środa, 1 stycznia 2014

Wpuszczony w kanał – animacja dla koneserów


Flushed Away

Wielka Brytania, USA 2006
Scenariusz: Dick Clement, Ian La Frenais, Christopher Lloyd, William Davies, Joe Keenan
Reżyseria: David Bowers, Sam Fell

Na początek, z okazji nadejścia Nowego Roku życzę wszystkim spełnienia marzeń i obejrzenia wielu nowych, ciekawych filmów. Albo też odkrywania na nowo tych, które już znamy.

"Odkrywanie" filmów to coś, co lubię szczególnie. Często w zaciszu domowym zauważam rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi lub po prostu mi umknęły. Dlatego pierwszy wpis w tym roku dedykuję nie żadnej nowości kinowej, ale filmowi sprzed kilku lat, będącemu dziełem mojej kochanej Aardman Animations, wytwórni znanej głównie z filmów, których bohaterami są wynalazca Wallace i jego genialny pie Gromit. Postacie te, jak też cały otaczający je świat, powstały z plasteliny, dlatego filmy z ich udziałem są równie efektowne, co pracochłonne - jeden dzień lepienia to w najlepszym wypadku 100 klatek filmu!

Niedawno AA zupełnie przypadkiem weszła na rynek animacji komputerowych. Było to tak: paru scenarzystów przygotowało zarys filmu opowiadającego historię szczurów zamieszkujących systemy kanalizacyjne Londynu. Okazało się, że użycie dużych ilości wody wyklucza skorzystanie z plasteliny (plastelina się co prawda nie rozpuszcza w wodzie, ale figurki ulegałyby zniszczeniu każdego dnia). Dlatego firma nawiązała współpracę z Dreamworks. Ta dała komputery, ludzie z Aardmana – scenariusz, kształt postaci i całego stworzonego świata. Tak powstał film „Wpuszczony w kanał”, do którego początkowo podszedłem z obawą, ale mile się rozczarowałem. Jest to jedna z najoryginalniejszych animacji, jakie znam.

Bohaterem filmu jest Roddy St. James, szczur (według niektórych opisów mysz) będący zwierzątkiem domowym pewnej bogatej rodziny. Gdy właściciele wyjeżdżają, bawi się, mając dla siebie ogromny i zupełnie pusty dom. Nagle ze zlewu wyłania się Sid – brutalny i obleśny mieszkaniec kanałów. Nieprzywykły do towarzystwa Roddy próbuje się go pozbyć, jednak Sid jest cwańszy i spuszcza go w kanał – dosłownie. Nasz bohater trafia do podziemnego miasta zamieszkanego przez szczury (i co ważne, również ślimaki). Jedyną osobą, która może mu pomóc wrócić, jest Rita, właścicielka nieco zrujnowanej łodzi służącej do poszukiwania cennych przedmiotów w kanałach. Na przeszkodzie naszym bohaterom stoi szef półświatka Al-Ropuch i jego pomocnicy, gdyż Rita ma coś, czego demoniczny płaz bardzo pożąda. Wspólny wróg, perspektywa wynagrodzenia i poprawy życia rodziców oraz 32 sióstr i braci (cóż, w końcu to szczury...) przekonuje Ritę, że Roddy’emu warto pomóc. Ten zaś w trakcie podróży dowiaduje się, że pewne rzeczy są cenniejsze od pochodzenia czy stanu majątkowego.

Dotychczasowe filmy Aardman Animations były skrzyżowaniem komedii i thrillera, z odrobiną kina przygodowego. „Wpuszczony w kanał” trzyma się tej tradycji: twórcy postawili przede wszystkim na wartką akcję i odrobinę napięcia. Pojawia się też typowy dla wytwórni humor: liczne nawiązania do popkultury i znanych dzieł kinowych i telewizyjnych czasami w formie dość bezpośredniej, kiedy indziej w postaci szczegółu drugiego planu. Są też przeróżne zabawy z widzem, wymagające sporej dawki spostrzegawczości, takie jak np. karaluch czytający powieść Kafki, której bohater zamienia się w karalucha właśnie czy wiszący na ścianie wycinek z gazety opisujący atak na ogródki warzywne - zdarzenie ukazane w filmie "Wallace i Gromit: Klątwa Królika", poprzedniej produkcji Aardman Animations. Jest tego mnóstwo, za każdym obejrzeniem filmu trafiam na coś nowego, a wracam do niego dość regularnie. Dodam też, że jeden z takich szczegółów jest drobna reklamą polskiego przemysłu spożywczego. Dużą rolę odgrywa slapstick – ostatecznie jest to kino akcji, a na dodatek jednym ze scenarzystów jest Christopher Lloyd, więc tego typu humor i sposób prowadzenia fabuły znakomicie się sprawdza.

W filmach AA nic nie jest pozostawione przypadkowi, również ścieżka dźwiękowa. Wielką zaletą „Wpuszczonego w kanał” jest właśnie muzyka. Lekko niezrównoważona babcia Rity bierze Roddy’ego za piosenkarza Toma Jonesa – chwilę później widzimy Roddy’ego śpiewającego piosenkę tego artysty. Nawiasem mówiąc wygląd bohatera jest nieco stylizowany na Toma Jonesa z lat młodości. Świetnym ozdobnikiem filmu są ślimaki – sympatyczne kluseczki z oczami na słupkach, obdarzone pięknym głosem, w najważniejszych momentach śpiewające Roddy’emu piosenki przypasowane do jego nastroju. Tym sposobem przekazują mu również ważne życiowe lekcje.

Jedną z tych lekcji jest akceptacja faktu, że najgorszą rzeczą, jaką może się nam przydarzyć, jest samotność. Roddy’ego poznajemy, gdy szaleje po domu w rytm piosenki o wiele mówiącym tytule „Dancing with Myself”. Jest to celny opis sytuacji bohatera, który z czasem będzie odkrywał wartość posiadania przyjaciół. Jednak nie jest to głównym wątkiem filmu, a przynajmniej nie pojawia się jakoś bardzo nachalnie, lecz jakby przypadkowo. Dzięki temu i film, i sami bohaterowie są bardziej prawdziwi – na ile można tak powiedzieć w przypadku animowanej produkcji o gryzoniach. Tak przy okazji: film zawiera też ważną lekcję dla widzów i genialną w swej prostocie krytykę ludzi, którzy uważają, że „happy endy” są żałosne i zadowalają ich zakończenia nieszczęśliwe.

Jeszcze parę słów o stronie technicznej. Animacja we „Wpuszczonym w kanał” jest komputerowa, jednak wszystkie postacie są stworzone tak, jakby były ulepione z plasteliny - Aardman Animations nie zapomniało o tradycji. Mają też wiele cech dla wcześniejszych animacji tej wytwórni: lekko wyłupiaste oczy, niezwykle żywą i zadziwiająco naturalną mimikę, szerokie uśmiechy typu „wszystkie zęby na wierzch”, a w przypadku niektórych postaci również monstrualne wargi. Nawet ruchy postaci i pojazdów są jakby nieco „plastelinowe”, co więcej – celowo „odrealniono" animację wody. Mimo to świat przedstawiony wygląda bardzo prawdziwie, a sami bohaterowie mają sympatyczny i wygląd i zaskakująco ludzkie twarze.
Wszystko powyższe sprawiło, że dla jednych „Wpuszczony w kanał” to film genialny, ale dla wielu jest niezrozumiały i mało zabawny. Chociaż sam zaliczam się do pierwszej kategorii, to jestem w stanie zrozumieć przedstawicieli drugiej, gdyż film wymaga sporej uwagi oraz sporej wiedzy, w tym znajomości piosenek, filmów i książek. Z tego też powodu film polecam głównie widzom dorosłym. Dzieci nie będą wiedziały, kim jest Tom Jones, użycie danej piosenki nie będzie dla nich jasne, ponadto niezrozumiałe będą żarty dotyczące różnych nacji lub nawiązujące do filmów. Tylko dorosły, i to zaznajomiony z historią, zrozumie zachowanie francuskiego komanda, tylko dorosły zrozumie żarty z amerykańskich turystów. Ośmielę się powiedzieć, że „Wpuszczony w kanał” to film hermetyczny, dla koneserów dzieł wytwórni Aardman Animations, którzy taki humor znają i co najważniejsze – lubią.

„Wpuszczony w kanał” to na moje oko film wyjątkowo trudny do oceny. Jego hermetyczność powinienem uznać za wadę i obniżyć mu ocenę. Ale jestem fanatykiem i w swoim filmowym pamiętniczku przyznaję mu ocenę maksymalną – 10 punktów otoczoną wiankiem z serduszek, bo film ten bawi mnie jak żadna inna znana mi animacja i uważam go za genialny. Oczywiście jest to kwestia gustu, a o gustach się nie dyskutuje - jak mawia każde bezguście łącznie ze mną.

3 komentarze:

  1. oglądałem to kiedyś fajny film przy okazji to przykład jak sobie wytwórnie podkradają pomysły bo jakoś w tym samym czasie ratatuj był wypuszczany też o szczurze tyle że w kuchni nie kanale ;)szczęśliwego nowego roku życzę ps.a propos animacji to są też dzieła pana bakshi jak heavy metal ,fire and ice to lata 70-80 są beligjsko francuskiego Picha mój ulubiony to le chainon manquant aka BC Rock (to przerobiona wersja amerykańska osobiście wolę orginał )

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś w tym jest. "Wpuszczony w kanał" nie jest dla wszystkich". Mojej czterolatce nie przypadł do gustu tak jak mi.

    Wszystkiego najlepszego w nowym roku

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy artykuł. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń