piątek, 17 maja 2013

Mama - czyli dlaczego nie lubię japońskich horrorów

Mama

Hiszpania, Kanada 2013
Scenariusz: Andres Muschietti
Reżyseria: Andres Muschietti, Barbara Muschietti, Neil Cross


Tak, wiem, "Mama" nie jest filmem japońskim, nikt nie musi mi tego mówić. Ale kiedy go oglądałem, doszedłem do wniosku, że ktoś postanowił naśladować japońskie filmy, by uzyskać "najstraszniejszy film ostatnich lat". Wyszło moim zdaniem zupełnie przeciwnie. Żeby było jasne: to nie oznacza, że film jest zły. Po prostu - nazwisko Guillermo del Toro zapowiadało film dwuznaczny, horror raczej psychologiczny, gdzie dopiero w ostatniej chwili dowiadywaliśmy się prawdy. Tymczasem powstał... zupełnie zwyczajny i niczym się nie wyróżniający horror - ot, jeden z wielu.

Z opisów zapowiadała się ciekawa historia. Pewnego razu pewien mężczyzna zabija swoją żonę i ucieka z dziećmi do lasu. Zatrzymuje się w domku w lesie, gdzie próbuje z kolei zabić dziewczynki, jednak "coś" go powstrzymuje. Po sześciu latach bratu zaginionego ojca udaje się dziewczynki odnaleźć. Są zdziczałe, boją się ludzi, ale wydają się być w dobrym zdrowiu - zupełnie, jakby miały opiekę. Kiedy zamieszkują ze swoim wujkiem i jego dziewczyną (moją ulubioną postacią w filmie zresztą), ten odkrywa, że wraz z nimi z lasu dotarło coś jeszcze. Dziewczynki twierdzą, że w lesie opiekowała się nimi tajemnicza "mama". Opiekun oraz lekarz będący jego przyjacielem próbują dowiedzieć się, kim ona jest.

Czytając opisy, miałem nadzieję na film wciągający i dwuznaczny, gdzie do samiutkiego końca nie będzie wiadomo, czy istotnie w domu przebywa jakaś postać, czy też jest to wytwór wybujałej wyobraźni dziewczynek, a następnie psychozy ich opiekunów. Niestety, dość szybko wrażenie to upadło - a szkoda, bo siła wcześniejszych horrorów hiszpańskich tkwiła właśnie w takich niejasnościach. Druga rzecz, że twórcy filmu z jakiegoś kompletnie niezrozumiałego dla mnie powodu uznali, że najlepiej będzie sięgnąć po elementy horrorów japońskich. Tym sposobem widzimy - ach, jakże oryginalne! - jakieś pokrzywione duchy-nie duchy, zniekształcone twarze, włosy pełzające po podłodze i ulubiony efekt japońskich horrorów: nagły głośny dźwięk połączony ze zmianą ujęcia. Nie robiło to na mnie wrażenia już w "Kręgu" - nie robi i teraz. Podobnie jak pewna irytująca cecha większości japońskich filmów tej kategorii polegająca na tym, że schemat ich jest jednakowy: jest sobie potwór mordujący ludzi z powodu jakiejś krzywdy z przeszłości, ktoś dowiaduje się, co się stało i jak można potwora powstrzymać, robi to, ale potwór jednak dalej robi swoje. To po co cała akcja z tym szukaniem rozwiązania? W podobnej nieco konwencji utrzymana jest jak najbardziej europejska "Kobieta w czerni", ale tam mamy do czynienia z nawiązaniem do europejskiego kina grozy - w "Mamie" tego brakuje. Inne są też efekty podnoszące napięcie - te stosowane w japońskich filmach są moim zdaniem krzykliwe, gwałtowne, ale na dłuższą metę mało skuteczne i szybko się nudzą, a zaczynają irytować powtarzalnością.

Mimo wszystko nie żałuję jednak, że "Mamę" obejrzałem. Przede wszystkim - co może zabrzmi dziwnie - ze względu na wystrój. Nie wiem, ilu widzów zwróciło uwagę na wyposażenie domu, ale mnie się styl "modern classic" bardzo podoba - a tam mamy całą wystawę tegoż. Meble, lampy i inne akcesoria dobrane starannie, ze smakiem i aż mam ochotę obejrzeć sobie ten film raz jeszcze, by zrobić screeny z co ładniejszymi rzeczami. Druga sprawa to gra aktorów, a zwłaszcza najmłodszych. Moim zdaniem dziewczynki zagrały świetnie - a miały rolę niełatwą: wcielić się w osoby dzikie, pozbawione kontaktu ze światem. Wcieliły się w te role - bardzo wiarygodnie: dowodzi tego choćby scena, gdy młodsza z nich chodzi na czworakach, ale bardzo zwinnie, jak zwierzę. Gotów byłem uwierzyć, że naprawdę wychowały się w lesie. Poza tym film jest bardzo dobry z naukowego punktu widzenia: nie inaczej zachowywały się dzieci dorastające w dziczy, z dala od cywilizacji i ludzi w ogóle. Historia zna takie przypadki - opisane w nich zachowania dzieci można obejrzeć w "Mamie".

Ostatecznie daję "Mamie" 5 gwiazdek na 10 możliwych. Zawiodłem się, dość mocno zresztą. Ale do jednego obejrzenia może być. Warto też obejrzeć zachowania "dzikich dzieci".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz