Avatar
USA 2009Scenariusz i reżyseria: James Cameron
Jednym z ciekawszych pomysłów naukowo-filozoficznych ubiegłego wieku była powstała w latach 80. "hipoteza Gai". Pracownik NASA, James Lovelock wysunął teorię, że wszystkie organizmy żyjące na Ziemi działają wspólnie i dzięki temu na naszej planecie mogą istnieć najlepsze możliwe dla wszystkich organizmów warunki życia. Równowagę Gai zakłócili dopiero ludzie, co w przyszłości może się na nas niestety srodze zemścić. Hipoteza ta nie doczekała się dowodów naukowych - chociaż gwoli sprawiedliwości należy dodać, że nikt jej przekonująco nie obalił (możliwe, że po prostu nikt z "poważnych" uczonych nie podjął się tego wysiłku). Niemniej, wpisała się ona idealnie w rozwijający się prężnie ruch New Age i chociaż jej twórca jest znany przez garstkę fanatyków, to idea przetrwała w świadomości wielu ludzi. Jednym z tego owoców jest film, którym dzisiaj się zajmę, a mianowicie "Avatar" Jamesa Camerona.
Film jest na tyle znany (również przez jego przeciwników), że aż głupio opisywać jego fabułę. Ale dla porządku trzeba. Bohaterem jest Jake Sully - kaleki były żołnierz U.S. Marine. Poznajemy go, jak leci na Pandorę - ogromny księżyc jednej z bliższych Ziemi gwiazd. Na tej planecie wydobywany jest niezwykle rzadki i cenny minerał, jednak jego wydobycie jest utrudnione, gdyż planeta jest zamieszkana przez Na'vi - humanoidalne istoty żyjące na poziomie pierwotnych ludzkich plemion. Brat-bliźniak Jake'a brał udział w programie "Avatar", którego uczestnicy kierowali sztucznie wyhodowanymi istotami podobnymi do Na'vi, by móc się z nimi porozumieć. Niestety brat zginął, więc Jake, jako bliźniak, poproszony jest o jego zastąpienie w programie. Niestety, zupełnie nieznający przyrody Pandory Jake popełnia błąd i znajduje się sam w środku dżungli. Z opresji ratuje go Neytiri - członkini jednego z plemion tubylców. Korzystając z okazji, przełożeni Jake'a wyznaczają mu zadanie: zdobyć zaufanie Na'vi i namówić ich do opuszczenia swojej ziemi. W przeciwnym razie dojdzie do rzezi. Jake uczy się więc obyczajów tubylców, a z czasem zaczyna coraz lepiej rozumieć niezwykłą przyrodę planety, na której się znalazł.
Tworząc "Avatara", Cameron postanowił wzorować się na mistrzyni. Nie ukrywał bowiem fascynacji powieścią Ursuli K. Le Guin "Słowo "Las" znaczy "Świat"". W powieści tej mamy przedstawioną próbę kolonizacji planety, którą zamieszkuje rasa istot, dla których rozlegle lasy porastające lądy są traktowane jako jeden ogromny organizm. Wszyscy są jedynie jego częścią i mogą nawiązać w razie potrzeby kontakt z całym dosłownie światem - co staje się przyczyną niezrozumienia i wrogości ze strony ludzi, a ostatecznie - ich klęski. I ten właśnie pomysł wykorzystał i zmodyfikował Cameron. W "Avatarze" wszystkie organizmy Pandory wyposażone są w wyrostki, za pomocą których mogą łączyć się z innymi istotami, co pozwala na wytworzenie psychicznej więzi. W dodatku istnieją tam drzewa, które mają podobną zdolność. Mnie osobiście najbardziej ujęło to, że niektóre drzewa potrafią przechowywać myśli przekazane przez Na'vi, a proces ten ma w filmie uzasadnienie naukowe. Tym sposobem drzewa te pełnią funkcję "twardego dysku"! Świetny pomysł moim zdaniem.
Niektórym współczesnym filmom zarzuca się, że braki w koncepcie nadrabiają stroną wizualną. Chciałbym, żeby w przypadku innych filmów efekt był tak fenomenalny, jak w "Avatarze". Od premiery tego filmu minęło ponad pięć lat, a ja do tej pory nie widziałem nic lepszego pod tym względem. Pewnie dlatego po wyjściu z kina oceniłem ten film znacznie wyżej, niż pół roku później. Ale... mój Boże, jakież on zrobił piorunujące wrażenie! Te wszystkie zwierzęta, pojazdy... wierzyć się nie chciało, że to wytwór komputera. Ponadto "Avatar" był jednym z bardzo nielicznych filmów, gdzie efekt trójwymiarowości był faktycznie widoczny - nawet w dynamicznych scenach. Poza tym świat przedstawiony jest... no, po prostu piękny. Wszystkie ukazane tam istoty są co prawda wzorowane na organizmach znanych z Ziemi, ale są na tyle zmienione, że wydają się zupełnie obce i groźniejsze. Dotyczy to zwłaszcza latających stworów, których dosiadają Na'vi. Ach, polatałby sobie człowiek na takim...
W kontraście do Pandory pozostają wytwory ziemskiej technologii. Zamiast życia zgodnie z naturą mamy tu próbę podporządkowania jej. Próbę z góry skazaną na porażkę, czego symbolem stają się maski gazowe, w których muszą poruszać się koloniści. Jednak nawet wytwory człowieka w tym filmie mają w sobie pewne drapieżne piękno. Na przykład mechy bojowe kierowane przez ludzi wyglądają jak groźni drapieżcy - są toporne, ich wygląd i kolorystyka są niemal odstręczające, ale w ruchu te pojazdy nabierają zaskakującej zręczności i elegancji. Spore wrażenie wywiera też statek kosmiczny przewożący ludzi z Ziemi. Przypomina nieco "Discovery" z "Odysei Kosmicznej', jednak w porównaniu z nim jest znacznie bardziej elegancki, żeby nie rzec - piękny. Technika ludzi nie różni się wiele od naszej: wszak akcja dzieje się w przyszłości stosunkowo niedalekiej. Świadczy to o rozwadze samego Camerona, który zamiast brnąć w różne wynalazki, ukazał technologię ludzkości jako logiczne i konsekwentne rozwinięcie tej z naszych czasów.
Ze stroną "ludzką" - mam na myśli zarówno aktorów, jak i postacie przez nich grane - różnie bywa. Zdaję sobie sprawę, że chodziło o przeciwstawienie dobrych i złych, ale chyba przesadą było wszystkich protagonistów czynić "nerdami", słabymi i wyraźnie niezaradnymi w obcym świecie. Za to antagoniści są bez wyjątku potężni - albo względem wpływów, albo uzbrojenia. Nieco prymitywne zagranie. Z drugiej strony Sam Worthington świetnie wpisał się w postać zagubionego i szukającego swojego miejsca Jake'a. Jednak najciekawszą postacią moim zdaniem jest pułkownik Quaritch grany przez Stephena Langa. Nie wiem, na ile to przypadek, a na ile celowe działanie, ale to istne wcielenie tytułowej postaci z gry "Duke Nukem 3D". Piękna sprawa. Jest zły, bezwzględny, ale na pewno nie głupi. I może to dziwne, ale nawet kiedy wykazuje się skrajnym okrucieństwem, jakoś nie można pozbyć się dla niego pewnego szacunku. Cóż - dopingujemy dobrych, ale kochamy się w złych.
Teraz parę słów o wadach. Największą z nich jest zbytnie podobieństwo organizmów zamieszkujących Pandorę do przyrody ziemskiej. Cameron ponoć uczynił to celowo, gdyż chciał zwrócić uwagę na piękno naszego świata, lecz osiągnął efekt przeciwny do zamierzonego: Pandora zachwyciła wielu widzów do tego stopnia, że po wyjściu z kina, kiedy patrzyli na swoje otoczenie, popadali w zrozumiałą depresję. Druga rzecz, którą odbieram jako wadę, to nieścisłość w wyglądzie istot zamieszkujących Pandorę. Wszystkie zwierzęta mają po trzy pary kończyn i dwie pary oczu oraz nozdrza na szyi. Na'vi, jako jedyni mają dwie pary kończyn, jedną parę oczu i nozdrza w nosie. Mała rzecz, ale mocno rzuca się w oczy. Trzecia sprawa to moje osobiste odczucie: szkoda, że Na'vi są ludem w zasadzie nieróżniącym się od naszych pierwotnych plemion. Zdolność tworzenia więzi z innymi istotami aż prosiła się o wytworzenie jakichś wynalazków opartych na biotechnologii albo przynajmniej jakimiś zdolnościami ponad nasze wyobrażenie.
Zabierając się za pisanie o niektórych filmach, zastanawiam się, jak
to przełoży się na liczbę osób, które więcej mojej pisaniny nie będą
chciały czytać. Oberwało mi się, jak zmieszałem z błotem "Byzantium";
zebrałem parę wyzwisk, kiedy dla odmiany niezwykle wysoko oceniłem
"Mroczne Cienie". Najgorzej było chyba z serialem "Szpital Królestwo",
kiedy stwierdziłem, że amerykańska wersja jest o niebo lepsza od
oryginalnej. No cóż, takie jest moje zdanie, a nie będę pisał inaczej
tylko dlatego, że "tak wypada". Mam w związku z tym nadzieję, że zostanie mi wybaczone, że "Avatara" bronię zębami i pazurami. I będę bronił nadal, gdyż moim zdaniem ten film zasługuje na uznanie.
"Mam w związku z tym nadzieję, że zostanie mi wybaczone, że "Avatara" bronię zębami i pazurami." Zawsze lubiłem obrońców swojej racji. Im bardziej są w mniejszości tym lepiej :) Sam film był po części rewolucją w kinie. Tego nie można mu odebrać. Ja uważam, że Avatar to najgorszy film Jamesa Camerona. Po pierwsze i najważniejsze (bo rzutowało później na cały odbiór) to design rasy obcych. W ogóle nie kupiłem tego wyglądu i przez to nie mogłem się wczuć i tym bardziej wystawić dobrej oceny.
OdpowiedzUsuń"Sam Worthington świetnie wpisał się w postać zagubionego i szukającego swojego miejsca Jake'a." tutaj się zgodzę.
Jednak to co miało być głównym "wabikiem" i tym co odróżniało tytuł od reszty to z pewnością podejście do technologii 3d. Dla mnie to była osobista porażka, ponieważ od czasu "Avatara" unikam filmów 3d w kinie. Strasznie się męczyłem. Obraz zamazany, ciemny (miałem czyste okulary :). Takie są moje wspomnienia co do filmu :)
Cześć, przepraszam, że komentarz będzie totalnie nie na temat, ale wiem, że jesteś członkiem forum SEA, a ja od półtora roku czekam na aktywację konta i po prostu muszę skontaktować się z kimś, kto jest już zarejestrowany. :(
OdpowiedzUsuń