piątek, 25 września 2015

Ostatni Legion - trochę inna historia ostatniego cesarza Rzymu

The Last Legion

Wielka Brytania, Włochy, Francja 2007
Scenariusz: Valerio Massimo Manfredi
Reżyseria: Doug Lefler

31 października 475 roku Orestes, naczelnik wojsk cesarstwa na Zachodzie włożył diadem - symbol władzy cesarskiej - na głowę kilkuletniego ledwie chłopca, znanego jako Romulus Augustus. Był to tylko symbol, gdyż faktycznie władzę sprawował właśnie Orestes. Nie cieszył się nią długo - oto najemne wojska złożone głównie z Germanów żądały nadania im sporych połaci ziemi należących do Rzymu. Spotkawszy się z odmową, obrały własnego władcę - sławnego wśród nich wodza Odoakera. Ten ruszył na czele wojsk na Rzym, pokonał resztki armii Cesarstwa Zachodniego, a 23 sierpnia 476 roku przejął władzę w Rzymie. Imperium o 1200-letniej historii, jedno z największych i najbardziej zdumiewających w dziejach świata, przestało istnieć. A co z ostatnim cesarzem Rzymu?

Źródła podają, że Odoaker wykazał się litością - okazał Romulusowi łaskę. Pozbawił go insygniów władzy, ale puścił wolno i nawet nadał mu dożywotnią rentę. Romulus Augustus żył jeszcze do najmniej 30 lat - w każdym razie istnieje wzmianka, która to potwierdza. Po 507 roku Romulus Augustus zniknął z kart historii. Tak oto zakończyła się historia Cesarstwa Rzymskiego. Dość smutny i żałosny to koniec. Niemniej, stał się natchnieniem dla włoskiego pisarza Valeria Massima Manfrediego, który swoją, mocno zmienioną wersję dziejów Romulusa opisał w powieści "Ostatni Legion" i dość zgrabnie połączył z historią Brytanii oraz inną wielką zagadką starożytnego Rzymu - zaginięciem IX legionu



Otóż w I wieku przed naszą erą powstała jednostka znana jako Legio IX Hispana. Legion ten wykazał się wielką walecznością w różnych bitwach, aż został wysłany do Brytanii. Wiadomo, że był tam jeszcze w II wieku nasze ery, ale potem słuch po nim zaginął. Nie wiadomo, co się z nim stało - może został rozbity przez zbuntowane plemiona tubylców? Może został przeniesiony nad Ren do walki z Germanami? Tajemnica zaginięcia IX Legionu sama z siebie stanowiła punkt wyjścia dla innej świetnej powieści i filmu, któremu też zamierzam parę słów poświęcić.

Wróćmy na razie do "Ostatniego Legionu". Początkowo jest on w miarę wiernie oparty na przekazach historycznych - widzimy Romulusa, który jest właśnie pozbawiany władzy, ale też zapewniany o bezpieczeństwie mimo niechęci niektórych wodzów germańskich. Chłopiec zostaje zesłany na wyspę Capri, ale zostaje z niej uwolniony przez opiekunów - byłego legionistę Aureliusza, mądrego nauczyciela Ambrozynusa i oddziału bizantyjskich wojowników. Z ich pomocą trafia do Brytanii, gdzie cala grupa osiedla się w okolicach ostatniej istniejącej fortecy na Murze Hadriana. Okazuje się, że okolica zamieszkana jest przez ludzi kultywujących rzymskie tradycje - potomków zaginionego IX Legionu. Jednak w ślad za Romulusem i jego towarzyszami podążają Germanie chcący odzyskać cennego zakładnika. Synowie legionistów będą postawieni przed wyborem - albo pozostać przy dotychczasowym trybie życia, albo zgodnie z tradycjami przodków przywdzieją zbroje i pod orłami legionowymi pójdą w bój w obronie swojego władcy - ostatniego reprezentanta dawnych wartości.

Z tego opisu widać, że film nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną. Mało tego - jest on pełen przekłamań, anachronizmów i przeinaczeń (dla usprawiedliwienia dodajmy - powtórzonych wiernie za powieścią). Na przykład mur Hadriana ma postać potężnego umocnienia, wysokiego i grubego, podczas gdy w rzeczywistości nie był budowlą zbyt imponującą (dodam, że nigdy nie spełnił swojej obronnej roli). Twierdza na Murze jest potężną murowaną budowlą w stylu gotyckim. Bizantyjska wojowniczka mira używa katarów - broni wynalezionej w Indiach, w średniowieczu. Miecze używane przez bohaterów to cały przekrój oręża od czasów Juliusza Cezara do XIII wieku. I tak dalej...


Z punktu widzenia historyka film jest przerażający, ale na szczęście nigdy nie pretendował do miana ambitnej produkcji wiernie oddającej prawdę. Film ten jest fikcją - próbą uczynienia końca Rzymu nieco bardziej atrakcyjnym i znośnym. Jakoś tak cieplej się robi na sercu widząc na ekranie ludzi, którzy są potomkami wielkiego państwa i są ostoją jego tradycji. W sposób bardzo pomysłowy połączono też historię cesarzy rzymskich z mitami arturiańskimi. Wiem, że nie ma to nic wspólnego z historią - ale czyż taka swoista kontynuacja rzymskich tradycji nie byłaby bardziej godna wielkiego imperium niż rzeczywiste wydarzenia? Warto też dodać, że jest to jeden z nielicznych filmów, gdzie dość szczegółowo ukazano metodę walki legionistów i ich wyposażenie. Dobrze została odwzorowana też taktyka walki legionu: początkowo ukrycie się za murem tarcz i oddanie strzałów przez łuczników, po czym następowało zbliżenie do wroga i walka wręcz. Zwrócę uwagę na jeden szczegół - często przedstawia się legionistów z metalowymi tarczami, tymczasem były one drewniane, obciągnięte skórami, co utrudniało ich podpalenie. I takie właśnie widzimy w filmie.

Poza tym, film po prostu dobrze się ogląda. Zachowano rozsądny umiar w scenach akcji, pozostając w równowadze ze scenami spokojnymi, kiedy bohaterowie wędrują, odpoczywają lub rozmawiają. "Przerywniki" te nie nużą, pozwalają lepiej poznać bohaterów i motywy ich działania. Same zaś sceny batalistyczne - piękna rzecz! Kiedy IX Legion wkracza do akcji, możemy podziwiać siłę i sprawność armii Rzymu. Dopracowano takie szczegóły jak orły legionowe czy obecność oficerów i podoficerów przy każdej jednostce (armia rzymska była zorganizowana nieco podobnie do współczesnych). Sceny walk są krótkie, ale dynamiczne i bez znikających magicznie ran. Mnie osobiście największą radość sprawiła Mira, walcząc jedną z moich ulubionych broni - katarem. Szkoda, że ta katary tak rzadko pojawiają się w filmach - w walce prezentują się o wiele bardziej efektownie niż ograne już chyba katany.

"Ostatni Legion" nie jest kinem historycznym, ale bardzo starannie zrealizowanym filmem kostiumowym. Mamy trochę historii, przygody, nieco na siłę dodany wątek romantyczny, który jednak w niczym nie przeszkadza. Jak to u mnie na blogu bywa - film wybitny to nie jest, ale obejrzeć warto. Co więcej - jestem pewien, że co jakiś czas będę do niego wracał. Niewiele jest bowiem filmów, w których w miarę dokładnie ukazano metodę walki rzymskiego legionu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz