czwartek, 15 stycznia 2015

Eskadra "Czerwone ogony" - zapomniani bohaterowie II Wojny Światowej

Red Tails

USA 2012
Scenariusz: Aaron McGruder, John Ridley
Reżyseria: Anthony Hemingway

Mało kto wie, że jednym z najbardziej rasistowskich narodów w okresie międzywojennym były Stany Zjednoczone Ameryki. Podziały rasowe zaznaczały się niemal w każdej dziedzinie życia, a sytuacja w kraju niesamowicie przypominała RPA za czasów apartheidu. Istniały kościoły dla białych i czarnych, szpitale, szkoły i tak dalej. Co ciekawe, w Alabamie, w mieście o nazwie Tuskegee, założono nawet uniwersytet dla ludności kolorowej. Sytuacja jeszcze wiele lat po wojnie nie uległa znaczącej poprawie.

Jedynym miejsce, w którym podziały rasowe zaznaczały się w nieco mniejszym stopniu, było wojsko. Co prawda specjalny raport z 1925 roku stwierdzał, że Czarni nie są mogą być pełnowartościowymi żołnierzami, gdyż są tchórzliwi, nieposłuszni, mają skłonność do niesubordynacji i nie można na nich polegać. Jednak nie uszedł uwagi wojskowych drobny drobny epizod z okresu ataku na Pearl Harbor, kiedy to czarnoskóry pomocnik kucharza na jednym z okrętów w momencie ataku rzucił wszystko i kiedy inni miotali się w panice, on wśród eksplozji, huku i płomieni podbiegł do karabinu, po czym zestrzelił japoński samolot. Dlatego czarni zaczęli w coraz większym stopniu wnikać w szeregi armijne, gdzie niejednokrotnie wykazywali się odwagą i walecznością.


Nieco gorsza sytuacja była w lotnictwie. Siły powietrzne uważane były nadal za na swój sposób elitarne, a piloci, zwłaszcza myśliwscy, musieli być bardziej godnymi przedstawicielami swojego kraju niż ktokolwiek inny. Dlatego idea zatrudnienia czarnych pilotów z trudem przenikała do twardych głów dowództwa U.S. Army. Ostatecznie jednak, w dużej mierze za sprawą poparcia sprawy przez Eleonorę Roosevelt, żonę ówczesnego prezydenta kraju, doszło do sformowania jednostki myśliwskiej, w której służyli wyłącznie czarnoskórzy piloci i mechanicy.

Jednostka ta, oficjalnie znana jako 332 Eskadra Myśliwska, a nieoficjalnie - jako "Eskadra Czerwone Ogony" od malowania samolotów, początkowo odbywała monotonne loty patrolowe na przestarzałych samolotach. Jednak braki kadrowe i straty ponoszone przez wyprawy bombowe skłoniły dowództwo do powierzenia "Czerwonym Ogonom" lepszego sprzętu i odpowiedzialnych zadań. Chcąc się wykazać, piloci 332. dawali z siebie znacznie więcej, niż od nich wymagano. Szybko stali się znani i uwielbiani - okazało się bowiem, że eskortowane przez nich grupy bombowe ponoszą znacznie mniejsze straty, niż inne (czasami w ogóle "Czerwonym" udawało się odprowadzić "swoich" bez strat). Ich wkład w wysiłek wojenny był znaczny - ale o wiele ważniejszy był fakt, że znakomite wyniki 332. były kamieniem milowym, który później zaowocował zanikiem postaw rasistowskich.

Historia tej eskadry przez wiele lat po wojnie była omijana przez filmowców. Może dlatego, że II Wojna Światowa obfitowała w wiele bitew i epizodów; poza tym sfilmowanie losów 332. eskadry byłoby kłopotliwe ze względu na konieczność ukazania złożonych problemów rasowych tamtych lat. Ostatecznie powstały jednak dwa filmy na ten temat. Jeden z nich, "Tuskegee Airmen" (u nas znany jako "Czarna eskadra"), to produkcja telewizyjna skupiająca się właśnie na kwestiach obyczajowych. Drugi, to film "Red Tails", czyli "Eskadra Czerwone Ogony" z 2012 roku, wyprodukowany przez George'a Lucasa.

Opis filmu jest w tym momencie zbędny - praktycznie już to zrobiłem wcześniej. "Red Tails" ukazuje oczywiście losy pilotów 332. eskadry, przy czym film Lucasa zdecydowanie przewyższa swojego poprzednika. Stosunkowo wysoki budżet pozwolił bowiem na stworzenie nakręconego z rozmachem widowiska batalistycznego z kilkoma doskonale dopracowanymi scenami bitew powietrznych, nie unikając przy tym wątków obyczajowych i społecznych. Udział G. Lucasa w tworzeniu filmu można poznać także po tym, że nie ma tu patosu czy nadmiaru tragizmu, za to jest kawał solidnego kina akcji z dodatkiem dramatu, a także wątkiem romantycznym, który w wypadku tego filmu wcale nie jest "wypełniaczem", lecz odgrywa bardzo ważną rolę w opowieści.

Zacznę może od kwestii społecznych. "Red Tails" ukazuje bohaterów, którzy nie myślą zupełnie o tym, że reprezentują "czarną rasę" - oni chcą po prostu walczyć o wolność swoją i narodów deptanych przez Hitlera. Czekają jedynie na szansę wykazania się. Kwestie rasistowskie pojawiają się one jedynie w scenach w kwaterze dowództwa sił powietrznych, kiedy czarnoskóry pułkownik stara się za wszelką cenę przekonać generała, że jego ludzie są pełnowartościowymi pilotami i zasługują na zaufanie. Z przykrością należy przy tym stwierdzić, że dopiero konieczność i wysokie straty dały im szansę dowiedzenia swojej wartości - rasistowskie uprzedzenia były silne w środowisku pilotów. 

Kontrastem dla tej postawy jest zachowanie mieszkańców Włoch, gdzie stacjonuje 332. eskadra - Europejczycy są ukazani jako ludzie tolerancyjni, którzy oceniają ludzi po ich zachowaniu. Wspomniałem o wątku romantycznym - jeden z pilotów eskadry zakochuje się z wzajemnością we Włoszce mieszkającej w miasteczku, gdzie stacjonuje jednostka. Warto zauważyć, że kobieta ta nie robi zupełnie żadnej uwagi, żadnej miny. Podobnie zachowuje się jej matka. Dla nich człowiek ten jest po prostu dobrze wychowanym młodzieńcem, który walczy o to, by ich kraj był wolnym krajem. kolor skóry zupełnie nie ma dla nich znaczenia. Nawet Niemcy, mimo początkowego zdumienia, szybko uczą się szacunku dla "czarnych" myśliwców - tak jak szanuje się sprytnego i doświadczonego wroga. Ostatnimi, którzy akceptują pilotów 332., są niestety ich rodacy...

Lucas nie byłby Lucasem, gdyby w filmie nie znalazło się kilka solidnych scen batalistycznych. "Red Tails" zapadnie mi w pamięć przede wszystkim za sprawą kilku znakomicie nakręconych scen walk powietrznych. Widok setek bombowców sunących po niebie, kontrastujące z nimi szybkie i zwinne myśliwce potrafią zrobić wrażenie nawet na tych, co na co dzień filmów wojennych nie oglądają. A finalna bitwa, w której piloci 332. muszą zmierzyć się z niemieckimi odrzutowcami, przewyższającymi ich maszyny pod każdym względem, budzi autentyczną grozę i podziw. 

Należy także zwrócić uwagę na pracę kamery i mistrzowski montaż. Aby laik lepiej wczuł się w sytuację pilotów myśliwskich i zrozumiał znaczenie pewnych detali technicznych decydujących o tym, że jeden samolot o lata świetlne przewyższa inny, stosowano kilka odmiennych typów filmowania. Początkowe sceny, gdy bohaterowie latają na przestarzałych maszynach, są długie i dość statyczne, nawet gdy dochodzi do walk. Później, gdy piloci przesiadają się do szybkich i nowoczesnych maszyn, sceny stają się krótkie i urywane, co podkreśla dynamizm tego, co dzieje się na ekranie.

Muszę też napisać parę słów o "ludzkiej" stronie filmu. Otóż filmowi piloci są bardzo ludzcy. Z jednej strony chcą walczyć i bić Niemców; z drugiej - przed walką czują strach, który przełamują, każdy na swój sposób. W powietrzu zachowują się czasami wzorowo, a czasem - pod wpływem stresu, emocji i adrenaliny - popełniają większe lub mniejsze błędy. Czasami wracają zwycięscy, a bywa, że sami ponoszą poważne straty. Czują jednak, że patrzy na nich cała Ameryka - od dowódców poczynając, na dziennikarzach kończąc. Wiedzą, że jeśli się postarają, to wszystkich będzie interesował tylko ich sukces, a na kolor skóry nikt nie zwróci uwagi - a na pewno nie po to, żeby umniejszać ich osiągi. 

Na koniec muszę podsumować działalność "prawdziwej" 332. eskadry. 200 razy eskortowali bombowce. W czasie tych wszystkich wypraw straconych zostało jedynie 25 maszyn, za których bezpieczeństwo odpowiadali! Zestrzelili na pewno 110 samolotów, a raz zdarzyło się, że wdali się w walkę z odrzutowcami niemieckimi, zestrzeliwując trzy z nich przy stracie jednego tylko własnego myśliwca. Żadnej innej eskadrze amerykańskiej nie udał się taki wyczyn. Nieco przypadkiem udało im się także zatopić okręt. Słowem - 332. eskadra ukazała w pełni swoją wartość. Jej sukces miał jeszcze jeden wymiar - społeczny. Wobec pełnej poświęcenia postawy pilotów i mechaników jednostki nie było wyjścia - segregacja rasowa w armii USA została raz na zawsze zniesiona. I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wpis.

1 komentarz: