyczy to tylko praktykujących i prawych chrześcijan, którzy zostali żywcem wzięci do nieba. Lindsey i jej bliscy, jako ateiści lub agnostycy, zostali na Ziemi. Potem nadchodzą klęski: pojawiają się krwiożercze (i gadające) insekty, występują opady krwi, wreszcie z nieba spadają regularnie meteoryty (na szczęście niewielkie). Pojawiają się też rzeczy, o których Biblia nie wspomniała: zmarli chodzą sobie dalej i napadają na żywych (na szczęście można wykupić się "ziołem"), a wszyscy są prześladowani przez opowiadające sprośności kruki. Do tego pojawia się Antychryst - pochodzący z murzyńskiego getta obrzydliwie bogaty, wulgarny, prostacki i głupi Earl Gundy, nazywający się Bestią. Przypadkiem dochodzi do władzy i sieje grozę i terror na świecie. Problem w tym, że przymuszeni trudną sytuacją życiową Lindsey i Ben muszą szukać pracy w jego posiadłości, a dziewczyna wpada w oko "Bestii", który daje jej ultimatum: albo zostanie ona jego żoną, albo jej bliscy umrą straszną śmiercią.
Stworzenie komedii o takiej tematyce nie jest wbrew pozorom zadaniem prostym. Łatwo bowiem przyczepić mu łatkę obrazoburczego - a w Ameryce to bardzo poważny zarzut. Poza tym ile można... Twórcy "Rapture..." starali się jak mogli, by tego uniknąć, dlatego przeinaczanie wątków biblijnych jest ograniczone do niezbędnego minimum. Czy wyszło to filmowi na dobre, czy na złe, to inna rzecz - mnie się wydaje, że parodiowanie Biblii jest już nieco wyświechtane i dobrze, że nie ma tego zbyt wiele. Twórcy filmu skupili się za to na bardzo dosłownym ukazaniu "wielkiego ucisku". Zwrócili przy tym uwagę na pewne niedomówienia i kwestie, nad którymi czytelnicy Biblii zapewne w ogóle się nie zastanawiają. Od narratorki dowiadujemy się na przykład, że wśród "wniebowziętych" znaleźli się piloci, maszyniści, kierowcy... zdarzyło się, że zniknął lekarz podczas operacji lub chemik niosący wysoce niestabilną substancję wybuchową. Skutkiem Boskiego miłosierdzia była więc niewiarygodna liczba katastrof. Zgodnie z literą Biblii różne stwory, w tym ptaki na niebie, miały "złorzeczyć" ludziom - tylko że w wydaniu XXI-wiecznym owe złorzeczenia przybierają formę sprośnych uwag i niedwuznacznych propozycji. Wreszcie, gdy dochodzi do powstania martwych z grobów, okazuje się, że są na pół rozłożeni. Nie dość, że niektórzy polują na żywych, to w dodatku zachowali pewne ludzkie odruchy - np. zamiłowanie do palenia różnego zielska.
Jak poradzić sobie w "czasach końca"? Okazuje się, że w XXI wieku, w epoce gier komputerowych, filmów SF, horrorów i różnych technicznych cudów, mieszkańca naszej planety trudno jest zadziwić czy przerazić. Wbrew pozorom, nie doszło ani do szczególnego złorzeczenia Bogu, ani do masowego przejścia na satanizm. Żywe trupy można przekupić marihuaną. Szarańcza jest odporna na środki owadobójcze, co rodzi powszechną krytykę niewydolności przemysłu chemicznego. Krew padająca z nieba również nie prowadzi do masowych nawróceń - raczej do narzekania na niską skuteczność płynów do spryskiwaczy. Naprawdę załamani są jedynie ci, którzy przez chwilę znaleźli się w niebie, a potem trafili z powrotem na Ziemię, bo wyrazili radość zamiast żalu nad tymi, co pozostali. Straszliwe plagi opisywane przez świętego Jana okazują się więc raczej dolegliwościami, do których da się przywyknąć. Gorzej, że brakuje rąk do pracy.
Oczywiście, skoro jest Apokalipsa, to musi być i Antychryst. Jego postać to - moim zdaniem - jedyna, ale dość poważna wada filmu. Otóż "Bestia" to nic innego niż typowy "gangsta" z wulgarnymi tekstami, rzucający na prawo i lewo aluzje do seksu lub mniej lub bardziej obleśne propozycje. Jego niewiarygodna głupota i chamskie odzywki śmieszą tylko przez chwilę, ale szybko zaczynają męczyć - za dużo tego. Poza tym, jeśli w wypadku takiego filmu można mówić o wiarygodności, to wierzyć się nie chce, że taki oszołom może być wcielonym Złem, które chce walczyć z Bogiem. I że w ogóle osiągnął jakiekolwiek wpływy i władzę. Z drugiej strony charakter "Bestii" daje na swój sposób do myślenia: tak naprawdę to jego czyny są niczym w porównaniu z plagami, jakie spadają na ludzkość w wyniku Boskiego planu, bez jakiejkolwiek interwencji Zła. Fakt, "Bestia" jest obleśny; fakt, jest okrutny; fakt, za nic ma ludzkie życie. Ale też w razie nieposłuszeństwa mu, człowiekowi grozi "jedynie" szybka śmierć.
Mimo swoich wad i niezbyt wyszukanego momentami humoru, "Rapture..." to sympatyczna, lekka komedia, którą można sobie obejrzeć i nie żałować poświęconego na nią czasu. Potem pewnie dość szybko się o niej zapomni - ale dotyczy to ogromnej większości istniejących filmów. A ten jest przynajmniej trochę oryginalny. Najbardziej śmieszne jest to, że ponoć został uznany za obrazoburczy z dwóch powodów. O jednym nie napiszę, bo musiałbym zdradzić szczegóły finału, a drugi jest taki, że... film nie niesie ze sobą przesłania skłaniającego do nawrócenia! Istotnie, w porównaniu z potwornymi wizjami, jakimi straszą nas na przykład Świadkowie Jehowy, koniec świata w "Rapture" jest ukazany jako równie trudny do przetrwania co życie w dowolnym wielkim mieście. Ludzie potrafią znieść wszystko, łącznie z Apokalipsą. Grunt, żeby nie zabrakło kawy.
własciwie rzecz biorąc to to wzięcie w apokalipsie nie występuje to jest autorski pomysł amerykańskich baptystów :) może z lekka inspirowany starym testamentem bodajże jednym zdaniem w księdze daniela :) co zresztą nie powinno dziwić przecież takie wydarzenie samo w sobie spowodowało by że wszyscy by się połapali co się dzieję i z zaskoczenia ludzkości końcem świata wyszły by nici :)
OdpowiedzUsuń